[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie bądz taka zdziwiona, Juliet - zadrwił. - Nie zawsze się kocha swoją rodzinę.
Zesztywniała.
- Nie wiedziałam - bąknęła.
Przez chwilę przyglądał się jej uważnie; skrzywił się lekko, kiedy dotarło do niego, że
rzeczywiście mówiła prawdę.
- Och, przepraszam - powiedział i potrząsnął głową.
Własna rodzina była jej najgorętszym pragnieniem, kiedy była dzieckiem. Z jakiegoś
powodu matka, której nigdy nie znała, nie wyraziła zgody na oddanie jej do adopcji,
więc dzieciostwo spędziła w rodzinach zastępczych, wśród ludzi, którzy wprawdzie
okazali jej wiele serca, ale celowo starali się jej do siebie nie przywiązad. Miała
piętnaście lat, kiedy umarła mama, i była za duża, by ktoś zechciał ją adoptowad.
Gdy tylko stało się to możliwe, zaczęła żyd na własny rachunek.
Dlatego tak wiele znaczyło dla niej ciepło i serdecznośd, jaką okazał jej William,
zarówno wcześniej, jak i po śmierci Simona; to dlatego, chod Liam z taką pogardą
wyraził się o łączących ją z Williamem więzach, czuła się w obowiązku odszukad
jego starszego syna.
- Nieważne - powiedziała z przymusem.
- Ważne. Do diabła! - Skrzywił się. - Słuchaj, Juliet, chodzmy zjeśd lunch, może to
nas trochę uspokoi.
Nie była zła, ale skoro wolał to widzied w ten sposób, nic nie szkodzi. Może to
będzie ta ostatnia szansa, by jeszcze zmienid jego zdanie na temat firmy.
- Nie licz tylko, że uda ci się mnie przekabacid - odezwał się, jakby czytał w jej
myślach. Weszli do domu.
- Odciąłem się od nich skutecznie dziesięd lat temu i nie mam zamiaru tego
zmieniad!
- Liam...
- Juliet... - odbił piłeczkę, krzywiąc się z leciutką drwiną. Jego zły humor rozwiał się
bez śladu. - Daj spokój i nie wtrącaj się w sprawy, o których nie masz pojęcia -dodał
spokojnie.
- Ale...
- Lunch! - oświadczył stanowczo, bo właśnie weszli do przestronnej otwartej kuchni.
Podszedł do lodówki i zaczął wyciągad jedzenie: warzywa, wędliny i sery. Ten dom
chyba rzeczywiście był jego schronieniem przed światem, miejscem, gdzie mógł
rozkoszowad się spokojem i samotnością. Pewnie zazwyczaj tak było. I jej obecnośd
niczego nie zmieniała: Liam był niewzruszony, jeśli chodziło o firmę.
W milczeniu szykowali jedzenie; potem, napełniwszy talerze, wyszli na dwór i
usiedli przy basenie.
- Tylko pamiętaj, że masz to wszystko zjeśd. - Liam spojrzał na nią ostrzegawczo. -
Już dawno ktoś powinien się za ciebie wziąd, wystarczy popatrzed, jak wyglądasz! -
mruknął, zajadając z apetytem.
Juliet obruszyła się.
- Jesteś nie tylko bezmyślny, ale w dodatku wręcz arogancki!
Roześmiał się swobodnie.
- Podobno! - Skinął głową na potwierdzenie. Możliwe, że człowiek z jego pozycją
może sobie na to pozwolid, ale to nie zmieniało faktu, że denerwował ją taki sposób
traktowania. Z Williamem było zupełnie inaczej, pracowali na całkowicie
partnerskich warunkach; po jego śmierci to ona wydawała polecenia, zarówno w
domu, jak i w biurze.
- A co będzie z domem? - zapytała nagle. - Co chcesz, żeby z nim zrobid?
Przymrużył oczy.
- Z tego, co wiem, jest zapisany dla ciebie - rzucił.
A więc czytał listy wysyłane do niego przez prawników, pewnie te od niej również!
Wprawdzie pozostawiał je bez odpowiedzi, ale to świadczyło, że wcale nie było mu
tak zupełnie wszystko jedno, jak udawał.
Wzruszyła ramionami.
- To twój rodzinny dom... - Urwała, bo dostrzegła wyraz jego twarzy. - Przecież
nazywa się Carlyle House - uzupełniła.
- W takim razie zmieo nazwę. Albo swoje nazwisko - parsknął. - To jest coś, co sam
powinienem zrobid już dawno temu!
- Ale...
- Wino. - Podniósł się gwałtownie. - Powinniśmy do tego napid się wina - oznajmił,
odchodząc w kierunku domu.
Odprowadziła go wzrokiem. Naprawdę był trudny do pojęcia. Zresztą nie będzie
więcej próbowała go zrozumied! Nie można za nim trafid. Raz jest bardzo miły, to
znów wścieka się bez powodu. Wprawdzie tylko wtedy, kiedy rozmowa schodzi na
temat jego rodziny, ale w koocu tylko o tym mieli ze sobą mówid!
Bez słowa przyjęła od niego kieliszek, z przyjemnością upiła łyk chłodnego wina.
- Jedz! - poinstruował ją szorstko. Popatrzyła na niego znad kieliszka.
- Liam...
- Jedz, Juliet - zniecierpliwił się. - Nie prosiłem cię, żebyś przyjeżdżała szukad mnie
na Majorce. Nie chcę mied z tobą żadnych kłopotów, a będę miał, gdy wypijesz za
dużo tego wina na pusty żołądek!
Ależ z niego bezczelny typ! Zupełnie nie liczy się ze słowami! Nigdy w życiu się nie
upiła, właściwie niemal nie tykała alkoholu, a ten sugeruje, że wstawi się kieliszkiem
wina.
Okropny z niego facet. Arogancki gbur. Naprawdę nie można powiedzied o nim
jednego dobrego słowa.
Jadła, nie patrząc na niego, od czasu do czasu upijając łyk wina. Dopiero po jakimś
czasie, kiedy Liam dwukrotnie uzupełnił jej kieliszek, poczuła lekki zawrót głowy. To
pewnie długa jazda w upale i zdenerwowanie rozmową z Liamem zrobiło swoje,
usprawiedliwiła się w duchu. Z całą pewnością nie wino! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl