[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kąpielowe ręczniki.
Gideon zatrzasnÄ…Å‚ drzwi i zamknÄ…Å‚ je na klucz, a potem przycisnÄ…Å‚ Joey do marmu-
rowej ściany i pocałował: nie brutalnie ani władczo, jak się spodziewała, ale z taką żarli-
wą zmysłowością, że nie mogła mu się oprzeć.
R
L
T
Pochłonięta tymi podniecającymi pocałunkami nie protestowała, gdy zdejmował z
niej żakiet i bluzkę. Cofnął głowę i przyjrzał się jej piersiom w kremowym koronkowym
staniku, a potem delikatnie powiódł po nich kciukiem.
- Chcę cię nagą - wydyszał.
Obrócił ją plecami do siebie, a twarzą do lustra, i objął dłońmi jej piersi. Przyjrzała
się swojemu odbiciu i jej podniecenie jeszcze wzrosło, gdy poczuła ciepło oddechu Gi-
deona i napór jego twardego członka.
Napotkała w lustrze jego spojrzenie. Nie odrywając od niej wzroku, pochylił głowę
i lekko musnÄ…Å‚ wargami jej szyjÄ™.
- Zdejmij biustonosz - polecił.
Nadal przyglądając się sobie w lustrze, jak zahipnotyzowana sięgnęła za plecy i
rozpięła go, zbyt oszołomiona, by zaszokowała ją własna śmiałość.
Zsunął ramiączka i stanik spadł na podłogę, odsłaniając nagie pełne piersi z ciem-
noróżowymi twardymi sutkami. Gideon z zapartym tchem wpatrywał się w jej obraz w
lustrze.
- Jesteś piękna - szepnął.
Odwrócił ją do siebie, posadził na marmurowej ławeczce i podciągnął spódniczkę
aż do ud, tak że mógł uklęknąć między jej nogami. Poczuł żar jej podniecenia. Pochylił
się i pieścił wargami najpierw jeden, a potem drugi sutek. Joey zareagowała drżeniem.
- Czy nie jesteś... zanadto ubrany? - spytała nerwowo; pragnęła pieścić jego nagie
ciało, tak jak on pieścił ją.
- Trochę - przyznał z uśmiechem.
Wyprostował się, zdjął marynarkę i krawat i upuścił je na podłogę obok rozrzuco-
nych części garderoby Joey.
- Pozwól mi - poprosiła i łagodnie odsunęła jego dłonie, gdy zaczął rozpinać ko-
szulÄ™.
Patrząc mu w oczy, powoli odpięła wszystkie guziki. Dopiero kiedy zdjął koszulę,
przeniosła wzrok niżej na jego opaloną muskularną klatkę piersiową porośniętą złoci-
stymi włosami. Wolno powiodła dłonią po nagiej skórze.
R
L
T
Zastanawiała się, czy całując jego sutki, sprawi mu taką samą przyjemność jaką on
jej. Zaspokoiła ciekawość, gdy usłyszała urywane westchnienie i Gideon przyciągnął jej
głowę bliżej do swojej piersi. Ośmielona, przesunęła rękę niżej i dotknęła przez spodnie
jego twardej męskości.
- Och, tak, Joey... - jęknął.
Jej pieszczoty stały się śmielsze; gładziła go coraz mocniej i szybciej. Gideon sam
rozpiął i zsunął do bioder spodnie, a potem bokserki. Jęknął gardłowo, gdy poczuł dłonie
Joey na swoim członku. Wiedział, że dochodzi do szczytu, i pragnął go osiągnąć - och,
jak bardzo!
- Zamieńmy się miejscami - powiedziała.
Teraz on usiadł na marmurowej ławeczce, a ona uklękła przed nim. Lekko przesu-
nęła językiem po wrażliwym czubku jego członka, a jednocześnie wciąż pocierała go
energicznie na całej długości.
Wzrokiem zamglonym z pożądania spojrzał w dół i zobaczył, że wzięła go w usta,
nadal obejmując palcami i kontynuując rytmiczne ruchy dłoni.
- Nie zdołam się powstrzymać, jeśli nie przestaniesz! - wydyszał.
Postępując całkowicie sprzecznie ze swym ostrzeżeniem, wplótł palce w lśniące
rude włosy Joey, przyciągnął jej głowę bliżej i instynktownie pogłębił pchnięcia. Drugą
dłonią ujął jej pierś i pieścił wyprężony sutek.
Joey jęczała z rozkoszy. Nigdy dotąd nie była tak intymnie z żadnym mężczyzną - i
nigdy tego nie chciała, zanim nie poznała Gideona. Nigdy nie doświadczyła takiej upaja-
jącej euforii dawania i przeżywania rozkoszy.
- Tak, Joey... - Oczy Gideona jarzyły się jak roztopione złoto pod przymkniętymi
powiekami. - Och, Boże - jęknął.
- Gideon? - usłyszeli i zapukano do drzwi łazienki. - yle się czujesz?
W głosie May Randall stojącej za zamkniętymi drzwiami brzmiała szczera troska.
Joey zamarła, wstrząśnięta tyleż tą niespodziewaną ingerencją, co swym komplet-
nym brakiem zahamowań!
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
- W porządku, miałaś rację. Próba uprawiania seksu w łazience nie była najrozsąd-
niejszym pomysłem - przyznał piętnaście minut pózniej Gideon, przechadzając się nie-
cierpliwie po gabinecie Joey.
Siedziała za biurkiem i przyglądała mu się z rezerwą. Obydwoje byli już całkowi-
cie ubrani, ale z bladości jej policzków poznał, jak bardzo jest wciąż zdenerwowana.
Nie był pewien, czy czuła zakłopotanie ich niedawną erotyczną sceną, czy może
rozczarowanie, że ją przerwano.
Wiedział natomiast, że kiedy May Randall zapukała do drzwi łazienki, oboje zare-
agowali jak para zawstydzonych nastolatków. Joey z udręczoną miną wstała, odwróciła
się do niego plecami i szybko włożyła biustonosz i bluzkę. On z trudem wciągnął bok-
serki i spodnie i zapiął zamek błyskawiczny. Szorstko zapewnił May, że nic mu nie jest i
za kilka minut przyjdzie do jej gabinetu. Potem włożył koszulę i zapiął ją nieco drżącymi
palcami.
Nie, stanowczo to nie był jego najlepszy pomysł. Ani najbardziej rozsądny, jak
przed chwilą powiedział Joey. Niestety, kiedy wróciła do swojego pokoju i zabrała się do
pracy, opuściło go zwykłe chłodne opanowanie.
- Joey, proszę, powiedz coś - rzekł błagalnym tonem, gdy nadal milczała speszona.
Może przerwałaby milczenie, gdyby wiedziała, co powiedzieć. Gdyby nie była tak
kompletnie zszokowana swoim zachowaniem.
Pragnęła rzucić jakąś swobodną, beztroską uwagę. Ale ponieważ nie czuła się ani
trochę swobodnie czy beztrosko, nie odzywała się z obawy, że wszystko, co powie, za-
brzmiałoby upokarzająco niezręcznie i naiwnie.
Na myśl o ich niedawnych śmiałych intymnych pieszczotach miała ochotę zapaść
się pod ziemię ze wstydu. Może najlepiej całkowicie pominąć ten temat?
- Obejrzałeś już zapis na tej płycie? - spytała.
Gideon przystanął i wpatrzył się w nią z niedowierzaniem.
- Tylko to masz mi do powiedzenia?
- Nie widzę sensu rozmawiania o tym, co się przed chwilą zdarzyło.
R
L
T
Był tego samego zdania. To znaczy, dopóki Joey też nie wyraziła niechęci do poru-
szenia tego tematu.
Już samo przebywanie w towarzystwie tej kobiety sprawiało, że postępował lek-
komyślnie, impulsywnie i nierozsądnie, czyli całkowicie dla siebie nietypowo.
Zmierzył ją gniewnym spojrzeniem.
- Może więc pomówimy o tym, kiedy skończymy to, co zaczęliśmy?
Popatrzyła na niego przelotnie i szybko odwróciła wzrok.
- To byłoby z naszej strony nadzwyczaj głupie.
- Nie bardziej głupie niż to, że ja paraduję z permanentną erekcją, a ty jesteś bliska
orgazmu! - zripostował.
Na jej bladych policzkach wykwitły dwie czerwone plamy.
- Jesteś umyślnie brutalny...
- Jestem szczery - poprawił ją.
- To może bądz mniej szczery, a trochę bardziej taktowny - rzekła, gromiąc go
wzrokiem.
Energicznie przerzuciła jakieś papiery na biurku. To zwróciło uwagę Gideona na
złotego smoka stojącego majestatycznie pośrodku blatu. Zdawał się złowrogo spoglądać
na niego błyszczącymi żółtymi oczami.
- Wygląda na to, że on przestał przynosić ci szczęście - zauważył ze smutkiem.
- Z nim wszystko jest w porządku - powiedziała i obronnym gestem dotknęła smo-
ka. - To my dwoje zachowujemy siÄ™ irracjonalnie.
Gideon wydawał się nieco zakłopotany.
- Podobnie jak ty, nie mam pojęcia, co właściwie dzieje się między nami - wyznał.
Skrzywił się z irytacją.
- Ale niewątpliwie coś się dzieje - dodał z łagodniejszą miną. - I niewątpliwe nie
możemy nadal tego robić.
Zacisnęła palce na figurce smoka.
- Czego robić?
- Posuwać się w pieszczotach za każdym razem trochę dalej, a potem przerywać. -
Spochmurniał. - To diabelnie frustrujące, a w dodatku destrukcyjne.
R
L
T
Uśmiechnęła się powściągliwie.
- Jakże to dla ciebie typowe, że patrzysz na to z perspektywy swojej pracy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl