[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pochylił się i musnął wargami jej usta.
Delikatność tego gestu zaskoczyła ją i oczarowała.
Dylan ujął ją pod łokcie, ale nie próbował zamknąć jej
w objęciach. Nie musiał. Jego pocałunek obiecywał tak wiele,
że Abigail instynktownie rozchyliła usta.
Opanowało ją dzikie pożądanie. Tak gwałtowne, że sama
nie rozumiała, co się z nią dzieje. Opuściły ją resztki zdrowe
go rozsądku, kiedy poczuła wilgotny język w kącikach swo
ich warg. Zacisnęła palce na pasku spodni Dylana i z za
mkniętymi oczami odpowiadała pieszczotą na pieszczotę.
Garnęła się do niego rozpaczliwie. Przy każdym oddechu
koniuszki jej piersi ocierały się o tors Dylana. Kobiecy in
stynkt podpowiadał jej, oczywiście, że ta chwila słabości mo
że ją drogo kosztować, odebrać spokój ducha, na którym tak
bardzo jej zależało. Dlaczego więc nie walczyła? Dlaczego
topniała w jego ramionach, zamiast uciec?
Dlatego, że było jej zbyt dobrze i wcale nie chciała uciekać
w takiej chwili.
CZAS WAÓCZGI I CZAS MIAOZCI
47
Nie wiadomo, jak długo by tam jeszcze stali - przed we
jściem do końskiej zagrody, widoczni jak na dłoni zarówno
z okien domu, jak i ze stajni, całując się jak dwoje szaleńców
- gdyby nie przeszkodził im charakterystyczny klakson po
jazdu Ziggy'ego.
Nawet kubeł zimnej wody nie otrzezwiłby Abigail skute
czniej. Wyrwała się jak oparzona z objęć Dylana, dopiero
teraz zdając sobie sprawę, że zostawiła na jego koszuli błot
niste odciski swoich palców.
Z ulgą zauważyła, że Ziggy jest zbyt przejęty wiadomo
ścią, z powodu której do niej przyjechał, żeby rozmawiać
o czymkolwiek innym.
- Skończyłem ostatnią rzezbę! Jest genialna! To moje naj
lepsze dzieło. Jestem wielki! To drewno przemówiło do mnie.
Całą noc pracowałem jak wariat. - Rzucił się do Abbie
z otwartymi ramionami i pocałował w policzek. - To ty zro
biłaś ze mnie nowego człowieka. Wszystko dzięki temu, iż
mnie tu ściągnęłaś i że mogę normalnie pracować. Przyjecha
łem, żeby ci powiedzieć, że jestem ci cholernie wdzięczny.
A teraz do łóżeczka! Gotowa?
- Hej, ty, z choinki się urwałeś? - Dylan warknął złowro
go, a potem wyszarpnął Abbie z objęć Ziggy'ego.
- Nie bądz śmieszny! - parsknęła Abigail, uwalniając rękę
z bolesnego uścisku.
- Macie jakieś kłopoty? - spytał Ziggy, dopiero teraz za
uważając napięcie pomiędzy Abigail a Dylanem.
Kłopoty to moja specjalność, pomyślała Abbie, a potem
mruknęła niewyraznie pod nosem:
- A niech to blady bawół...
- Co ty powiedziałaś? - Dylan zamrugał oczami.
48 CZAS WAÓCZGI 1 CZAS MIAOZCI
- Abbie ma własne przekleństwa - wyjaśnił Ziggy. - Ja po
trafię kląć w trzech językach: po niemiecku, francusku i włosku.
Chciałem nauczyć ją kilku wiązanek, ale ona woli własne.
- Tylko co to ma wspólnego z zaproszeniem Abbie do
łóżka?
- To, że zrobiłem dla niej nowe łóżko. - Ziggy skinął
głową w kierunku bagażnika swojego pojazdu, z której wy
stawało drewniane wezgłowie łoża.
- Ziggy robi elementy stylizowanych mebli -powiedziała
Abigail, odsuwając się na kilka kroków od Dylana. - %7łyje
z tego.
- Zgodnie z umową, przywiozłem Mutti, Heidi i Gretel.
Obiecałaś, że o nie zadbasz, kiedy będę szukał następnej po
rcji drewna, które do mnie przemówi.
- Po niemiecku, francusku czy włosku? - Swoim złośli
wym pytaniem Dylan zarobił na kuksańca od Abbie, który
zostawił jeszcze jeden ślad błota na jego białym podkoszulku.
To są blizny wojenne, pomyślał z uśmiechem, warte każ
dego ryzyka.
- Abbie, dlaczego jesteś cała w błocie? - spytał Ziggy.
- Spadłam z płotu. Głupia sprawa: od dziecka wspinam
się na płoty, siadam na nich - zawsze w taki sam sposób -
i nagle, nie wiadomo dlaczego, pośliznęłam się jak ostatnia
oferma. Tak po prostu. - Wzruszyła ramionami. - Chyba ro
bię się nieostrożna na starość.
Dylan wspiął się na ogrodzenie, żeby sprawdzić ostatni
szczebel płotu.
- Co ty wyprawiasz? - spytała Abbie.
- Chciałem się upewnić, czy to był zwykły wypadek, czy
raczej kolejny zamach.
CZAS WAÓCZGI I CZAS MIAOZCI
49
- Nie możesz winić Hossa Redkinsa za moją niezdarność.
Chyba że to ty jakimiś cygańskimi czarami wpakowałeś mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]