[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjąć.
* * *
W domu wyczuwało się dyskretne, ale wyrazne poruszenie: głosy, kroki, stu-
kot windy, brzęk rur, kiedy ktoś brał kąpiel.
Usiadła obok łóżka, zapatrzona w czarną marmurową wannę. Na obrzeżach
pola widzenia wciąż unosiły się szczątkowe wizje Nowego Jorku; wciąż była
w zaułku, przykucnięta obok Sally, która ją tu odesłała, która nawet się nie obej-
rzała. Sally, która kiedyś miała na imię Molly albo Mglista, albo jedno i drugie.
Znowu czuła się kimś bezwartościowym. Sumida; matka unosząca się w czarnych
wodach. Ojciec. Sally.
Po chwili, popychana tłumiącą uczucie wstydu ciekawością, wstała z podłogi,
wsunęła na nogi cienkie skarpety z czarnej gumy na karbowanych plastikowych
podeszwach i jak najciszej wysunęła się na korytarz. Winda cuchnęła tytoniowym
dymem.
Kiedy wysiadła na dole, facet z czerwoną gębą krążył po niebieskiej wykła-
dzinie foyer z rękami w kieszeniach wąskiej czarnej marynarki.
 Tego. . .  odezwał się, unosząc brwi.  Potrzebujesz czegoś?
 Jestem głodna  odpowiedziała po japońsku.  Idę do kuchni.
 Tego. . .  powtórzył, wyjął ręce z kieszeni i poprawił klapy.
 Mówisz po angielsku?
 Nie  odparła.
Wyminęła go, weszła w korytarz, skręciła za róg.
 Tego. . .  usłyszała znowu, bardziej nerwowo, ale wtedy sięgała już za
białe popiersie.
157
Zanim wynurzył się zza rogu, zdążyła wsunąć aparat do kieszeni. Odruchowo
zbadał wzrokiem pokój; ręce zwisały mu swobodnie po bokach w sposób, który
nagle przypomniał jej sekretarzy ojca.
 Jestem głodna  oznajmiła po angielsku.
Pięć minut pózniej była już w swoim pokoju z dużą i bardzo brytyjską z wy-
glądu pomarańczą. Anglicy chyba nie przywiązywali żadnego znaczenia do syme-
trii owocu. Zamknęła za sobą drzwi, położyła pomarańczę na szerokiej krawędzi
wanny i wyjęła z kieszeni aparat.
 Szybko. . .  rzekł Colin, gdy tylko się zogniskował. Odgarnął włosy
z czoła.  Otwórz go i przesuń dzwignię A/B na A. Nowa władza ma tu techni-
ka, który robi obchody i szuka podsłuchu. Kiedy zmienisz nastawienie, aparat nie
powinien dawać odczytu urządzenia rejestrującego.
Zrobiła, co kazał, używając spinki do włosów.
 Co to znaczy  nowa władza ?  spytała, bezgłośnie wymawiając słowa.
 Nie zauważyłaś? Jest tu co najmniej dziesięć osób personelu, nie wspomi-
nając nawet o licznych gościach. Zresztą przypuszczam, że to nie nowa władza,
a zmiana procedur. Ten Swain jest, na swój dyskretny sposób, człowiekiem bardzo
towarzyskim. Masz tu jedną z rozmów Swaina z zastępcą szefa Sekcji Specjalnej.
Podejrzewam, że wielu ludzi mogłoby zabić dla tego nagrania, nie wyłączając
wspomnianego wyżej urzędnika.
 Sekcja Specjalna?
 Tajna policja. Swain obraca się w bardzo dziwnym towarzystwie: ludzi
z Owczarni, carów z melin East Endu, starszych oficerów policji. . .
 Owczarni?
 Z Pałacu. Nie wspomnę już o ludziach z komercyjnych banków w City,
gwiezdzie symstymu, stadku kosztownych alfonsów i handlarzy narkotyków. . .
 Jaka gwiazda symstymu?
 Lanier. Robin Lanier.
 Robin Lanier? Był tutaj?
 Rankiem, zaraz po twoim nagłym wyjezdzie.
Spojrzała w przejrzyste, zielone oczy Colina.
 Nie okłamujesz mnie?
 Nie.
 Nigdy?
 O ile mogę to wiedzieć, nigdy.
 Czym jesteś?
 Zaprogramowanym osobowościowo biochipem Maas-Neotek, przeznaczo-
nym do udzielania pomocy i rady japońskiemu turyście w Zjednoczonym Króle-
stwie.
Mrugnął do niej.
 Dlaczego mrugnąłeś?
158
 A jak myślisz?
 Odpowiedz!  %7łądanie rozległo się głośno między lustrzanymi ścianami.
Duch dotknął smukłym palcem warg.
 Owszem, jestem również czymś więcej. Przejawiam odrobinę za dużo ini-
cjatywy jak na zwykły program turystyczny. Co prawda model, na jakim zostałem
zbudowany, to najnowsza wersja. Niesamowicie złożona. Nie mogę ci dokładnie
wyjaśnić, czym jestem, ponieważ sam tego nie wiem.
 Nie wiesz?  Znowu subwokalnie, czujnie.
 Wiem o wielu rzeczach  stwierdził i podszedł do mansardowego okna.
 Wiem, że stół jadalny w Middłe Tempie Hali został podobno wykonany ze
szczątków Złotej Aani; że przy wejściu na pomosty Tower Bridge trzeba pokonać
sto dwadzieścia osiem stopni; że na Wood Street, zaraz przy Cheapside, rośnie
platan, z którego jakoby drozd śpiewał Wordsworthowi. . .  Odwrócił się nagle
i spojrzał jej w oczy.  Ale to nie ten, ponieważ obecne drzewo zostało sklono- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl