[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nawiązywać jakaś nić sympatii, a Maxie w żadnym wypadku nie mogła
sobie pozwolić na przyjazń z tym człowiekiem. - Oboje wiemy, po co
przyjechałeś do Oakley. Nawet jeśli dam się zaprosić na kolację, to i tak nie
zmienię zdania w sprawie wywiadu.
- A więc tylko o to chodzi?
- Nie tylko, ale przede wszystkim o to. Cieszę się, że miałam okazję cię
poznać. Zegnaj, Connor. Powodzenia.
- Zaczekaj. - Delikatnie dotknął jej ramienia. - Zostanę tu do jutra.
Gdybyś z jakiegoś powodu zmieniła zdanie w sprawie wywiadu lub kolacji, to
do mnie zadzwoń, dobrze?
- Zegnaj, Connor - powtórzyła nieco mniej stanowczo.
- Zaczekaj - prosił. Miał straszne przeczucie, że jeśli teraz pozwoli jej
odejść, to już nigdy więcej jej nie zobaczy. Gorączkowo szukał jakiegoś
powodu, który pozwoliłby mu ją zatrzymać. Choćby na kilka sekund. -
Chciałbym ci jeszcze zadać jedno pytanie.
- Mogłam się tego spodziewać. - Maxie zwróciła oczy ku niebu.
- 41 -
RS
- Czegoś tu nie rozumiem - mówił Connor. - Jeśli rzeczywiście jesteś tą
osobą, którą kiedyś nazywano Glitter Baby, to powinnaś się nazywać Frances
Calhoon, a ty masz na imię Maxie.
- Gdybym rzeczywiście była tą osobą, o której mówisz, to mogłabym na
przykład używać drugiego imienia. Zwłaszcza gdyby przypadkiem rodzice
właśnie tak mnie nazywali. - Jej uśmiech przypominał Connorowi Monę Lisę. -
Ale to oczywiście tylko przypuszczenie.
Odwróciła się do niego plecami, bardzo prędko wyszła z cukierni.
A więc to jest jej drugie imię, myślał Connor. Jasne jak słońce! Nie ma w
tym żadnej tajemnicy.
Od razu zadzwonił do Morrisa.
- Dlaczego nie wiedzieliśmy, że ona ma na drugie imię Maxie? - spytał
jak zwykle bez wstępu.
- Nie jestem pewien - powiedział ostrożnie Morris. - Czy to jakieś
podchwytliwe pytanie? Czy moja pensja zależy od tej odpowiedzi?
- Ona ma na drugie imię Maxie. I wyobraz sobie, że jej nazwisko figuruje
w najzwyklejszej książce telefonicznej Oakley. Jak każde inne. Maxie Calhoon.
Morris milczał.
- Pewnie powinniśmy o tym wiedzieć - odezwał się po chwili. - Jak się
tego dowiedziałeś?
- Sama mi powiedziała - odparł Connor. - Mam wrażenie, że rozmowa z
nią to jedyny sposób zdobycia jakichkolwiek prawdziwych informacji.
- To niezbyt uczciwe z jej strony, że używa własnego nazwiska - Morris
próbował ratować sytuację. - Ale kto powiedział, że musi grać uczciwie? - dodał
filozoficznie. - A my odpłacamy jej pięknym za nadobne.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic wielkiego, tylko to, co zwykle. Znasz to przysłowie. Jak chcesz psa
uderzyć, to kij się zawsze znajdzie.
- 42 -
RS
- Zebrało ci się na mądrości ludowe - westchnął Connor. Był zmęczony.
Chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę. - Do jutra dałem jej czas, żeby
zmieniła zdanie, ale obawiam się, że się nie namyśli.
- Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz. - Morris sypał przysłowiami jak
z rękawa. - Cuda się zdarzają. Zresztą rozmawiałem już z ludzmi Alana
Greenspana Będzie dobrze, zobaczysz.
- Akurat - mruknął Connor. - Znalazłem Glitter Baby, a rozmawiać mam z
Alanem Greenspanem? Koszmar.
- Naprawdę tak ci na tym zależy? - spytał niepewnie Morris. - Wiesz, że
się staramy, ale nie każdego możemy mieć. Jeśli ona się nie zgadza, to zapomnij
o Glitter Baby i zajmij się kimś innym.
Connor spojrzał na nocny stolik, na którym leżały fotografie Maxie. Była
śliczna, ale zdjęcia nie oddawały w pełni jej urody. Prawdziwa Maxie Calhoon
była stokroć piękniejsza. Działała jak narkotyk, burzyła krew, wzbudzała
pożądanie i... czułość.
- Nie mogę - powiedział cicho. - Nie mogę.
- 43 -
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Maxie nie chciało się wracać do domu. Poszła wzdłuż Main Street aż do
sklepu z antykami wciśniętego pomiędzy restaurację a urząd pocztowy Oakley.
Otworzyła drzwi. Rozległo się donośne pianie koguta. Omal nie dostała
ataku serca.
- Ki diabeł?! - zawołała wystraszona.
- Maxie, czy to ty? Przepraszam, kochanie.
Natalie przybiegła z pomieszczenia na zapleczu. W starych dżinsach i
spranym podkoszulku wyglądała jak siostra, a nie matka Maxie.
Kolorowa szarfa na jej ciemnych włosach mocno się przekrzywiła, co
było normalne. Ręce miała pomalowane na zielono, co normalne nie było.
- Ralph Henley powiesił mi dziś rano tego koszmarnego wyjca -
tłumaczyła córce, która tymczasem już doszła do siebie. - On to nazywa
gongiem i twierdzi, że każdy właściciel sklepu powinien sobie coś takiego
zainstalować. Dla bezpieczeństwa. Nie mogłam mu odmówić, ale jeszcze dzisiaj
zepsuję ten jego alarm. Oczywiście przypadkiem. Jak się masz, mój skarbie?
- Ach, ci twoi narzeczeni - zażartowała Maxie przytulając się do matki.
Natalie była jedną z niewielu niezamężnych kobiet w miasteczku i nadal
wyglądała pięknie, więc nic dziwnego, że od trzech lat wszyscy kawalerowie i
wdowcy z Oakley starali się o jej względy. Natalie nie bardzo sobie radziła z
tym powodzeniem.
- Ralph nie jest moim narzeczonym - odparła Natalie - a ty doskonale o
tym wiesz. To naprawdę bardzo miły człowiek, ale robi bardzo paskudne
wynalazki. Podrap mnie w nos, skarbie. Strasznie mnie swędzi, a ręce mam całe
w farbie. Podoba ci się ten odcień? Bardzo ładny, prawda?
- Atrakcyjny. - Maxie zrobiła, o co ją proszono. Zadumała się nad
nieustającym entuzjazmem matki. - Nad czym dzisiaj pracujesz?
- 44 -
RS
- Mam dobry dzień. Wyobraz sobie, że udało mi się zdobyć piękny stary,
cedrowy kufer! I właśnie maluję go na zielono. Wygląda naprawdę wspaniale.
Stoi na ganku. Chodz zobaczyć.
- Może innym razem. - Maxie było przykro, że nie może cieszyć się
razem z matką z nowej zdobyczy. - Muszę z tobą porozmawiać. Wczoraj
spotkała mnie pewna niespodzianka...
Przenikliwe oczy Natalie przyglądały się uważnie twarzy Maxie.
- To nie jest miła niespodzianka, prawda? - zapytała. - Zaczekaj chwilę.
Umyję ręce, a potem sobie pogadamy.
Natalie wyszła. Maxie została sama w sklepie.
Było to cudowne, magiczne miejsce. Znajdowało się tutaj wszystko: od
starodawnych wanienek dla ptaków poczynając, na wiktoriańskich lampach
witrażowych kończąc.
Przez dwadzieścia cztery lata Natalie była cichą, ciężko pracująca żoną
farmera. Nie miała ani czasu, ani możliwości, żeby spełnić swoje marzenia.
Dopiero gdy owdowiała... Okazało się, że wciąż ma fantazje i niespożyte siły.
Założyła sklep z antykami i nareszcie żyła tak, jak chciała. Była niezniszczalna.
Tak samo jak Maxie.
- Przyniosłam ci colę. - Natalie postawiła na stoliku dwie puszki coli i
torebkę słonych paluszków. - A teraz siadaj i opowiedz, co się stało.
Po półgodzinie wiedziała już absolutnie wszystko. Milczała wpatrując się
w przestrzeń.
- Chcesz znać moje zdanie? - spytała w końcu.
- Jasne. Przecież po to przyszłam.
- Uważam, że ten wywiad dla Connora Garretta to dar od Boga. Za te
pieniądze, które ci zaproponował, nie tylko utrzymasz farmę, ale nawet spłacisz
zastaw. To naprawdę bardzo proste.
- 45 -
RS
- Co ty wygadujesz? - Maxie nie wierzyła własnym uszom. - Tyle się
nacierpiałam, zaczęłam nowe życie, a ty mi proponujesz, żebym wskrzesiła
Glitter Baby? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl