[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakby wpadli do wody i każde z nich wir ciągnął w przeciwnym kierunku. Ich
miłość tonęła, a koła ratunkowego nie było nigdzie widać.
Starali się. Uśmiechali się rano na swój widok, wieczory spędzali razem,
rozmawiając i oglądając telewizję, a nawet całowali się na dobranoc, ale wszystko to
wydawało się jakieś sztuczne.
Gaby nie chciało się prostować włosów czy malować, ale robiła to w dalszym
ciągu; zaniechanie tych czynności stanowiłoby przyznanie się do porażki. Coraz
bardziej tęskniła za wygodnymi dżinsami, za wiązaniem włosów w zwykły kucyk,
ale wiedziała, że Luke ją obserwuje. Obserwował każde jej słowo, każdy gest, jakby
na coś czekał. A ona czuła się jak w więzieniu.
Była przekonana, że nieustannie porównuje ją z Lucy, i ta myśl jeszcze
bardziej ją do niego zrażała. Przestała wychodzić z siebie, by dorównać Lucy. I tak
nigdy nie stanie się do niej podobna.
Po powrocie do domu usiadła na tarasie. Niebo było zachmurzone, wiatr
chłostał ją po twarzy. Zgarbiła się i schowała ręce do kieszeni. A potem wyjęła
telefon i wybrała numer agencji Bright Sparks.
Luke poznał ją po odgłosie kroków.
- Proszę, wejdz.
Wskazał jej fotel stojący przed biurkiem, zupełnie jakby był w pracy, a ona
była jego pacjentką.
Jedyne, co jeszcze dawało mu jakąś nadzieję, to jej strój: spłowiałe dżinsy,
bluzka z długimi rękawami i bose stopy zamiast tych idiotycznych szpilek.
- Luke, musimy porozmawiać.
112
S
R
- Wiem.
- Odchodzę.
- Kiedy? - spytał, przymykając oczy.
- W piątek.
- W piątek? Przecież to już za trzy dni.
- Wiem.
- A co z Heather? Nie możesz nas tak zostawiać samych!
- Nie zostawiam. Telefonowałam już do agencji i w poniedziałek rano
przyjedzie ktoś na moje miejsce. To świetna dziewczyna, ma znakomite referencje.
- Mam gdzieś referencje! Chcę ciebie!
- Nie, Luke. Ty wcale mnie nie chcesz.
- Gaby! - Doskoczył do niej i delikatnie ujął ją za ręce. - Nie mów tak. Nawet
tak nie myśl.
- Nie jestem kobietą dla ciebie - odparła, patrząc mu prosto w oczy.
Luke nie wierzył własnym uszom.
- To nieprawda - szepnął, czując, że łzy napływają mu do oczu. - Jesteś.
Potrząsnęła głową.
- Nie. - Głos jej zadrżał, po policzku spłynęła duża łza. - Starałam się.
Naprawdę się starałam...
Pociągnął ją za ręce, tak aby wstała z fotela, i porwał ją w ramiona, przytulając
twarz do jej włosów, które pachniały wiatrem znad rzeki i stokrotkami.
- Zostań, Gaby. Proszę, zostań.
Całował ją po głowie, czując, jak szlocha. Delikatnie uniósł jej twarz i
ucałował jej czoło, potem oczy, potem scałował łzy z jej policzków. Zapłakała
głośniej i zarzuciła mu ręce na szyję. Całowali się, lecz ten pocałunek był inny,
pełen desperacji, jakby oboje czuli, że może być ich ostatnim.
Ona musi zostać! Nie umiałby bez niej żyć, bez słodkiego smaku jej ust, bez
ciepła jej serca. Potrzebował jej bardziej niż powietrza. I nie pozwoli jej odejść.
113
S
R
Powiódł dłońmi po jej ciele. Palce same wśliznęły się pod skraj jej bluzki i
odnalazły skórę tak gładką, że wręcz nie do wyobrażenia. Gaby już go nie
obejmowała, powoli rozpinała guziki jego koszuli. Półprzytomnie zarejestrował
dotyk jej rąk na skórze, potem pierwsze muśnięcie ust. Odwzajemnił się tym samym
i nagle już był bez koszuli, a ona bez bluzki.
Dotknął zapięcia stanika, drugą rękę zsuwając ramiączko z jej ramienia, gdy
nagle znieruchomiała.
- Co się stało? - spytał półgłosem.
- Luke, przestań.
Jego usta nakreśliły linię od czubka ramienia do drobnego ucha.
- Poważnie?
- Tak. - Głos jej drżał, ale znowu brzmiała w nim ta przeklęta determinacja.
- Czemu?
Zasłoniła się rękami i odsunęła.
- Chyba mi nie powiesz, że to dobry pomysł. Milczał, choć uważał to za
świetny pomysł.
- Tak mnie nie zatrzymasz, Luke - powiedziała zniecierpliwiona. - Byłoby
jeszcze gorzej.
Podniosła z podłogi swoją bluzkę.
- Wiesz, że to zły pomysł. Niczego by nie zmienił. Może tylko byłoby nam
jeszcze ciężej. Lepiej rozstać się teraz, zanim któreś z nas zdąży się zbytnio
zaangażować, za bardzo przywiązać.
Za pózno, chciał zawołać. Ja już cię kocham! Bardziej się zaangażować chyba
nie sposób, ale tylko odwrócił wzrok, kiedy się ubierała.
- To nie było fair - zauważyła po chwili.
- Ale ja wcale nie próbowałem...
- Owszem, próbowałeś. Chciałeś wykorzystać sytuację.
114
S
R
- Myślałem, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone. - A
potem postanowił uderzyć w inną nutę. - A co z Heather? Serce jej pęknie, jeśli
odejdziesz.
- Wiem, że będzie jej przykro, ale jakoś to przeżyje - odparła z wymuszonym
spokojem. - Macie siebie. Lepiej, żebym odeszła, zanim domyśli się, że cokolwiek
było między nami. Nie utrudniaj mi tego, Luke.
- A czego się spodziewałaś?
Westchnęła, nagle zmęczona.
- Chyba niczego. - Wzruszyła ramionami. - W każdym razie moja decyzja jest
nieodwołalna. Będziesz musiał ją uszanować.
A jeszcze czego! - pomyślał z pasją.
W cichym domu odgłos zamykania walizki brzmiał jak wystrzał. Gaby
rozejrzała się: schludnie ułożone bagaże leżały na łóżku, z pokoju znikły ślady jej
obecności. Za kilka godzin jej samej też już tu nie będzie. Jules zaproponowała, że
użyczy jej tego samego pokoju co wcześniej, więc wyprowadzając się od Luke'a, po
prostu wróci do punktu wyjścia. Zamknęła oczy, usiłując odegnać uparte łzy. I nie
miało żadnego znaczenia, że Luke nie odwzajemnia jej uczuć. Pragnęła go bardziej
niż kiedykolwiek.
A Luke ostatnio wcale jej życia nie ułatwiał. Wypróbował na niej każdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl