[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wygl¹dasz przeSlicznie, po prostu przeSlicznie.
Marilyn zarumienila siê, slysz¹c te pochwaly. Spojrzala na swoje
odbicie w lustrze. Prosta biala suknia skrojona w stylu cesarstwa, tak
91
bardzo popularnym za panowania Józefiny. Zlota wst¹¿ka okalala
dekolt w ksztalcie litery V i krzy¿owala siê poni¿ej biustu, aby kilka-
krotnie opasaæ Marilyn w talii. Rnie¿n¹ biel lSni¹cego jedwabiu pod-
kreSlaly ciê¿kie zlote bransolety na ramionach i lekkie zlote pantofel-
ki. Stroju dopelnialy miniaturowy luk i strzala.
Pani Quince obejrzala Marilyn od stóp w zlocistych pantofelkach
po czubek zlotowlosej glowy.
MySlê, ¿e staro¿ytni nie mogli sobie wyobraziæ piêkniejszej
Diany, bogini lowów.
Proszê mnie nie nazywaæ piêknoSci¹, pani Quince. Doceniam
pani uprzejmoSæ, ale uwa¿am, ¿e pani zachwyt jest przesadny.
Bzdury, moje dziecko. Kiedy siê jest w moim wieku, ma siê
prawo szczerze wyra¿aæ wlasne zdanie. Miej siê dziS wieczór na bacz-
noSci. Znajdziesz siê w otoczeniu zachwyconych mê¿czyzn i rozzlosz-
czonych matek panien na wydaniu. Zauwa¿ylam, jakie wra¿enie wy-
wierasz na kawalerach z Manaus. Zapewniam ciê, ¿e nie opêdzisz siê
od chêtnych, by z tob¹ zatañczyæ.
Rosalie Quince przyst¹pila do zapinania malych haftek z tylu sukni
Marilyn.
Pani Quince miala racjê. Marilyn zdawala sobie sprawê, ¿e do-
brze wygl¹da w stroju uszytym przez Annê. Suknia podkreSlala szczu-
ploSæ jej sylwetki, a skromny dekolt tylko uwydatnial obfity biust.
Pospiesz siê, dziecko. Pan Quince czeka na nas na dole. Ma-
rilyn w roztargnieniu sluchala przyjaciólki. Ten czlowiek jest prze-
sadnie punktualny.
Podeszly do schodów. Pani Quince umilkla na widok mê¿a. Ma-
rilyn nie po raz pierwszy byla Swiadkiem ich pelnych miloSci spoj-
rzeñ. Alenzo Quince byl wysokim, siwowlosym mê¿czyzn¹ o rumia-
nych policzkach. Jego wyblakle, niebieskie oczy spogl¹daly na ¿onê
z nieustaj¹c¹ czuloSci¹. Alenzo w sposób oczywisty byl ni¹ oczaro-
wany, a pani Quince odwzajemniala jego uczucie. Obrzucil komple-
mentami blêkitn¹ satynow¹ sukniê ¿ony i dopiero wtedy przyszlo mu
do glowy, by pochwaliæ kostium Marilyn.
Marilyn nie uznala tego za afront. Jak zawsze byla zachwycona
niegasn¹cym uczuciem, którym obdarzali siê mal¿onkowie.
Kiedy doje¿d¿ali do domu Parradayów, którzy w tym roku wy-
prawiali bal karnawalowy, utknêli w korku tlocz¹cych siê powozów.
O, Bo¿e powiedziala pani Quince zmartwionym tonem a ja
mam przyjmowaæ goSci. Nale¿y to do obowi¹zków czlonka jury, oce-
niaj¹cego kostiumy.
92
Alenzo spojrzal na ¿onê z uSmiechem, a Marilyn poczula siê
wspólwinna opóxnieniu.
To musi trochê potrwaæ, moja droga. Je¿eli nie uwa¿asz, ¿e to
zbyt daleko, mo¿emy tu zatrzymaæ powóz i przejSæ resztê drogi pie-
chot¹.
Ach, Alenzo, po raz nie wiem który podziwiam twoj¹ pomy-
slowoSæ. OczywiScie, ¿e pójdziemy piechot¹! Marilyn wiedziala,
¿e pani Quince pierwsza wpadla na ten pomysl. Pozwolila jednak, by
m¹¿ s¹dzil, ¿e to on jest jego autorem. Pan Quince wyskoczyl z po-
wozu i pomógl wysi¹Sæ obu paniom. Kiedy wydawal polecenia stan-
gretowi, Marilyn obrócila siê w stronê pani Quince, która mrugnêla
do niej porozumiewawczo. Nastêpnie wszyscy troje ruszyli w stronê
domu pañstwa Parraday.
Podchodz¹c do wejScia, Marilyn spostrzegla dobrze znan¹ wyso-
k¹ sylwetkê obok filigranowej, ciemnowlosej dziewczyny. Carl byl
tak zatopiony w rozmowie, ¿e nawet nie zauwa¿yl Marilyn. Kiedy
mijali parê, Marilyn uslyszala slowa Carla:
Proszê ciê, kochanie, spróbuj mnie zrozumieæ. Baron ¿¹da, bym
to uczynil, a ja muszê byæ mu posluszny. Bêdê siê z tob¹ widywal
mo¿liwie jak najczêSciej. Proszê ciê, kochana, zrób to dla mnie.
Dziewczyna uniosla do twarzy chusteczkê, jakby ocierala lzy. Za-
klopotana Marilyn zastanawiala siê, co takiego powiedzial Carl, ¿e
doprowadzil nieszczêsn¹ dziewczynê do placzu. A potem zdala so-
bie sprawê, ¿e zwracal siê do dziewczyny kochana i kochanie .
W pierwszej chwili doznala wstrz¹su, widz¹c, ¿e Carl interesuje siê
inn¹ kobiet¹, chocia¿ w sposób oczywisty zaleca siê do niej. Wkrótce
poczula ulgê na mySl, ¿e go nie zrani, oSwiadczaj¹c, ¿e nie ma zamia-
ru go poSlubiæ. Kolejny raz doznala dziwnego uczucia, ¿e na planta-
cji Drzewo ¯ycia dziej¹ siê jakieS tajemnicze sprawy.
Marilyn nie miala czasu zastanawiaæ siê nad tym. WlaSnie zbli¿a-
li siê do jasno oSwietlonego wejScia wspanialego domu Parradayów.
Popatrzyla na tlocz¹cych siê goSci i spostrzegla Barona, który wy-
patrywal powozu pañstwa Quince. Kiedy podeszli bli¿ej, Baron od-
wrócil siê nagle i zauwa¿yl Marilyn. Przepchn¹l siê przez ci¿bê i pod-
szedl do dziewczyny.
Piêknie wygl¹dasz, Marilyn! Skin¹l glow¹ panu Quince, po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]