[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Picasso siedział samotnie, kompletnie wyczerpany taktyką Ratliffa.
Sędzia Yarber odchrząknął i oświadczył:
 Dwoma głosami przeciwko jednemu podjęliśmy decyzję. Niniejszym za-
braniamy oddawania moczu na te przeklęte róże. Każdego, kto zostanie na tym
przyłapany, ukarzemy grzywną w wysokości pięćdziesięciu dolarów. Tym razem
powód nie otrzyma żadnego odszkodowania.
W tym samym momencie T. Karl grzmotnął młotkiem w stół i wrzasnął:
 Koniec posiedzenia. Proszę wstać.
Oczywiście nikt nie wstał.
 Chcę się odwołać!  krzyknął Picasso.
 Ja też  mruknął Sherlock.
 Wydaliśmy dobry werdykt  skonstatował Yarber, zbierając poły togi
i wstając.  Obie strony są niezadowolone.
Beech i Spicer też wstali i Bracia wymaszerowali z kantyny.
Między publiczność, świadków i zwaśnione strony wkroczył strażnik.
 Koniec rozprawy, chłopcy. Wracajcie do pracy.
Dyrektor Hummanda w Seattle, fabryki produkującej pociski rakietowe i apa-
raturę elektroniczną do zagłuszania radarów, był kiedyś kongresmanem blisko
związanym z CIA; Teddy Maynard dobrze go znał. Kiedy zwołał konferencję
prasową i oświadczył, że jego zakład zebrał pięć milionów dolarów na kampanię
wyborczą Lake a, CNN przerwało program o odsysaniu nadmiaru tłuszczu z bio-
der, by transmitować to wydarzenie na żywo. Każdy z pięciu tysięcy pracowników
Hummanda wypisał czek na tysiąc dolarów, czyli na maksymalną kwotę dozwolo-
ną przez prawo federalne. Dyrektor zebrał je do wielkiego pudła, które zademon-
60
strował przed kamerami, by następnie wsiąść do firmowego odrzutowca, polecieć
do Waszyngtonu i przekazać je ludziom z głównej kwatery wyborczej Lake a.
Idz za pieniędzmi, a znajdziesz zwycięzcę. Odkąd Lake zgłosił swoją kandy-
daturę, ponad jedenaście tysięcy pracowników przemysłu kosmiczno-zbrojenio-
wego zatrudnionych w trzydziestu stanach Ameryki przekazało mu ponad osiem
milionów dolarów; poczta musiała dostarczać czeki w pudłach. Ich związki za-
wodowe przesłały drugie tyle i obiecały kolejne dwa miliony. Ludzie Lake a wy-
najęli jedno ze stołecznych biur rachunkowych, którego jedynym zadaniem było
liczenie i księgowanie pieniędzy.
Dyrektor Hummanda przybył do Waszyngtonu pośród tylu fanfar i fajerwer-
ków, ile tylko można było zorganizować. W tym czasie kandydat Lake podróżo-
wał; nowiutkim, wynajętym za czterysta tysięcy dolarów miesięcznie challenge-
rem leciał do Detroit. Gdy wylądował, czekały na niego dwie długie, czarne li-
muzyny, też nowiutkie i wynajęte za tysiąc dolarów miesięcznie każda. Lake miał
teraz eskortę, zgraną grupę nie odstępujących go na krok pomocników, i cho-
ciaż wiedział, że wkrótce do nich przywyknie, początkowo działali mu na ner-
wy. Poza tym cały czas otaczali go jacyś nieznajomi. Młodzi, posępni mężczyzni
w ciemnych garniturach z małymi mikrofonami w uchu i rewolwerami za pa-
zuchą. Dwóch tajnych agentów towarzyszyło mu na pokładzie samolotu, dwóch
innych czekało przy limuzynach.
No i miał jeszcze Floyda, tego z biura. Floyd był tępym młodym chłopakiem
ze starej, znanej arizońskiej rodziny, który nadawał się wyłącznie do jednego: do
biegania na posyłki. Teraz był jego kierowcą. Usiadł za kółkiem limuzyny, Lake
zajął miejsce z przodu, a dwaj agenci z tyłu. Dwóch doradców oraz trzech innych
agentów stłoczyło się w drugiej limuzynie, po czym wszyscy szybko odjechali,
zmierzając do centrum Detroit, gdzie czekało na nich dwóch ważnych dziennika-
rzy z miejscowej telewizji.
Lake nie miał czasu ani na wygłaszanie przemówień, ani na zwiedzanie okoli-
cy, ani na zjedzenie pysznego zębacza, ani na wystawanie w deszczu przed brama-
mi wielkich fabryk. Nie mógł spacerować ulicami pod kamerę, nie mógł organizo-
wać spotkań z wyborcami ani stać pośród ruin w murzyńskim getcie, krytykując
błędne decyzje polityków u władzy  nie starczało mu czasu na to, czego ocze-
kiwano od wszystkich kandydatów ubiegających się o urząd prezydenta Stanów
Zjednoczonych. Przyłączył się do wyścigu pózno, bez wstępnego urabiania wy-
borców. Był człowiekiem znikąd i nie miał żadnego wsparcia wśród miejscowych.
Miał za to miłą twarz, przyjemny głos, kilka dobrze skrojonych garniturów, pilne
wieści do przekazania i mnóstwo pieniędzy.
Jeśli kupując telewizję, można kupić zwycięstwo w wyborach, Aaron Lake
miał niebawem załatwić sobie nową posadę.
Zadzwonił do Waszyngtonu, porozmawiał z ludzmi odpowiedzialnymi za gro-
madzenie funduszów i dowiedział się o pięciu milionach dolarów od pracowni-
61
ków Hummanda. Hummand? Nigdy dotąd o nich nie słyszał.
 To państwowa firma?  spytał.
Nie, ściśle prywatna. Niecały miliard zysku ze sprzedaży rocznie. To innowa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl