[ Pobierz całość w formacie PDF ]

narastające rozdrażnienie. Fragmenty łamigłówki
zaczęły układać mu się w logiczną całość.
Henry jednak podtrzymywał ,,życzliwą  roz-
mowę, dopytując się o członków jego rodziny.
Blade odpowiadał machinalnie, ale jego myśli
krążyły wokół Anny. Sprawdziły się jego wszyst-
kie przypuszczenia. Przypomniał sobie wyjątki
z gazet, które wypadły jej w bibliotece na podłogę.
Wszystkie traktowały o rodzinie Tarrantów i Hen-
rym de Rocherfordzie. Teraz był pewien, że to
Anna jest spadkobierczynią majątku Tarrantów.
Wiedział już, kto ją skrzywdził w przeszłości.
Moc przeznaczenia 111
Ojczym od lat czyhał na jej życie, chcąc za-
garnąć całe bogactwo. Dlatego ona musi ukry-
wać swoją prawdziwą tożsamość! Pomyślał ne-
rwowo, że nie może dopuścić, żeby Henry
teraz ją dostrzegł. Mimo upływu wielu lat po-
znałby swoją pasierbicę bez najmniejszej tru-
dności.
Blade niedbale oparł się o samochód, starając
się jak najszybciej zakończyć rozmowę z mężczyz-
ną, którego, tak naprawdę, nigdy nie lubił. Wresz-
cie de Rocheford wsiadł do swojego mercedesa
i odjechał.
 Możesz już wysiąść. Wszystko w porządku
 powiedział Blade, otwierając drzwi jeepa.
 Jesteś pewien?  spytała Anna, nie kryjąc
zdenerwowania.
 De Rocheford już pojechał. Nic ci nie grozi.
Nareszcie zyskał pewność, że ma do czynienia
ze spadkobierczynią majątku Tarrantów. Anna
Tarrant... Miedzianowłosa, tajemnicza istota...
Obserwował ją, jak wychodziła z samochodu,
ściskając kurczowo teczkę. Pomyślał z ironią, że
gdyby przytuliła go tak mocno, jak tę teczkę, którą
trzyma w dłoni, byłby szczęśliwym mężczyzną.
Niestety...
Anna wysiadła z jeepa powoli. Sprawiała wraże-
nie osoby spokojnej, opanowanej. Postronnemu
obserwatorowi wydawać by się mogło, że spędziła
112 Fiona Brandt
zwyczajny, pozbawiony dramatycznych momen-
tów wieczór. Poruszała się z wdziękiem. Wy-
glądała na niezależną kobietę chodzącą własnymi
drogami. Nikt nie domyśliłby się, jakie przeżycie
towarzyszyło jej przed kilkunastoma minutami.
Blade a dręczyły wątpliwości. Pragnął otoczyć
ją opieką, sprawić, by wreszcie poczuła się bez-
pieczna. Chciał zaproponować, aby zamieszkała
razem z nim, lecz obawiał się, że Anna odrzuci
jego propozycję. Poznał już jej upór i nieustęp-
liwość. Przyzwyczajona była do tego, że może
liczyć tylko na siebie. Od lat pozostawała w ukry-
ciu. Tylko w ciągu ostatnich dni dwa razy umknę-
ła śmierci. Nie załamało jej to. Pomyślał, że w jej
sytuacji panice ulegliby silniejsi od niej mężczy-
zni. Potrafiła walczyć o siebie. Pomimo czyhają-
cych niebezpieczeństw wykazywała ogromną od-
wagę. Blade wspomniał jej antypatycznego oj-
czyma. W tej chwili ogarnęła go taka złość, że
mógłby pozbawić go życia.
 Wiesz już, dlaczego ukrywam się przed Hen-
rym  powiedziała ze smutkiem.
Popatrzył na nią uważnie. Jej twarz nie zdradza-
ła niepokoju.
 Ty jesteś Anną Tarrant. Domyślałem się
tego od początku.
 Musisz być zły na mnie.
 Nie będziemy o tym tutaj rozmawiać.
Moc przeznaczenia 113
Wejdzmy do mieszkania  Zbliżył się do niej
i otoczył ramieniem.
 Mogę sama iść. Nie czuję się zle  powiedzia-
ła, uwalniając się z uścisku.
Blade opuścił ręce, ale nie mógł opanować
rozdrażnienia. Anna dostrzegła jego zdenerwo-
wanie. Wyczuła, że to jej zachowanie wypro-
wadziło go z równowagi. Tak jak wcześniej
myślała, nie był przyzwyczajony do tego, żeby
ktoś przeciwstawiał się jego woli. Zwłaszcza
kobieta.
Zaprowadził ją do tylnego wejścia hotelu. We-
szli do windy. Wjechali na górę i po chwili znalezli
się w eleganckim, wielopokojowym apartamen-
cie. Salon był obszerny i urządzony z dużym
smakiem. Pomalowane na kolor starego złota
ściany, gruby, wełniany dywan w takim samym
odcieniu, skórzane kanapy i drewniane, pełne
uroczych drobiazgów półki  wszystko to tworzyło
harmonijną całość. W rogu stał duży stół, a na
przeciwko znajdował się mały stolik służący do
podawania kawy. Na ścianach wisiały stylowe
kinkiety. Annę zdumiał widok ozdobnej skrzyni
wypełnionej zabawkami. Czyżby Blade przyjmo-
wał tutaj dzieci?
Poczuła dziwny uścisk w gardle. To był praw-
dziwy dom. A ona od lat tułała się po motelach
i wynajętych pokojach...
114 Fiona Brandt
Nagle jej uwagę przyciągnęły doniczkowe
kwiaty stojące na jednej z półek. To były jej
kwiaty! Rozpoznała je natychmiast.
 Skąd się tu wzięły moje kwiaty?!  wykrzyk-
nęła, wskazując na doniczki.
 Zabrałem je z twojego mieszkania w dniu,
gdy Seber się do niego włamał. Zostawił ogromny
bałagan.
 Dziękuję, że je ocaliłeś  wyszeptała, spog-
lądając z wdzięcznością na Blade a.
Była naprawdę wzruszona. Azy napłynęły jej do
oczu. Tak bardzo była przywiązana do tych kwia-
tów. Kochała je, pielęgnowała z czułością. Pomyś-
lała, że Blade zachował się szlachetnie.
Blade spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
 Muszę obejrzeć miejsce zranienia  powie-
dział.
Zbliżył się do niej, ujął nadgarstek. Następnie
delikatnie uniósł rękaw jej bluzki i jego oczom
ukazała się paskudna rana. Anna oswobodziła
rękę.
 To tylko zwykłe skaleczenie  odparła im-
pulsywnie.  Powinniśmy przecież porozmawiać.
O czym jeszcze chcesz wiedzieć?
 Może odłóżmy wszystkie wyjaśnienia do
jutra. Zrobiło się pózno.
 Jednak chcę ci opowiedzieć o swoim życiu
 westchnęła.
Moc przeznaczenia 115
Była bardzo zmęczona, z trudem utrzymywała
się na nogach. Położyła teczkę na stoliku, a potem
podeszła do stojącej obok kanapy i usiadła na niej
ciężko. Otworzyła szerzej oczy, starając się od-
pędzić ogarniającą ją senność. Zaczęła przeglądać
zawartość teczki. Po kolei wyjmowała na stolik
rzeczy: gazety, paszport, kredytowe karty i ciężki
złoty pierścień. Przez chwilę wpatrywała się w sy-
gnet. Miał wygrawerowane inicjały.
 To pierścień mojego nieżyjącego ojca.  Za-
cisnęła pięści.  Henry przywłaszczył go kiedyś.
Nie mogłam tego znieść, więc potajemnie za-
brałam ten sygnet. Zresztą on nie miał do niego
żadnych praw.
 Jeśli pierścień należał do twojego ojca, nie
musiałaś pytać Henry ego o zgodę. Przecież jest
twoją własnością.
 Henry rzeczywiście zagarnął wszystko. Ty-
lko ten sygnet jest w moim posiadaniu  po-
wiedziała głucho.  De Rocheford ożenił się
z moją matką, Elizą, rok po śmierci mojego
ojca. Potem odizolował ją i mnie od wszystkich
naszych przyjaciół i znajomych. Mama była taka
bezradna... Zamknął nas w swojej fortecy na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl