[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjść?
- Ja nie chcę za nikogo wychodzić. Chcę umrzeć.
- Ale jeszcze nie umarÅ‚aÅ›, moje dziecko. Nie zamie­
rzam stać z boku i przyglądać się, jak wpadasz w szpony
Brenderbyego. Nie mam też ochoty dopuÅ›cić do skan­
dalu, jaki z pewnością wybuchnie, jeśli dasz mu kosza.
Ja jestem już za stary, by ci służyć, ale znam kogoś, kto
nie jest za stary.
- Sir Maurice, bÅ‚agam pana, niech pan z nim nie roz­
mawia. Pan... och, niech pan siÄ™ zatrzyma.
Sir Maurice oswobodził jednak rękę i otworzył drzwi.
- Nie musisz siÄ™ obawiać, że ten trzeci dżentelmen na­
robi ci kłopotów. Ręczę za jego dyskrecję.
- Sir Maurice, nic pan nie rozumie. Niech pan nie prosi
Phi... paÅ„skiego syna... żeby mi... pomógÅ‚. Ja... ja nie po­
wiedziałam panu wszystkiego! Ja... och, proszę wrócić.
Drzwi zamknęły się za sir Maurice'em.
226
- To człowiek bardzo mądry i stanowczy - zauważyła
lady Malmerstoke. - Nie dojdzie do skandalu. Hurra!
- Nie mogÄ™ mu spojrzeć w oczy. - Cleone nerwowo krÄ…­
żyła po pokoju. - Nie mogę. Nie mogę. Co on sobie o mnie
pomyślał? Ciociu, ty jeszcze wszystkiego nie wiesz.
- Ależ wiem - odparła lady Malmerstoke.
- Nie, nie wiesz. Philip poprosił mnie o rękę... a ja...
odmówiłam. Oznajmiłam, że nie wyjdę za człowieka
o zszarganej reputacji. I nie tylko to, ale jeszcze gorsze
rzeczy. OskarżyÅ‚am go o to, że zbyt swobodnie siÄ™ pro­
wadzi i... o Boże, jakie to straszne! %7łe też on musiał to
zobaczyć. Jak on musi teraz mną gardzić. Och, ciociu,
powiedz coÅ›.
- Powiem jedno: bÄ™dziesz musiaÅ‚a pokornie przepro­
sić pana Philipa. On przynajmniej nigdy nie zaręczył się
dwukrotnie w ciÄ…gu jednej nocy.
Cleone osunęła się na kanapę.
- Nie zobaczÄ™ siÄ™ z nim. Ja... ja muszÄ™ natychmiast
wracać na wieś. To wszystko moja wina. yle zrobiłam,
każąc mu wyjechać. A teraz on... on mną gardzi.
- Kto tak mówi?
- Ja. Czy może być inaczej? Nie widzisz, jaka byÅ‚am ok­
ropna? Trzeba było widzieć jego twarz, kiedy wszystko
usłyszał. Nigdy w życiu nie uwierzy w to, jaka jest prawda.
- Jakie to ma znaczenie? - powiedziaÅ‚a obojÄ™tnie ciot­
ka. - Przecież go nie kochasz...
- Właśnie, że kocham - oznajmiła Cleone
i nagle rozpaczliwie się rozpłakała.
227
OkrÄ…gÅ‚a, zatroskana twarz Francois rozjaÅ›niÅ‚a siÄ™ nie­
co na widok sir Maurice'a.
- Ach, monsieur, enter donc!* Monsieur Philippe za­
chowuje siÄ™ jak szaleniec. WÅ›cieka siÄ™ i miota po po­
koju jak bestia w klatce. To kobieta. Nie wÄ…tpiÄ™, że cho­
dzi o kobietę. Wiedziałem o tym od dawna. Stało się coś
strasznego. Monsieur nie jest już sobą.
Sir Maurice roześmiał się.
- Mój biedny Francois! Pojdę pocieszyć monsieur.
- Och, gdyby monsieur to potrafił.
- PotrafiÄ™, i to bardzo skutecznie. Gdzie on jest?
Francois wskazał drzwi do biblioteki.
Philip dosłownie rzucił się na ojca.
.-I co? Widziałeś ją? Kocha się w Brenderbym? Chce
go poślubić? Co ci powiedziała?
Sir Maurice odsunÄ…Å‚ go.
- Jesteś drugą oszalałą z miłości osobą, która dziś się
mnie uczepiła. Uspokój się.
- Mów, ojcze, mów! - Philip podrygiwał niecierpliwie.
-Mów!
Sir Maurice rozsiadł się w fotelu i założył nogę na nogę.
- Cleone jest istotnie w tym momencie zarÄ™czona. Na­
wet bardzo - dodał, śmiejąc się półgłosem. - Zamierzam
przekazać tę sprawę w twoje ręce.
- W moje ręce? Czy ona chce mojej pomocy?
- Bynajmniej. Co więcej, nalegała, bym się do ciebie
* Proszę wejść
228
z tym nie zwracał. Prawdę mówiąc, na samą sugestię
wpadła w szał.
- Więc ona nie chce wyjść za Brenderby'ego?
- Z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie. Zrobi to jednak, jeÅ›li nie bÄ™­
dziesz interweniował.
Philip załamał ręce.
- Ojcze, opowiedz mi, co zaszło minionej nocy?
- Usiądz i uspokój się - polecił sir Maurice. - Miałem
właśnie zamiar ci powiedzieć.
Philip potulnie usłuchał.
-I nie przerywaj mi - dodaÅ‚ sir Maurice, po czym zrela­
cjonował synowi wszystko, co usłyszał od Cleone. - A ona
byÅ‚a taka przygnÄ™biona, że poszÅ‚a z Brenderbym, nie my­
śląc o tym, co robi. Oto i cała historia - zakończył.
- Przygnębiona? Czy dlatego, że odrzuciła moje
oświadczyny?
- Prawdopodobnie. A teraz czuje siÄ™ tak skompromi­
towana, że nie śmie spojrzeć ci w oczy.
Philip ukrył twarz w dłoniach i zaniósł się śmiechem.
RzeczywiÅ›cie, role siÄ™ odwróciÅ‚y. Och, Clo, ty prze­
wrotna psotnico. A co było w tym wisiorku?
-O to będziesz musiał ją sam zapytać - odparł
sir Maurice.
Philip poderwał się.
-I zapytam. Nie Å›miaÅ‚em nawet marzyć o takim roz­
wiązaniu moich kłopotów.
- Może cię nadal nie zechce poślubić, Philipie - ostrzegł
sir Maurice.
- Niech mnie diabli, poślubi mnie teraz, nawet gdy-
229
bym ją musiał siłą zawlec do ołtarza. Dzięki tobie spadł
mi kamień z serca, drogi ojcze. Myślałem, że Clo kocha
siÄ™ w Brenderbym. Tak wymownie siÄ™ do niego uÅ›mie­
chała. A co do ce cher* Brenderby, zamierzam się niezle
zabawić.
- Tylko pamiętaj, Philipie, żadnych skandali.
- Masz mnie za ofermÄ™? Ani mru-mru. Francois! Ka­
pelusz, peleryna, buty i szpada!
* Tego drogiego Brenderby'ego
Rozdział osiemnasty
W którym Philip staje się panem sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl