[ Pobierz całość w formacie PDF ]
...W 1857 roku czterech robotników łupiących kamień do budowy
drogi w górze Istrita koło Pietroasa znalazło w ziemi kilkanaście
naczyń i ozdób. Podobnie jak stara Rzyndowa nie mieli oni najmniejszego pojęcia o
wartości swego znaleziska. Cześć skarbu przekazali
wędrownemu cyganowi-kotlarzowi jako zapłatę za kotlarską robotę.
Na ulicach wsi, skąd pochodzili owi robotnicy, dzieciaki wiejskie zaczęły się bawić w
piasku bezcennymi klejnotami. Jakiś przejezdny
kupiec domyślił się wartości owych zabawek", skarb wykupił. Potem nabył je jeden
z rumuńskich ksią\ąt i przekazał do skarbca
Rumunii. W czasie pierwszej wojny światowej skarb Atanaryka" -.....
bo taką nazwę odtąd nosił przewieziony został do Moskwy,-chciano
go bowiem uchronić przed działaniami wojennymi. Lecz tu dosięgła go
rewolucja i w wirze wojny domowej zaginął bezpowrotnie.
...Przepiękny bezcenny skarb. Jeden zloty płaski talerz, złota waza
7, plastyką figuralną, dwa koszyczki jeden ośmiokątny i drogi dwunasiokątny -
zapinki w kształcie orłów, dzban ucha ty ze szczerego
złota, kilkanaście klamer do pasa. zdobionych przecudnie emalią i wysadzanych
szlachetnymi kamieniami, wiele naszyjników i wisiorków ze
złota i drogich kamieni. I naszyjnik z napisem: Jestem nienaruszalnym skarbem Goto
w".
- I co było dalej? Co dalej? dopytywała się Krystyna.
Strom wskazał dłonią le\ące na skrzyni złote wazy.
To one mogłyby opowiedzieć nam dalszy ciąg tej historii.
- Niestety, one nic nie powiedzą... westchnąłem.
Złoto mo\e przynieść radość tylko ludziom nieszczęśliwym
odezwał się ponuro Franciszek. Nie wolno kochać złota dla niego
samego, bo wtedy sprowadza tylko nieszczęście. Zmienia się w krew,
-dręczy sumienie. Odczuł to chyba stary Alfred Rzynda...
Po tych słowach nastała między nami zupełna cisza. Dlatego usłyszeliśmy ciche,
ostro\ne dzwonienie. Wydawało się, \e na cmentarzysku poiród rozkopanych kurhanów
coś brzęczy, jakby dzwonek,
jakby łańcuch.
Słyszycie?... upewniałem się.
Birn-bam, dzyń-dzyń" to cichł, to znów stawał się coraz głośniejszy melodyjny głos
dzwonka.
Dzwoniło na naszych wykopach. Jeśli ktoś urządza \arty, nieopatrznie zawali nam
wykopy.
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń" -......pobrzękiwało nad trzynastym kurhanem.
Pobiegliśmy gromadką.
Stój! Stój! raptem krzyknął Andrzej. I zawrócił do namiotu,
jakby zobaczył w mroku twarz okropnego widma. Dziewczęta narobiły
pisku i wróciły z Andrzejem. Mnie tak\e udzielił się jakiś .nieprzyjemny nastrój.
A tymczasem na trzynastym kurhanie coś brzęczało i dzwoniło.
Równiutko, melodyjnie.
Co się stało? dopytywał się Strom.
To był wabik, rozumiecie? tłumaczył Andrzej. Chcieli nas
wywabić z namiotu i gdy ścigalibyśmy ów dzwonek, oni ukradliby złote
wazy...
Fantasta rzekłem krótko.
Czy\by? Zapominasz, \e nie tylko my znamy tajemnicę figusów.
Znają tak\e złodziej, który okradł Rzyńdową. Mo\e Rzyndowa zdą\yła
ju\ komuś powiedzieć, \e zabraliśmy od niej garnki? Złodziej wie, \e
one są u nas, i próbuje je wykraść...
Na kurhanie dzwoniło i dzwoniło. Coraz głośniej, coraz gwałtowniej,
jakby kogoś złościło, \e z powrotem skryliśmy się w namiocie.
Doktor Strom, pan Franciszek, Agnieszka, Roman i pani Krystyna pozostaną na
stra\y skarbu rozkazywał Andrzej. A ja z Tomaszem pójdę spotkać się z panami,
którzy dzwonią na wykopach.
W kącie namiotu stały nowiutkie trzonki do łopat. Uzbroiliśmy się
w nie i dziarskim krokiem pomaszerowaliśmy na cmentarzysko.
Dzyń-dzyri. Bim-bam" denerwował się dzwonek.
Mogliśmy teraz dokładnie określić, skąd wybiega ten dzwięczący
głos. Wydawało się, \e płynie nieco z góry, ze szczytu pagórka.
Uczyniliśmy jeszcze kilka kroków i raptem nastała cisza. Jakby
dzwonek przestraszył się nas.
Czy panowie nie wiedzą, \e chodzenie po wykopach jest wzbronione? krzykną!
Andrzej. Oczywiście, krzyknął tylko tak, na wszelki
wypadek, bo nikogo nie było widać.
Odpowiedziało rnu milczenie.
Oświeciliśmy wnętrze rozkopanego kurhanu. Potem zaczęliśmy przeszukiwać
cmentarzysko. Nigdzie ani śladu człowieka. A jednak przecie\
coś" dzwoniło?
Proszę się nie ukrywać. Ja was widzę! wolał Andrzej.
Nikogo nie widział. Nikt się te\ nie odezwał.
Wolnp zeszliśmy ze wzgórza. Byliśmy o kilkanaście kroków od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]