[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak dwa i dwa to cztery.
- Nikt w to nie uwierzy - powiedział Ross. Stał nieruchomo
za biurkiem.
- Nie jesteśmy tego pewni - skonstatował Remy. Zuzanna
machnęła ręką.
- Nie podobało mi się to, co robiłeś, Ross, ale raz
zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel. Czuję, że jestem ci coś
dłużna, Remy także. Dlatego tu jesteśmy. Chcielibyśmy
zakończyć już tę sprawę, więc jeżeli obiecasz nam, że wyjedziesz
z kraju na zawsze, jesteśmy skłonni milczeć.
- To do ciebie niepodobne, Zuzanno - powiedział Ross
zamykając teczkę.
- To prawda, ale mam już dość ciebie i tego wszystkiego.
Brzydzę się tym, co robiłeś. Nie mogę dłużej wykonywać tej
pracy, nie zniosę tej ciągłej presji psychicznej i okłamywania
wszystkich. Chcę znowu żyć normalnie. Przeraża mnie fakt, że
jednego dnia możesz być przyjacielem, a następnego mordercą.
Budzisz we mnie wstręt, Ross.
Nie powiedział ani słowa. Uniósł tylko brwi.
- Spójrz prawdzie w oczy, Ross - dodał Remy. - Stanowimy
dla ciebie zbyt duże zagrożenie. Wiemy za dużo i możemy
wzbudzić wystarczająco dużo wątpliwości, aby sprowokować
dochodzenie. Jeśli nie wyjdziemy stąd cali, to będzie pierwszy
powód do wszczęcia śledztwa. Myślę, że już to przemyślałeś i
stąd twój nagły pośpiech.
139
RS
- Ciekawa jestem, co by się wydarzyło o północy przez
uniwersytetem? - mruknęła Zuzanna.
- Zapewniam cię, że nic dobrego, chere. Ale znów
pomieszaliśmy ci szyki, Ross. Nie będziesz mógł zaaranżować
trzeciego "wypadku". Nie jesteś wcale taki sprytny, jak myślisz.
Właściwie byłeś cholernie głupi od samego początku, zwłaszcza
gdy napuściłeś mnie na Zuzannę. Trzylatek zrobiłby to lepiej.
Po dość długiej przerwie dodał:
- Ale jestem skłonny jeszcze raz dać szansę twojemu
sprytowi. Za odpowiednią cenę, oczywiście.
Zuzanna odwróciła się do Remy'ego zaskoczona jego
słowami.
- Co ty mówisz, Remy!
Wzruszył ramionami.
- Mówię, że Ross zaoszczędzi przecież coś na naszej
wspaniałomyślności. Ty masz pieniądze, ja nie. Utrudniał mi
nawet odbiór moich należności od Organizacji. Niestety, pózniej
nie zwróci mi ani grosza. Lepiej będzie, jak zrobi to teraz.
Natychmiast. Nie powie przecież, że wziąłem łapówkę, bo
musiałby także wsypać siebie. Ja jestem w podobnej sytuacji.
- Remy, proszę cię, nie rób tego - szepnęła Zuzanna. -
Gdzie twoja uczciwość?
- Do diabła z moją uczciwością - powiedział ostro, nie
spuszczając wzroku z Rossa. - Ta praca bardziej mnie wykańcza,
niż przypuszczasz. Mam prawo do skromnego wynagrodzenia za
trzymanie języka za zębami! Ross to doskonale rozumie,
prawda?
- Widzę, że próbujesz mnie usidlić - powiedział Ross
zadowolony z siebie i wyszczerzył zęby w niemiłym uśmiechu.
Zuzanna nawet nie zauważyła, kiedy w jego ręku pojawiła
się broń. Zamarła, czekając na dalszy ciąg. Remy nie poruszył
się.
- Broń wcale nie jest potrzebna, Ross - powiedział. -
Przyszliśmy tu, żeby się z tobą dogadać.
140
RS
- Myślę, że może się przydać - stwierdził Ross. - Jesteś
okropnie głupi, Remy, wypróbowując na mnie jakieś stare
policyjne sztuczki. Nigdy byś się nie poddał, prawda? Nawet
gdyby mnie poruszyła twoja mowa. Na szczęście nie uwierzyłem
w ani jedno słowo. Ale nawet gdyby stało się inaczej, nie
przypuszczasz chyba, że dałbym ci te pieniądze w obecności
twojego pięknego świadka.
Zuzanna usiłowała skoncentrować się na słowach.
- Ja miałabym być świadkiem?
- Nie wtajemniczyłeś jej w swój plan, Remy? - zapytał
Ross. - Przypuszczam, że nie. Zawsze odpowiadała ci rola
"samotnego jezdzca".
Remy milczał.
Ross roześmiał się złośliwie.
- Czy myślisz, że nie wiem, gdzie dziś byliście? Nazwiska
osób, które tam wchodzą i stamtąd wychodzą, w ciągu godziny
znajdują się na moim biurku. Nie jestem taki głupi, jak
przypuszczaliście. Właściwie z przyjemnością udowodnić wam,
jak bardzo się myliliście co do mnie. Nie wątpię, że ci idioci
pogłaskali was po głowach i odesłali z powrotem. Ale znam
ciebie, Remy, i przypuszczam, że nie spodobał ci się pomysł, aby
tę sprawę poprowadził ktoś inny. Postanowiłeś więc działać na
własną rękę. Wtargnąłeś do mojego domu z taką pewnością,
jakby za twoimi plecami podążała cała armia. To był twój bluff.
Tak samo zachowywałeś się pierwszy raz, kiedy cię poznałem.
Przypuszczałeś, że nie będę tego pamiętał? Remy St. Jacques,
bohater dnia.
- Co? - zawołała Zuzanna, przenosząc wzrok na Remy'ego.
- Mówiłeś przecież, że jesteśmy kryci.
- Zamknij się! - wrzasnął Remy. Ross się roześmiał.
- Remy, Remy, Remy. Kiedy się wreszcie nauczysz, że
nowicjusz zawsze pozostanie nowicjuszem. Na szczęście dla
mnie ty zawsze byłaś nowicjuszką, a do tego niepoprawną
idealistką, Zuzanno. Tak łatwo tobą manipulować! Było mi
141
RS
nietrudno zgadnąć, dlaczego tak nagle opuściłaś Waszyngton.
Dopasowałem wszystko do siebie i wyszło mi przyjęcie u Trevora.
Potem, kiedy zobaczyłem wasze zdjęcie w "Post", zdecydowałem
się na natychmiastowe działanie.
Zaklęła w duchu. Krążył wokół najważniejszego. Nadszedł
czas na atak.
- Masz na myśli te wypadki? Dwa razy próbowałeś zabić
"nowicjuszkę" i za każdym razem nie udawało ci się.
- Tak, to było zabawne, a jednocześnie cholernie
denerwujące. Byłaś przecież łatwiejsza do wykończenia. Na
szczęście trzeci raz nie spudłuję. Załatwię was oboje. Zawsze
wiem, kiedy przychodzi na to czas. Nawet z twoim mężem poszło
mi gładko. Wpadł w panikę.
Zuzanna poczuła na ramionach gęsią skórkę. Ross w swoim
uniesieniu mówił więcej, niż przypuszczali z niego wyciągnąć.
- Senator Harvey czeka na mnie z ostatnią płatnością.
Jego też muszę zabić. Cholerny głupiec nalegał na otwarte [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl