[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podnosząc się, powiedziała z wymuszonym uśmiechem:
 Właśnie chciałam zamykać.
Nie patrząc więcej na niego, wzięła swoje rzeczy i zdecydowanym krokiem przeszła
przez próg.
Tej krótkiej nocy Cass kilkakrotnie patrzyła na podświetlane cyfry zegara i wzdychała
żałośnie. Trzecia nad ranem, a ona nie mogła zasnąć. Do diabła, a któż by mógł po takiej
porcji pocałunków.  On jest złym człowiekiem,  powiedziała sobie po raz setny. Bardzo
złym człowiekiem. Był bezwzględny i podstępny, ale także atrakcyjny i czarujący. Podobał
się jej  i nie znosiła go. Fascynował ją i odpychał. A na dodatek całowała go, jakby był
jedynym mężczyzną na Ziemi. I pożądała go. Dlaczego to właśnie Dallas Carter musiał być
tym, który potrafił dać jej tyle rozkoszy. Jako kobieta doświadczona wiedziała, że jej fizyczny
pociąg do niego był czymś wyjątkowym. Co więcej, nie znaczyło to wcale, że ciało panowało
nad nią. Potrafiła kontrolować się, jeśli chodziło o mężczyznę. Ale tym razem miała problem.
Chodziło przede wszystkim o to, że on tak bardzo różnił się od wszystkich znanych jej,
bogatych i zepsutych mężczyzn. Miał w sobie jakąś szorstkość, która mówiła jej, że otrzymał
w życiu parę gorzkich lekcji, podobnie jak ona. Nagłe przypomnienie ubiegłego popołudnia w
sklepie znów przyprawiło ją o dreszcz. Jej piersi wyprężyły się, a krew zawirowała szybciej,
aż napełniła ciepłem biodra. Zagryzając zęby spróbowała odsunąć od siebie te myśli. Miał
rację. Oni z pewnością nie powinni tego więcej robić. Domyślała się, że posiadał jakiś
wewnętrzny kodeks moralny, który sprawił, że nawet pocałunek wydawał mu się czymś
niewłaściwym. A jednak miała ochotę go zabić, gdy tylko zastosował się do jego reguł. To, co
należało teraz zrobić, to trzymać go najdalej od siebie, aż do czasu zebrania zarządu.
Cass zachmurzyła się, przypomniawszy sobie, jak przeglądała papiery i wciąż nie mogła
znalezć notatki na temat zebrania ani zawiadomienia o bieliznie erotycznej. To niemożliwe,
żeby coś zgubiła. Nie ona. Wzruszyła ramionami i pomyślała, że znajdzie chyba dość sprytu,
aby niepostrzeżenie wybadać Neda w tej sprawie. Tymczasem jedyne, co może zrobić, to
wystrzegać się Dallasa i spotkań z nim sam na sam. Słaby odgłos przykuł jej uwagę.
Nastawiła uszu, aby zidentyfikować ten dziwny dzwięk.  Boże  pomyślała  nie pozwól,
proszę, aby to był ulatniający się gaz.  Dlaczego nagle w domu zaczęło się wszystko psuć?
Zdaje się, że nie była tak dobrą gospodynią, za jaką się uważała. Zamarła na odgłos zgrzytu
metalu tnącego szkło. Dało się słyszeć stłumione przekleństwo. Jeśli gdzieś ulatniał się gaz, to
z pewnością teraz pomagał mu w tym człowiek. Najprawdopodobniej jednak ktoś usiłował
włamać się przez oszklone drzwi frontowe. Wiedziała, że jeśli ten osobnik z zewnątrz chciał
otworzyć drzwi, nie pójdzie mu to tak łatwo, gdyż w zawiasy wkładała zawsze kawałek kijka
 prowizoryczną blokadę, mającą zabezpieczyć ją w razie takiego właśnie wypadku. Jednak
ta myśl nie powstrzymała narastającego strachu. Przełknęła ślinę i odsunęła kołdrę, powoli
ześliznęła się na podłogę. Chwyciła słuchawkę telefonu stojącego na nocnym stoliku,
wyczekała na sygnał centrali i szybko wybrała numer policji. Odezwał się spokojny, niski
głos.
 Na pomoc  wyszeptała  ktoś usiłuje się włamać.
 Czy może pani mówić głośniej?
 Do diabła! nie mogę  szepnęła zdenerwowana, prawie że zakrywając usta ręką, aby ten
ktoś z zewnątrz nie usłyszał.
 Włamanie! Dwa  zero  siedem  Wybrzeże .
 Halo! Nie rozumiem. Czy pani jest pijana?
 Na pomoc! Policja! Ktoś chce włamać się do mojego domu!  krzyknęła przerażona, że
policjant zezłości się i odłoży słuchawkę.  Dwa  zero  siedem  Wybrzeże .
Przyjeżdżajcie! Prędko!
 Dziękuję pani. Wyślemy samochód patrolowy. Jaki adres?
Prawie krzyknęła z rozpaczy.
 Dwa  zero  siedem!!!
Z dworu usłyszała nagły łoskot stóp zbiegających z ganku po schodach. Osuwając się na
krzesło, wymamrotała:
 Poszedł, dzięki Bogu.
 Czy mam wezwać samochód?  spytał głos. Zacisnęła zęby i powiedziała:
 Nie, tylko policjanta, żeby sprawdził zamek.
 Dobrze. Nazwisko proszę.
Gdy wreszcie odłożyła słuchawkę, wróciła do łóżka, położyła się i jęknęła głośno. Była
zmęczona jak po ciężkim biegu przez płotki. Nie mogła pojąć, dlaczego policja potrzebowała
aż tylu informacji. Przez ten czas, gdy rozmawiała przez telefon, intruz mógł dawno skończyć
brudną robotę i być już w połowie drogi do Kalifornii. Zaczęła obawiać się, czy nie wróci
przypadkiem jeszcze raz tej nocy, ale miała nadzieję, że przestraszył się jej równie mocno jak
ona jego. Mimo wszystko czułaby się o niebo lepiej, gdyby przyjechał tu ktoś z policji.
Jedyną dobrą stroną całej sytuacji było to, że osoba Dallasa szybko wywietrzała jej z głowy.
Teraz bała się sama zostać na resztę nocy. Jean będzie miała nieoczekiwane towarzystwo,
postanowiła. Zignorowała głos, który mówił, że pewien mężczyzna byłby milszym
kompanem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl