[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wielkiego słownika i czynnej inteligencji pojętnego
umysłu odziedziczonego po przodkach, zdolnego do
rozumowania, zaczął się roztropnie domyślać wielu
rzeczy, których dokładnie nie mógł zrozumieć, i
zazwyczaj domysły jego były bardzo bliskie prawdy.
Kształcenie ulegało częstym przerwom,
spowodowanym koczowniczym trybem życia jego
plemienia, lecz nawet i wtedy, gdy oddalił się od
swych książek, ruchliwy jego mózg starał się zgłębić
tajemnicę swego przeznaczenia.
Kawałki kory i płaskie liście, a nawet gładka
powierzchnia ziemi, były dla niego kajetami, na
których kreślił ostrzem swego myśliwskiego noża
lekcje, których się uczył.
Nie zaniedbywał też i innych surowszych
obowiązków życia, gdy dawał ujście swej skłonności
do rozwiązywania tajemnic zawartych w książkach.
wiczył się w rzucaniu linki, bawił się swym nożem.
Nauczył się ostrzyć go o płaskie kamienie.
Plemię stało się liczniejsze, niż było w czasie, kiedy
Tarzan do niego przybył, gdyż pod wodzą Kerczaka
mogli odstraszyć inne plemiona od tych okolic
dżungli, które zajmowali. Mieli więc obfitość
pożywienia i prawie żadnych strat od napadów
sąsiadów.
Dlatego to młodsze samce, dorósłszy, wolały dobierać
sobie żony z własnego plemienia lub pochwyciwszy
samicę z innego plemienia wprowadzać ją do hordy
Kerczaka i żyć z nim w zgodzie, niż szukać dla siebie
innego domu lub walczyć z groznym Kerczakiem o
przewagę w obrębie plemienia.
Od czasu do czasu zdarzało się, że któryś z dzikszych
towarzyszy robił próbę pochwycenia władzy, lecz
nikomu dotąd nie udało się wyrwać palmy
zwycięstwa z rąk dzikiego, brutalnego zwierzęcia.
Tarzan zdobył sobie wyjątkowe stanowisko wśród
plemienia. Wszyscy uważali go jakby jednego ze
swoich, a jednak uznawali jednocześnie, że jest
różnym. Starsze samce albo nie zwracały na niego
wcale uwagi, albo nienawidziły tak zajadle, że tylko
dzięki swej niesłychanej zwinności i szybkości
ruchów, oraz opiece potężnej Kali, nie zginął on już
w młodym wieku.
Tublat był jego najwytrwalszym wrogiem. Stało się
jednak tak, że gdy miał lat trzynaście, właśnie przez
Tublata prześladowanie, jakiego doznawał od swych
wrogów, ustąpiło nagle całkowicie i dano mu
zupełnie pokój, prócz wypadków, kiedy ktoś z
plemienia dostawał napadu ślepej wściekłości,
którym podlegają samce wielu dzikich zwierząt
dżungli. Wtedy nikt nie był bezpieczny.
W dniu, w którym Tarzan ustalił swe prawo do
poważania, plemię znalazło się w komplecie wokoło
niewielkiego naturalnego półkola, wolnego od
krzewin i czepiających się roślin, we wgłębieniu
wśród pagórków.
Otwarta przestrzeń miała kształt prawie kolisty. Ze
wszystkich stron wznosiły się ściany olbrzymów
nietkniętego lasu, a na dole rośliny tak szczelnie
zapełniały przerwy wśród pni, że swobodne dojście
do małej polanki było tylko wolne przez górne
gałęzie drzew.
Tutaj gromadziło się często plemię w miejscu
bezpiecznym od jakiegokolwiek najścia. W środku
półkola widać było jakby gliniany bęben, który
antropoidalne małpy budują dla swych dziwnych
obrzędów. Odgłosy takiego bębna słyszeli nieraz
ludzie, rozlegające się z twierdz leśnych. Nikt jednak
z ludzi nigdy nie był świadkiem naocznym bębnienia.
Wielu podróżników widziało bębny zbudowane
przez małpy, niektórzy słyszeli odgłosy bębna i
dzikie wrzaski tych władców dżungli, tylko jeden
Tarzan, lord Greystoke, jest bez wątpienia jedyną
ludzką istotą, która brała osobisty udział w dzikim,
szalonym, oszałamiającym obrzędzie dum-dum.
Z tej pierwotnej czynności powstały, bez wątpienia,
pózniej wszystkie ceremonie i obrzędy urzędowe,
gdyż przez wszystkie niezliczone wieki, aż do
najdalszych granic poczynającego się świata
ludzkiego, nasi dzicy, kudłaci przodkowie tańczyli
rytualny taniec dum-dum przy dzwięku glinianych
bębnów, przy jasnym świetle podzwrotnikowego
księżyca w ostępach potężnej dżungli, która i dziś
stoi niezamierzona, jak stała tej dawno zapomnianej
nocy, w tej dawnej, zamarłej, niezmiernie odległej
przeszłości, kiedy nasz pierwszy kosmaty przodek
zawisnął ze zwieszającej się gałęzi, by zeskoczyć na
miękką trawę, wyściełającą miejsce pierwszego
zgromadzenia.
W ten dzień, kiedy Tarzan osiągnął wyzwolenie z
prześladowania, któremu nielitościwie podlegał
przez całe lat dwanaście z trzynastu lat swego życia,
plemię, liczące teraz całą setkę, przesunęło się
gromadnie w milczeniu przez dolny taras dżungli i
zatrzymało się bez hałasu na płaskim półkolu.
Obrzędy dum-dum wskazywały obchód jakichś
ważnych wydarzeń w życiu pokolenia - zwycięstwo
nad wrogiem, ujęcie niewolnika, zabicie jakiegoś
dzikiego mieszkańca dżungli, śmierć starego króla i
wyniesienie nowego i odbywały się zgodnie z
ustalonym ceremoniałem.
W wypadku przez nas opisywanym powodem do
odbycia obrzędu było zamordowanie olbrzymiej
małpy innego plemienia. Gdy członkowie plemienia
Kerczaka weszli na plac, widać było wśród nich dwu
samców niosących ciało zwyciężonego wroga.
Położyli oni swoje brzemię przed glinianym bębnem
i zasiedli w kucki obok jako stróżownicy, inni zaś
członkowie plemienia skulili się w trawie, by się
przespać do czasu, aż wschodzący księżyc będzie
znakiem do rozpoczęcia dzikiej orgii.
Przez cztery godziny panowała zupełna cisza na
małej polance. Ciszę tę przerywały tylko niezgodne
głosy świetnie upierzonych papug lub pokrzyki i
ćwierkania tysiąca ptaków dżungli, przelatujących
bezustannie wśród żywych orchidei i
czerwieniejących kwiatów, które zwieszały się z
miriadów pokrytych mchem gałęzi leśnych królów.
Gdy w końcu zapadła ciemność w dżungli, małpy
zaczęły się krzątać i wkrótce utworzyły koło wokół
glinianego kotła. Samice i małe zasiadły wąską linią
na zewnętrznym obwodzie koła, a samcy ugrupowali
się wprost przed nimi. Przed kotłem zasiadły trzy
samice, uzbrojone w sękate gałęzie mające piętnaście
do osiemnastu cali długości.
Bardzo powolnie zaczęły one uderzać w dającą
oddzwięk powierzchnię kotła, kiedy pierwsze słabe
promienie wschodzącego księżyca posrebrzyły
wierzchołki okolicznych drzew.
Gdy jasność w półkolu stała się większa, samice
poczęły częściej i mocniej uderzać, aż w końcu dziki,
rytmiczny łomot napełnił wielką dżunglę na całe mile
wokoło. Wielkie, dzikie bestie, stojąc z
nastroszonymi uszami i podniesionymi głowami,
przysłuchiwały się głuchemu hukowi zwiastującemu
rozpoczęcie dum-dum małpiego.
Od czasu do czasu słychać było dzikie wycie lub
grzmiący ryk, odpowiadający wyzywającemu
hukowi małp, lecz nikt nie zbliżał się blisko, by się
przyjrzeć lub zrobić napad, gdyż małpy
zgromadzone w całej potędze swej liczebnej siły
napełniały serce swych sąsiadów z dżungli głębokim
szacunkiem.
Kiedy huk kotła doszedł do ogłuszającego prawie
napięcia, Kerczak skoczył w pośrodek pomiędzy
siedzących samców i bębniące samice.
Stojąc wyniośle zarzucił w tył głowę i spoglądając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl