[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włamaniem i uznała, że nie ma sensu dłużej czekać na
wyniki kolejnych badań. Bała się, że wysłanie ekipy do
dżungli amazońskiej spowoduje niepotrzebny rozgłos
i że ludzie z branży kosmetycznej przedwcześnie dowie
dzą się o Marzeniu".
- Dlatego postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce -
stwierdził ponuro Nick. - Odkąd ją znam, Kate co pe-
217
wien czas wyskakuje z jakimś szalonym pomysłem, ale
ten bije wszelkie rekordy! Chryste, tłumaczyłem jej jak
komu dobremu, że nie mamy żadnej pewności, czy kwiat
dziewiczy istnieje naprawdę, czy tylko w legendach. Być
może będzie poszukiwała mitycznej rośliny, której nikt
nigdy nie widział na oczy. A poza wszystkim innym mo
że grozić jej niebezpieczeństwo.
- Dlaczego tak sądzisz, Nick? - spytała Caroline, bla
da z przejęcia.
Dziś rano nie czuła się najlepiej; dostała niespodzie
wanie torsji, zresztą wciąż miała mdłości. Podejrzewała,
że jest to spózniona reakcja na to, co wydarzyło się przed
kilkoma dniami.
- Pamiętaj, maleńka, że bandycie udało się zwiać. Nic
o nim nie wiemy. Nie wiemy, kto mu zlecił włamanie
do Fortune Cosmetics, komu zależało na mojej deportacji
ani jaki jest ostateczny cel naszego wroga. Myślimy, że
chodzi o wykradzenie receptury kremu, ale możemy się
przecież mylić. Może chodzi akurat o Kate. No i trzeba
pamiętać, że nie wszystkie plemiona południowoamery
kańskie są przyjaznie nastawione do obcych. Niektóre
do walki z wrogiem używają dmuchawek i łuków, tyle
że strzały pokryte są trującym jadem czy kurarą. Dzie
siątki ludzi wyruszały do dżungli amazońskiej, a potem
słuch po nich ginął. Nasza wyprawa, gdyby miała dojść
do skutku, musiałaby być niezwykle starannie przygoto
wana. Decyzji o takim wyjezdzie nie można podejmować
impulsywnie, z dnia na dzień, i liczyć, że wszystko się
jakoś ułoży.
- Ktoś z nas musi tam polecieć. Do Brazylii. Nor-
218
malnym rejsowym samolotem. - Jake Fortune nawet nie
próbował ukryć zdenerwowania. - Najlepiej, żebyś to był
ty, Sterling. Chętnie sam bym się wybrał, ale mama nigdy
by mi nie wybaczyła, gdybym zostawił firmę, zanim
wszystkie środki bezpieczeństwa zostały zamontowane.
- Masz rację, Jake. - Sterling poprosił panią Brant,
aby zadzwoniła na lotnisko i zarezerwowała bilet na naj
bliższy samolot do Rio de Janeiro, po czym, ponownie
kierując wzrok na zatroskane twarze, kontynuował: -
Oczywiście, nie wiem, czy mój wyjazd cokolwiek da,
czy uda mi się trafić na jakikolwiek trop. Kate może być
dosłownie wszędzie...
- To prawda - przyznał z namysłem Nick. - Pani
Brant, dzwoniąc na lotnisko, proszę spytać, czy Kate zo
stawiła jakieś dane o planowanym locie. Jeśli tak, przy
najmniej będziemy wiedzieli, gdzie zamierza wylądować.
- Och tak, to ważne! - powiedziała Caroline, odru
chowo wyciągając rękę w stronę męża i szukając u niego
pocieszenia.
W ciągu ostatnich kilku dni jej miłość do Nicka je
szcze bardziej wzrosła. Stał się równoprawnym człon
kiem rodziny; nawet Jake go w pełni zaakceptował. Pod
czas włamania i pożaru zachował zimną krew; nie tracąc
głowy, wydawał polecenia, dopóki nie przyjechała straż
i policja. Teraz zaś widać było, że szczerze martwi się
o Kate, a jego analiza sytuacji oraz sugestie, jakie czynił,
były rzeczowe i inteligentne. Caroline widziała, że za
równo Jake, jak i Sterling odnoszą się do Nicka z sza
cunkiem i podziwem - tego akurat Paulowi Andersenowi
nigdy nie udało się dokonać.
219
- No dobrze, nic tu po nas. Wracajmy do biura. -
Jake potarł skronie, jakby nabawił się koszmarnego bólu
głowy. - Chyba nie muszę pani mówić, pani Brant, co
sądzę o pani zachowaniu. Wiem, że jest pani niezwykle
lojalna wobec mojej matki, ale w tym wypadku powinna
była pani zapomnieć o lojalności i natychmiast powia
domić mnie, co się dzieje.
- Tak, panie Jake. Chyba faktycznie powinnam była
- przyznała ze skruchą gospodyni. - Jeżeli cokolwiek
stanie się pani Kate, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Ogromne połacie dżungli mieniącej się setkami od
cieni zieleni przecinała potężna, błotnista rzeka - Ama
zonka. Co za wspaniały, zapierający dech w piersi widok,
pomyślała Kate, patrząc przez okna firmowego samolotu.
Podróż nie była męcząca; zresztą Kate starała się zbyt
nio nie forsować. Podzieliła trasę na kilka mniejszych
odcinków, tak by po drodze móc chwilę odpocząć, roz
prostować kości. Tłumaczyła sobie, że tak jest rozsądniej;
w głębi duszy wciąż nie chciała przyznać racji swojej
gospodyni, która próbowała ją powstrzymać.
Tak czy owak, była już prawie na miejscu i tylko to
się liczyło. Za godzinę czy dwie wyląduje na lotnisku
w Rio de Janeiro i natychmiast przystąpi do organizo
wania ekspedycji w głąb dżungli. Kiedy wszystko będzie
zapięte na ostatni guzik, wyśle telegram do Jake'a i Ster-
linga.
Była tak podniecona swą misją - tym, że gdy znajdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]