[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczekiwaniami i nie przytrafily sie zadne niemile niespodzianki, mowily ich oczy.
-Ano coz, i w tym mamy przewage nad praszczurami - odpowiedzial K'vin stanowczo.
Zulaya lekko uscisnela jego ramie, potem je puscila i podeszla do pierwszego stolu, gdzie siedzialy rodziny dwoch nowych
brunatnych jezdzcow. K'vin odprowadzil Salde i Tashviego do honorowego stolu i obiecal, ze wraz z Zulaya dotrzymaja im
towarzystwa, gdy tylko wypelnia mily obowiazek zamienienia kilku slow z rodzicami nowych jezdzcow. Skierowal sie ku
przeciwnej scianie obszernej jaskini i w mysli zalozyl sie sam ze soba o pewna drobnostke.
Przy czwartym stoliku wygral zaklad. Wiadomosc o niezwyklym Naznaczeniu ostatniej zielonej smoczycy juz obiegla
zgromadzonych.
-Czy to prawda - spytala jakas gospodyni, matka spizowego jezdzca - ze ta dziewczynka musiala uciekac z domu? -
Kobieta byla wstrzasnieta, podobnie jak inni przy jej stoliku.
-Dotarla tu na czas, a to najwazniejsze. - K'vin gladko uniknal niewygodnych wyjasnien.
-Co by sie stalo, gdyby nie przyjechala? - spytala zarliwie jedna z dziewczat. - Czy smok by...
Przerwala nagle. K'vin odgadl, ze ktos kopnal ja w kostke pod stolem.
-Nic takiego. Na pewno widzialas, ilu chetnych chlopcow otoczylo smoczka - powiedzial, by zamaskowac niezreczna
pauze. - Malenka smoczyca wybralaby ktoregos z nich.
Ale to nie byla prawda. Wlasnie po to, zeby uniknac podobnych sytuacji, kazdy Weyr staral sie, aby do Naznaczania
przystapilo jak najwiecej kandydatow. W przeszlosci odnotowano piec przypadkow, gdy smocze piskle nie znalazlo osoby o
odpowiedniej psychice. Za kazdym razem smierc malenstw doprowadzala caly Weyr niemal do zalamania i od tej pory ze
wszystkich sil starano sie nie dopuszczac do takiej sytuacji. Zgadzano sie nawet, by smoczeta Naznaczaly widzow.
Zdarzaly sie rowniez nie wyklute jaja. W dawnych czasach, gdy byly jeszcze dostepne srodki techniczne, dokonywano
sekcji zwlok, by zbadac przyczyne. W wiekszosci zanotowanych przypadkow byla to dysfunkcja zoltka albo deformacja
plodu, ktore i tak uniemozliwilyby smoczeciu przezycie Wylegu. Jednakze w trzech przypadkach nie rozpoznano przyczyny
zgonu, a plod byl idealnie zdrowy, bez widocznych deformacji i niedorozwoju. Z pokolenia na pokolenie przekazywano rade,
by takie jaja natychmiast pozostawiac pomiedzy; ten smutny obowiazek wypelniali zwykle Przywodca Weyru i jego spizowy
smok.
-Widzialam, jak nadjezdza i jak tamci chca ja zatrzymac - powiedziala dziewczynka, zachwycona, ze znalazla kolejnego
sluchacza.
-A zatem siedzialas na najlepszym miejscu w calym amfiteatrze - usmiechnal sie K'vin.
Dziewczynka z uraza popatrzyla na pozostalych czlonkow rodziny.
-Wlasnie, ze tak! Widzialam wszystko! Nawet to, ze mlody smok chcial kogos zjesc. Czy to byl jej ojciec?
-Suze, dosc tego - skarcil ja ojciec, a siedzacy obok brat chyba ja uszczypnal, bo wyprostowala sie gwaltownie i rzucila
mu gniewne spojrzenie.
-Tak, to byl jej ojciec - odparl K'vin.
-Nie zdawal sobie sprawy, na co sie naraza uderzajac jezdzca? - spytal ojciec Suze, wyraznie wstrzasniety
zachowaniem napastnika.
-Zdal sobie sprawe, lecz po niewczasie - odrzekl sucho K'vin, obserwujac zaskoczenie na twarzy dziewczynki. - Powiedz
mi, przyjacielu, jakie twoj syn - tu Charanth, jak zwykle, podpowiedzial imie chlopca tak predko, ze przerwa byla niemal
niezauwazalna - Thomas, wybral sobie jezdzieckie imie?
-Chlopiec w najsmielszych snach nie przypuszczal, ze Naznaczy - powiedziala matka. Na jej twarzy malowala sie duma
ze skromnosci syna i radosc z jego sukcesu.
-Nigdy nie lubil swojego imienia - wtracila nieujarzmiona Suze. - Wybierze sobie calkiem nowe - rzucila rodzicom
pogardliwe spojrzenie spod oka.
-A oto i on, jesli sie nie myle. - K'vin wskazal chlopca, zmierzajacego w ich strone po kamiennej posadzce groty.
Przywodca Weyru pouczal kandydatow o obowiazkach jezdzcow wzgledem smokow, i zdazyl poznac czesc z nich.
Thomas, czy jak mu tam, byl bardzo podobny do siostry i brata, wiec latwo go bylo rozpoznac. K'vin mial nadzieje, ze
jedynie z twarzy przypomina te mala zlosnice.
-Dobra robota, mlody czlowieku - powiedzial, wyciagajac reke. - Jak bedziesz sie od tej pory nazywac?
-S'mon, panie - odparl chlopiec, w dalszym ciagu zarumieniony z emocji. Odwzajemnil sie mocnym, stanowczym
usciskiem dloni. - Zastanawialem sie nad T'omem, ale nigdy specjalnie nie lubilem tego imienia.
-A mowiles, ze... - Suze wyraznie zarobila kolejnego kopniaka pod stolem, bo az pisnela i lzy stanely jej w oczach.
-Latwiej to wymowic - stwierdzil S'mon. - Tiabethowi tez sie podoba - dodal tym chwytajacym za serce tonem, w ktorym
duma przeplatala sie z radoscia posiadacza, tak typowym dla mlodych jezdzcow, przyzwyczajajacych sie do nowych
warunkow i obowiazkow. - A w dodatku byl juz jeden T'mas, w pierwszej bendenskiej grupie jezdzcow.
-Od dawna nie zyje. - Ojciec me byl zachwycony wyborem. - w naszej rodzinie zawsze ktorys z synow nosi to imie. Ja
tez nazywam sie Thomas, dziewiaty z kolei.
Chlopiec spojrzal na ojca z pewna wyzszoscia i niezaleznoscia, wlasciwa dla wszystkich weyrzatek, jakby chcial
powiedziec: "od dzisiaj nie bedziesz mnie pouczal", albo "to moja sprawa, tato. I tak bys tego nie zrozumial".
-Za Tiabetha i S'mona! - K'vin uniosl kieliszek, ktory niosl ze soba od stolu do stolu i wypil zdrowie smoczych partnerow.
Pozostali pospieszyli w jego slady. - Jedz, S'monie. Teraz nie tak latwo ci bedzie znalezc czas, by najesc sie do syta -
dodal i zostawil chlopca z rodzina, by skorzystal z zyczliwej rady.
Przy kolejnych stolach slyszal coraz ciekawsze plotki dotyczace spoznionego przybycia Debery. Juz zaczeto
koloryzowac wydarzenie: wedlug jednej z wersji, dziewczynka zostawila ojca, ktory wykrwawil sie na smierc. Inni
opowiadali, ze to Debera odmowila udzialu w Naznaczaniu, ale rodzina zmusila ja do wyjscia na piaski Wylegarni. Jednak to
mloda Suze miala najlepsze miejsce w amfiteatrze, bo choc siedziala z daleka od areny i nie widziala Naznaczen, nikt jej
nie zaslanial tego, co sie dzieje na zewnatrz. Dzieki temu K'vin mogl podac swoja wersje wydarzen i nie dopuscic, by plotki
wymknely sie spod kontroli. Na szczescie muzyka i slowa piesni pochlanialy uwage zebranych. Prawie wszystkie utwory
byly nowe. Artysci Clissera rzeczywiscie wykonali kawal dobrej roboty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl