[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspaniały kochanek. Bardziej mnie interesują twoje odczucia związane z huraganem w Indianie i koncertem rockowym
Seana Moranta.
- Szczerze mówiąc, są między nimi pewne podobieństwa - odparła natychmiast.
- śartowałem tylko.
- Mówiłam serio!
Parsknął śmiechem. Mab uciszyła go i kontynuowała:
- Jedno i drugie jest fascynujące, hałaśliwe, szybko się kończy, wyczerpuje uczestników i pozostawia po sobie mnóstwo
śmieci. Wywiera bardzo niszczący wpływ na otoczenie...
- Koncerty rocka są ekscytujące, a tornada przera\ające - sprostował.
- Tak samo jak ta masa wymachujących rękami nastolatków. Wygląda to jak pole kołyszących się ramion.
- Plony przyszłości.
- Fakt - przyznała. - To pocieszające. Podró\owałam po Zachodnim Wybrze\u zbierając materiały dla Korzeni Ada-
ma i przekonałam się, \e młodzie\ jest na ogół wspaniała. Wczoraj stwierdziłam, \e ludzie mogą być dla siebie dobrzy i
pomocni. To było niesamowite. A potem, jako kontrast, spotkałam tych dwóch złodziei. - Zadr\ała.
Przytulił ją mocniej.
- Co jakiś czas uświadamiamy sobie, ile niebezpieczeństw niesie ze sobą \ycie. Karambol na autostradzie, nagła powa\-
na choroba, okolica zniszczona przez tornado albo dwóch mę\czyzn, którzy dla zysku są zdolni do popełnienia zbrodni.
Ale takie zdarzenia i obserwacje sprawiają, \e bardziej cenimy \ycie. Wówczas uświadamiamy sobie, jak potrzebni są
nam inni ludzie.
Mab spowa\niała i lekko pogładziła go po twarzy.
- Naprawdę cię kocham, Tris.
- Cieszę się - odparł łagodnie. - Ja te\ cię kocham. Chcę z tobą \yć, kochać się, mieć z tobą dzieci. Wyjdziesz za mnie?
Zmarszczyła brwi.
- Przejmuję się losem kobiet, walczę o ich prawa, a le\ę teraz naga, w twoich ramionach, na tym prymitywnym posła-
niu. W tej chwili mam ochotę zapomnieć o swojej pracy, o tym, co ona dla mnie znaczy, i zgodzić się na wszystkie twoje
propozycje.
Wsparł się na łokciu tak, \e górował nad nią. Pomyślała, \e to typowe: zajął pozycję dominującą.
Wolną ręką pogładził jej włosy.
- Jestem gotów zmienić swoje \ycie, byśmy mogli być razem. Musimy tylko ustalić szczegóły. Oboje potrzebujemy
pewnych rzeczy: ja muzyki, ty - dziennikarstwa, jak sądzę. Jeśli się postaramy, znajdziemy jakieś wyjście dla nas obojga.
Była tak wzruszona, \e zapłakała. Tris mówił szczerze i to po tych wszystkich głoszonych przez niego hasłach o
wy\szości mę\czyzn!
Poznali się w tak dziwnych, niezwykłych okolicznościach... Ale co ze zwyczajnym, nudnym, codziennym \yciem? Czy
ich szacunek do siebie przetrwa taką próbę?
Ludzie łatwo dają się ponieść emocjom, spowodowanym przez niebezpieczeństwo. Silne uczucia mo\e wywołać nawet
zwykły odruch przetrwania. Radość ocalenia sprawia, \e wszelkie szlachetne intencje wydają się trwałe.
A je\eli zwyczajne \ycie zniszczy ich miłość? Jedyną metodą sprawdzenia tego był stary wypróbowany sposób spę-
dzenia ze sobą pewnego czasu, poznania się bli\ej. Lepsze to ni\ podejmowanie pochopnych decyzji.
Azy płynęły Mab po policzkach.
- Nigdy nie płaczę - powiedziała.
Jego uśmiech rozczulił ją jeszcze bardziej.
- Wiem. Jesteś taka kobieca i fascynująca.
- Nie mam pojęcia, dlaczego przy tobie płaczę, ale mam wra\enie, \e odkąd ciebie spotkałam, nic dla mnie nie ma
znaczenia. Z takich czy innych powodów. - I nagle zastanowiła się. Czy\by jej płacz wzbudziło wewnętrzne przekonanie,
i\ nie pasują do siebie? śe te dni mogą się okazać tylko interludium?
- I ja czuję się przy tobie niespokojny. Chcę, by twoje oczy błyszczały szczęściem. Pragnę, byś mnie kochała.
- Kocham cię.
Czy\by mimo niepewności chciała go przekonać o swoim uczuciu, na wypadek gdyby mieli się rozstać?
Pochylił się wolno, pocałował ją, a ona przytuliła się do niego. Pieszczoty były teraz łagodniejsze, a po\ądanie nie tak
gwałtowne. Dotknięcia stały się wyrafinowane, świadomie podniecające. Spełnienie dostarczyło im i tym razem pełnej
satysfakcji.
Znowu zasnęli, tuląc się do siebie. Odpływając w sen, Mab zastanawiała się, jak prze\yć te wszystkie samotne noce,
gdy Trisa ju\ przy niej nie będzie. Wsłuchując się w równy i głęboki oddech kochanka, zasnęła.
Jakiś czas potem obudziło ich radio. Tris wysunął się spod koca i zajrzał do d\ipa, by odpowiedzieć na wezwanie. Sztab
akcji łączył się z ochotnikami, by sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Twoja ciotka powiedziała, \e Ken Harris i jego córka, Katy, zamieszkają u nich w domu - poinformował go ktoś ze
sztabu. - W ten sposób mała będzie pod opieką, dopóki pani Harris nie wyjdzie ze szpitala. Na szczęście wraca do
zdrowia. Twój zespół te\ nam pomaga. Miłe chłopaki. Bali się o ciebie i dlatego kwaterują teraz u twojej ciotki.
- Wszyscy tam są?
- Tak. Miłe chłopaki - powtórzył raz jeszcze członek sztabu, jakby był tym zdziwiony.
- Dzięki. Daj znać, gdybyś nas potrzebował.
- Jasne. Do usłyszenia.
Tris odło\ył radio i spojrzał na Amabel. Uśmiechnął się do niej, a potem przeciągnął leniwie, świadomie się popisując.
Przyjemnie było na niego patrzeć. Przypominał koguta, który pianiem wita dzień. Był wspaniały. Stanął z rękami
wspartymi na nagich biodrach i obserwował okolicę.
Mab skuliła się pod kocami, wcią\ rozgrzanymi ciepłem jego ciała. Patrzyła na niego z podziwem.
Kiedy zbadał teren, odwrócił się do niej z radosną miną. Musiała się uśmiechnąć. Przypominał w tym momencie czło-
wieka pierwotnego.
- Chodz, kobieto, wykąpiemy się w jeziorze.
- Zwariowałeś - odparła opryskliwie.
- To dodaje sił!
- Chcesz, \ebym dostała zapalenia płuc?! Zaczekam na ciebie. Idz sam.
Podparty pod boki, pochylił głowę i rozkazał:
- Chodz natychmiast. Rusz się. Wyłaz. Ciesz się dniem.
Roześmiała się głośno. Dokładnie wyobraziła sobie jego przodków \yjących tysiące lat temu. Dobrze, \e mieli potom-
stwo. Po raz ostatni otuliła się kocami, potem odrzuciła je, zerwała się z posłania i pobiegła w kierunku jeziora.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]