[ Pobierz całość w formacie PDF ]
7
Przytomnieję na podłodze ganku. Pod jednym policzkiem czuję zimną płytkę,
drugi jest dziwnie wilgotny. Podnoszę wzrok i widzę Milly, która stoi nade mną
i wpatruje się w pustą psią miskę w rogu ganku, a z jej języka skapuje ślina.
Wyczuwa, że na nią patrzę, i uśmiecha się do mnie psim uśmiechem, a potem
z zapałem liże mnie po policzku.
Cześć, Milly Moo.
Podnoszę się powoli do pozycji siedzącej i sprawdzam, czy nic mi się nie stało.
Chyba niczego sobie nie złamałam, ale sądząc po bólu w lewej skroni, będę tam
miała potężnego siniaka. Przez sekundę jestem przekonana, że się potknęłam
i upadłam, ale potem dostrzegam na podłodze pocztówkę i wszystko sobie
przypominam. Zdjęcie przedstawia Jamesa Stewarta siedzącego na schodku
i uśmiechającego się głupio, a na ścianie za jego plecami widać cień olbrzymiego
królika. To kadr z filmu Harvey. Właściwie można by to uznać za niewinny żart,
pozdrowienia od jakiejś przyjaciółki, tyle że po drugiej stronie nie ma żadnego
tekstu, nie ma nawet imienia i nazwiska adresata. Jest tylko znaczek z pieczątką
urzędu w Brighton i adres mój adres.
Nie, nie chodzi tu wcale o to, że ktoś zapomniał napisać na kartce wiadomość
i przez pomyłkę wrzucił ją wraz z innymi listami do skrzynki pocztowej. Na pewno
tak wytłumaczyłby to Brian, gdybym podzieliła się z nim moimi obawami.
Spojrzałby na mnie znacząco, jakby chciał powiedzieć: Znów zaczynasz się
wygłupiać, tak? , a potem wyrzuciłby pocztówkę do kosza i przekonywał mnie, że
nie ma się czego obawiać. Ale to nieprawda. Harvey był ulubionym filmem Jamesa.
Sama już nie wiem, ile razy oglądaliśmy go razem.
Milly podnosi nerwowo głowę, gdy kopniakiem posyłam kartkę pod półkę na
buty. Może kiedy zniknie mi z oczu, nie będę o niej myśleć. Może uda mi się
zignorować fakt, że dwadzieścia lat po tym, jak od niego odeszłam, James w końcu
mnie wytropił.
Staram się, jak mogę, zapomnieć o pocztówce, ale równie dobrze mogłabym
próbować zapomnieć, jak się oddycha. Gdy tylko mój umysł chce na chwilę
odpocząć, gdy jest wolny od myśli o Charlotte, Brianie i o tym, co mam ugotować
na obiad, wraca na ganek, zagląda pod półkę z butami i wyciąga pocztówkę. Bez
względu na to, gdzie jestem, prześladuje mnie z tego mrocznego, zakurzonego
zakątka. Chcę odwiedzić Charlotte, ale jestem zbyt przerażona, by wyjść z domu.
A jeśli James już na mnie czeka? Jeśli obserwował dom, to wie, że jestem sama. Na
szczęście wszystkie drzwi i okna są zamknięte sprawdzałam trzy razy więc nie
może dostać się do środka. W dłoni wciąż trzymam komórkę, z której w każdej
chwili mogę zadzwonić na policję.
Nie zdążę jednak zadzwonić, jeśli wyjdę z domu, a James mnie zaatakuje. Jeśli
chowa się za krzakiem przy drzwiach, może dopaść mnie, gdy będę wsiadała do
samochodu, może też czekać w swoim samochodzie na ulicy, pojechać za mną do
szpitala i zaatakować Charlotte. Nie minęła jeszcze doba, odkąd widziałam ją po raz
ostatni, a już dręczą mnie wyrzuty sumienia i strach, bo nie odwiedziłam jej dzisiaj.
A jeśli podświadomie wyczuwa jakoś, że u niej nie byłam, i ukrywa się jeszcze
głębiej w śpiączce? A jeśli się wybudzi, a mnie tam nie będzie? A jeśli umrze?
Przez następne dwie godziny nie wiem, co z sobą zrobić. Podskakuję, gdy
zadzwoni telefon albo gdy wiatr uderzy w okno. Kiedy w końcu słyszę pukanie do
drzwi, biegnę do gabinetu Briana i wyglądam ukradkiem zza zasłony. To tylko
elektryk z rachunkiem. Ogarnia mnie gniew. Pozwalam, by wspomnienie Jamesa
mnie prześladowało, by kierowało moim zachowaniem, by powstrzymywało mnie
od odwiedzenia córki. Nie jestem Suzy-Sue nie jestem nią od bardzo długiego
czasu. Teraz mam czterdzieści trzy lata i ani chwili dłużej nie będę trząść się
ze strachu we własnym domu.
Wracam na dół, wyciągam kartkę spod półki szczypcami do węgla i palę ją
w kominku w salonie. Siadam na sofie i patrzę, jak płomienie liżą krawędzie
pocztówki, tańczą na uśmiechu Jamesa Stewarta, a potem go pochłaniają. Kiedy już
całość zamienia się w popiół, zgarniam go na szufelkę.
Wysypuję popiół do kosza i przychodzi mi do głowy pewna myśl. A jeśli ta
kartka przeznaczona była dla Olego? Jeśli wysłali ją jego przyjaciele z uczelni,
którzy byli zbyt pijani lub zbyt upaleni, by zauważyć, że zapomnieli napisać jego
imienia? A jeśli zapyta mnie, co się z nią stało? Jeśli powiem mu prawdę, wyjdę na
wariatkę. Drżącymi rękami sięgam po kluczyki do samochodu i opieram się o stół.
Opuszczam głowę i oddycham powoli wdech, jeden, dwa, trzy, wydech. I znów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]