[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pracowałam - ucięła. - Pan doktor wybaczy, ale muszę
wracać na oddział, bo przełożona wykopie topór wojenny.
Philip zastanowił się. Co takiego powiedział? Nie chciał
jej urazić, ale jeżeli Megan miała rację, że ta dziewczyna się w
nim podkochuje, to coś takiego mogło ją wprawić w irytację.
Tyle że w tej chwili ta dziewczyna w ogóle go nie obchodziła.
Myślał tylko i wyłącznie o Megan. Czyżby to był nawrót
malarii, czy też coś innego?
Wybiegł natychmiast ze szpitala, porzucając myśli o
młodej pielęgniarce. Czyżby Megan coś zaszkodziło? Może
dlatego nie chciała, żeby został na noc? Wciąż tkwiła mu w
głowie ich rozmowa. Musiał był nieczułym draniem, skoro nie
zauważył, że Megan zle się czuje. Myślał tylko o sobie, o tym,
jak bardzo chciałby u niej zostać. O własnych emocjach,
własnych pragnieniach. A ona była chora. Gdyby to było coś
poważnego, nigdy by sobie nie wybaczył!
Droga do domu Megan wlokła się niemiłosiernie. Kiedy
podjechał, zobaczył jej samochód zaparkowany na podjezdzie.
Podbiegł co tchu do drzwi i zapukał. Nie usłyszawszy
odpowiedzi, cofnął się i patrząc w okna na piętrze, zawołał:
- Megan, jesteś tam? Może ci pomóc?
Po dłuższej chwili otworzyły się drzwi w sąsiednim domu
i w progu stanęła pani Jones.
- Panie doktorze, jej tu nie ma - wyjaśniła. - Pół godziny
temu zabrała ją taksówka.
- Nie wie pani dokąd? - zapytał zaniepokojony. - Czy
mówiła, że się zle czuje... albo dokąd jedzie?
- Nie - odparła pani Jones. - Dzisiaj z nią nie
rozmawiałam. Wczoraj wstąpiła do mnie z upominkiem, ale
niczego niepokojącego nie zauważyłam. - Starsza pani
zawahała się, po czym dodała: - Czasem wydawało mi się, że
chyba boli ją brzuch, ale kiedy zapytałam, zbyła mnie, że to
kobiece sprawy.
- Kobiece sprawy... - powtórzył z niepokojem. Mogło to
oczywiście oznaczać bolesną miesiączkę, ale też coś
poważniejszego. - Trochę się o nią martwię - powiedział. -
Gdyby wróciła, proszę jej przekazać, że pytałem o nią. Boję
się, czy nie jest chora.
- Oczywiście, panie doktorze. Kiedy tylko ją zobaczę,
zaraz jej powiem, że pan tu był.
Podziękował i wrócił do samochodu. Coś się musiało
wydarzyć, skoro Megan zwolniła się z pracy. Ale dokąd
pojechała? I dlaczego to zrobiła, nie mówiąc nikomu słowa?
Do końca dnia, jeżdżąc z wizytami do pacjentów, wciąż
myślał o Megan. Gdzie może teraz być? Czy naprawdę jest
chora, czy tylko posłużyła się chorobą jako pretekstem?
Pózniej zadzwoni do szpitala i dowie się, czy zostawiła
wiadomość. Umierał z przerażenia, że mogła uciec. A może
jego wczorajsza propozycja przyspieszyła tę ucieczkę?
Wieczorem usiłował się skupić na kryminale, który dostał
w prezencie od Susan, ale nie mógł przestać myśleć o Megan.
Wciąż się obwiniał, czy aby jej nie zdenerwował.
Dlaczego wyjechała tak nagle? A może poważnie
zachorowała? Zamartwiał się, zadręczał, że nie jest przy niej,
że nie może jej pomóc. Dlaczego nie zauważył tego
wcześniej? Mienił się lekarzem, a nawet nie zauważył, że
osobie najdroższej dla niego na świecie coś dolega! Co za
egoizm!
Zlepota, zwykła ślepota! Wstał, zaczął chodzić po pokoju.
Me ma co, i tak nie usiedzi bezczynnie. Już sześć razy dzwonił
do Megan, ale nikt nie odbierał telefonu. Miała włączoną
sekretarkę, a niedługo taśma się skończy!
Uznał, że najlepiej zrobi, jeśli znów pojedzie do wioski.
Jeszcze raz zadzwoni do drzwi, a jeśli jej nie zastanie,
spróbuje zasięgnąć języka w szpitalu. Ktoś coś musi wiedzieć.
Dwie godziny pózniej nadal wiedział niewiele więcej.
Nikt w szpitalu nie zaprzyjaznił się na tyle z Megan, by
wiedzieć cokolwiek o jej prywatnych sprawach. Nie mógł
więcej wypytywać, bo wszyscy i tak patrzyli na niego
dziwnie, jakby to on powinien znać odpowiedzi na własne
pytania.
I tak się czuł. Przeklinał się w duchu za to, że nie wypytał
jej bardziej szczegółowo o dom. Wydawało mu się, że jej
rodzice mieszkają w Londynie, ale nie miał pewności.
Szpital w Manchesterze!
Dopiero w domu przyszło mu to do głowy. Aż palnął się
w czoło. No właśnie! Może tam ktoś będzie coś wiedział o
rodzicach Megan. Chwycił słuchawkę, zadzwonił do biura
numerów, poprosił o numer szpitala. Dopiero po długich
poszukiwaniach znalazł kogoś, kto zechciał odpowiedzieć na
jego pytania. Na ogół ludzie nabierali wody w usta, gdy ich
pytał o Megan.
- Jestem dobrym znajomym siostry Hastings - wyjaśnił,
kiedy połączono go z dyżurną pielęgniarką. - Obawiam się o
jej zdrowie, usiłuję się dowiedzieć, dokąd mogła pojechać.
Może do domu rodziców?
- Przykro mi, ale nie możemy udzielać informacji w
sprawie prywatnego życia personelu.
- Czy pani ją zna? Nie wie pani, dokąd mogła pojechać?
- Owszem, pamiętam siostrę Hastings.
- W takim razie proszę mi powiedzieć, jak mogę się z nią
skontaktować.
- Przykro mi, ale nie mogę.
- Na miłość boską, jestem lekarzem! Jesteśmy
znajomymi. Może ma kłopoty. Nie jestem żadnym szaleńcem
ani mordercą.
- Bardzo mi przykro - powtórzyła tamta ze znużeniem. -
Nie wolno nam...
Philip trzasnął słuchawką. Zwietnie wiedział, że namawia
tę kobietę do złamania zasad, ale nie widział innego wyjścia.
Zaraz chyba zwariuje!
Znów zaczął chodzić nerwowo po pokoju, świadom, że
wyczerpał wszystkie możliwości. Teraz mógł już tylko
zawiadomić policję albo obdzwaniać wszystkie szpitale w
okolicy. Nawet rozważał taką możliwość! Sięgał po telefon,
gdy ten zadzwonił. Natychmiast złapał słuchawkę.
- Megan, to ty?
- Nie. - Głos był podejrzanie znajomy. - Pan mnie nie zna,
ale byłam koleżanką Megan. Pracowałyśmy razem w
Manchesterze.
- Czy pani wie, gdzie ona jest?
- Nie. Ale nawet gdybym wiedziała, to bym panu nie
powiedziała. Rozmawiałam z nią...
- Rozmawiała z nią pani? Gdzie ona jest? Co mówiła? -
Usiłował wydobyć z niej jak najwięcej. - Czy przekazała jej
pani, że muszę z nią porozmawiać?
- U niej wszystko w porządku. Rano nie najlepiej się
czuła, ale teraz już dobrze. Prosiła mnie o telefon do pana,
żeby pana uspokoić. Wyjechała na kilka dni. Zadzwoni, kiedy
tylko będzie mogła. Proszę się więc nie niepokoić...
- Ma pani jej numer telefonu? Proszę mi go dać.
- Przykro mi, ale nie mogę. Do widzenia.
- Bardzo proszę... Halo, halo?
Rozmowa została przerwana. Philip poprosił o ponowne
połączenie z tym samym abonentem i uzyskał informację, że
rozmówca zastrzegł numer. Zaklął w duchu.
Megan poprosiła koleżankę o telefon do niego, żeby się
nie zadręczał jej zdrowiem, lecz nadal nie pojmował, dlaczego
wyjechała tak nagle. Czyżby ją czymś zdenerwował? Widział,
że nadal jest w żałobie, że nie jest gotowa do nowego
związku, po co więc zaczynał rozmowę o zamieszkaniu
razem?
- Niech to cholera! Diabły i szatany!
Tyle popełnił błędów, okazał się takim egocentrykiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]