[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paul naprawdę straci panowanie nad sobą. Gdy mówił Jennie w ten właśnie, szczególny
sposób, równało się to wyrysowaniu kredowej linii - do tego miejsca mo\esz podejść, ale ani
cala dalej .
W innej sytuacji rozwa\yłaby zapewne celowość dalszego przekonywania. Tego ranku
jednak czuła się zbyt chora i przygnębiona. Wstała zatem, powoli i niepewnie, zało\yła swa
nocną koszulę, która spoczywała na oparciu krzesła i wsunęła na nogi ró\owe, puszyste
pantofle. Paul manifestacyjnie obrócił się na drugi bok, poprawił poduszkę i poło\ył się, by
przespać tę resztkę czasu przeznaczonego na nocny wypoczynek. Nie dlatego, by a\ tak chciało
mu się spać, pomyślała Jennifer z goryczą, gdy odwróciwszy się, spoglądała na niego. Będzie
tak le\ał bez ruchu, podsycając w sobie poczucie krzywdy, a\ do chwili, gdy odezwie się
budzik. A i wtedy, wyłączywszy go sennym gestem, pou\ala się nad sobą jeszcze z pięć minut.
Przeszła do wyło\onej brązową glazurą kuchni. Na zewnątrz było ju\ jasno, trzy
kalifornijskie przepiórki dziobały na patio okruchy krakersów, które tam właśnie dla nich
zostawiła. Napełniła wodą maszynkę do kawy i podeszła do spi\arni. Czuła głód, ale wiedziała,
\e jeśli spróbuje cokolwiek zjeść, zwymiotuje. Usiadła na jednym z kuchennych stołków i
schowała głowę w dłoniach, usiłując stłumić owo zimne kłębienie się w brzuchu. Maszynka do
kawy śpiewała swoje baiup-blib-bilib .
Gdy kawa była ju\ prawie gotowa, poczuła pierwszy atak ostrego bólu. Był tak
nieoczekiwany i tak dokuczliwy, \e osunęła się ze stołka i krzyknęła głośno. Stołek przewrócił
się z łoskotem, Jennifer upadła na kolana zaciskając dłonie na brzuchu.
- Bo\e! - krzyknęła. - Paul! Och. mój Bo\e! Paul! Paul!
Ból skupiał się w macicy, intensywny, niemal nie do zniesienia. Czuła, jakby coś
rozdzierało jej łono, jakby coś je przebijało lub skręcało i ściskało niczym wy\ymaczka. Przez
chwilę była w szoku, jej serce biło wolno, a oczy uciekły w głąb czaszki. Trzęsła się zaciskając
zęby.
Paul wszedł do kuchni nagi i zły.
- Jennie! Co u diabła... - krzyknął. Potem jednak ujrzał białka jej oczu i dostrzegł
drgawki. Bez słowa podszedł prosto do wiszącego na ścianie telefonu i wybrał numer.
- Pogotowie... potrzebne jest pogotowie, szybko! Tysiąc czterysta czterdzieści, Paseo
del Serra. Tak, chodzi o moją \onę.
Uklęknął przy Jennifer, wziął ja w ramiona.
- Kochanie?
Powoli zrenice jej oczu wróciły na swoje miejsce. Wcią\ jednak wyglądała na
półprzytomną.
- Kochanie - powtórzył Paul. - Słuchaj, kochanie. Wezwałem pogotowie.
- Paul - wyszeptała. Ledwo poruszała wargami, tak jakby próbowała brzuchomówstwa,
jakby chciała coś powiedzieć tak, aby jej ciało nie mogło tego słyszeć. ----- Paul... to tak boli...
nie mogę tego znieść...
Próbował ją podnieść.
- Chodz, Jennie. Chodz, poło\ę cię na łó\ku.
- Nie ruszaj mnie - wyszeptała.
- Jennie, nie mo\esz zostać na podłodze w kuchni... - Nie ruszaj mnie, na miłość boską,
Paul, nie ruszaj mnie! Paul przyjrzał się jej uwa\nie.
- Jennie, kochanie, nie mo\esz zostać na podłodze w kuchni.
Jennifer trzęsła się w drgawkach, z jej dolnej wargi spływał długi strumyk śliny.
- Och, Bo\e, Paul, to tak boli. Jakby coś mnie gryzło, jakby coś było we mnie i
wgryzało się.
- Kochanie, to na pewno zatrucie pokarmowe. Ostry ból to typowy objaw zatrucia
pokarmowego. To musiała być ta cielęcina. Musisz uwa\ać z cielęciną. Jaką kupiłaś, świe\ą
czy mro\oną? Zaskar\ę ten supermarket.
Jennifer ledwie go słyszała. Ból w macicy narastał, tak jakby coraz to nowe nerwy były
nim pora\ane. O\ywiło się te\ kłębowisko ruchu i gdy Paul rozpiął delikatnie jej nocny strój,
sam ujrzał konwulsyjne ruchy tak wyraznie, jakby mięśnie kurczyły się i zwijały w jakiejś
groteskowej szamotaninie. Skóra jej marszczyła się i wybrzuszała, jakby coś napierało na nią
od wewnątrz.
Odrzuciła głowę do tyłu tak, \e tętnice wystąpiły jej na szyi jak ciemnoniebieskie
robaki. Krzyknęła. Był to najbardziej przepełniony bólem i goryczą krzyk, jaki Paul usłyszał w
swym \yciu. Gorszy nawet od krzyku kobiety, którą widział kiedyś na Ventura Freeway, gdy
jej ramię zostało odcięte w wypadku samochodowym. Był tak rozpaczliwy, tak bolesny, \e
Paul sam te\ krzyknął wysokim głosem, błagając ją, by umilkła:
- Przestań! Na miłość boską, przestań!
Ucichła nagle, niespodziewanie. Wpatrywała się w Paula jakby go nie poznając, potem
opuściła powoli spojrzenie i zerknęła na swój brzuch. Z jej gardła dobyło się dziwne syczenie,
chrapliwe jakby miała trudności z oddychaniem.
- Jennie - powiedział Paul ze strachem. - Jennie, co to jest? Na miłość boską, musisz mi
powiedzieć!
Jego oczy podą\yły za jej spojrzeniem. Kotłowanina nie ustawała, pod skórą pojawił się
zaś guz ciemny jak solidny siniak. Jennifer patrzyła na to z przera\eniem, nie mogła jednak
oderwać oczu. Ból był coraz silniejszy, przekroczył ju\ wszystko, czego dotąd doświadczyła,
nie odzywała się, całe cierpienie wyra\ając świszczącym oddechem, kurczowym zaciskaniem
pięści i bezustanną modlitwą. Chciała, by to wszystko okazało się tylko złym snem, a nie
rzeczywistością; by mogła powiedzieć jedynie obudz mnie, Paul , \eby to się skończyło.
Wiedziała jednak, \e to nie sen. Prze\ywała to na jawie, trawiący jej ciało ból był
realny.
Bo\e, proszę, uratuj mnie! Bo\e, proszę, nie pozwól mi umrzeć! Bo\e, o cokolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]