[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to, \e był to jeden z przyjaciół Magdy.
- Czego chciał nasz złodziej? - zapytałem.
- Mam zło\yć okup w wysokości pięciu tysięcy złotych.
- Gdzie?
- W kościele.
- W kościele? - zdziwiłem się. - W którym kościele?
- W Nieporęcie.
- Nie wspomniał przypadkiem o poprzednim łupie? O broszce i zegarku
kieszonkowym?
Niestety nie. Mówił szybko i zaraz się rozłączył. Zagroził, \e jeśli zawiadomię
policję, ju\ nigdy nie zadzwoni. Tylko tyle.
- Kiedy ma nastąpić wymiana?
- Zaraz po zachodzie słońca - opowiadała. - Mam czekać w domu na telefon...
dostanę instrukcje. I co ty na to, Pawle? Bo Króliczek uwa\a, \e powinnam
zawiadomić policję.
- A nie masz zamiaru tego zrobić? Przez chwilę na linii panowała cisza.
- Nie - odpowiedziała wreszcie.
- Posłuchaj, Magda - zacząłem. - Od kilku dni wcią\ słyszę od ciebie Co ty na to?"
albo Co o tym wszystkim sądzisz?". Za ka\dym razem odpowiadam w sposób jasny i
zdecydowany, lecz ty i tak potem robisz co uwa\asz za stosowne, tak jakby moja opinia
wcale się nie liczyła. Nie wiem, czemu zadajesz mi w kółko te pytania? Ja nawet nie
wiem, po co ty mnie właściwie wynajęłaś? Nie słuchasz nawet osobistego na-
rzeczonego...
- Sugerujesz, \e nieosobistego narzeczonego bym posłuchała? - \achnęła się w
swoim stylu. Nie lubiła krytyki swojej osoby. - Zaraz, Paweł! Ty się obraziłeś, czy tak?
A mo\e masz wyrzuty sumienia, \e nie upilnowałeś zegara?
- To nie fair.
- Przepraszam.
Rozmawiałem z nią jeszcze kilka minut, podczas których uzgodniliśmy plan na
dzisiejszy wieczór. Po pracy miałem ją odwiedzić w Nieporęcie. Do tej pory Magda
51
miała zawiadomić swoich przyjaciół o kradzie\y i sprzedać im blef o zawiadomieniu
policji, słowem nie wspomniawszy o złodzieju \ądającym okupu. Ja ze swej strony
przyrzekłem nie zawiadamiać policji. Uwa\ałem, \e ka\dy obywatel ma prawo do
wolności, przejawiającej się między innymi w prawie do nie zawiadamiania organów
ścigania o przestępstwie popełnionym wobec jego osoby. To była - jak to się mówi -
wyłączna sprawa ofiary. Na nic zdawało się uszczęśliwianie ludzi na siłę. Jako \e wcią\
posądzaliśmy o kradzie\ zegara kogoś z uczestników weekendowego spotkania w willi
w Nieporęcie, postanowiliśmy zakończyć sprawę bez nagłaśniania jej. Miałem zatem
okazję do zabłyśnięcia w roli detektywa. Tylko jak miałem złapać złodzieja z chorą
nogą?
W ministerstwie byłem po dziesiątej, wyłącznie po to, aby przynieść zwolnienie
lekarskie. Monika jakoś przełknęła moją kilkudniową nieobecność w departamencie i
przyrzekła dobrze dbać o nasze gospodarstwo".
- Jak będzie coś pilnego albo nieoczekiwanego - rzuciłem wychodząc z biura - dzwoń
do mnie śmiało.
Potem wsiadłem do wehikułu i oddaliłem się w kierunku Nieporętu. Jazda z chorym
kolanem nie nale\ała do przyjemnych, na szczęście konstruktor wehikułu wmontował
czułe sprzęgło. Bolało, ale jakoś poruszałem się do przodu. Gorzej było z wsiadaniem
do wozu,
Nie odwiedziłem Magdy. Zaparkowałem wehikuł na parkingu za smętnym o tej
porze roku placem Wolności, otoczonym milczącymi jak grób gołymi drzewami, z
pustymi ławkami i kamieniem pamiątkowym na środku betonowego dziedzińca. Od
zachodu zamykała go jasno\ółta fasada kościoła, od południa restauracja
Zagłobianka", wreszcie bli\ej głównej ulicy porośniętej lipami stał odnowiony
budynek Urzędu Gminy (bardziej na północ krył się budynek Gminnej Spółdzielni).
Niewiele się tu działo, lecz przyjechałem w to miejsce dla rozpoznania terenu, który
niebawem miał się stać areną niecodziennych wydarzeń.
Pokuśtykałem w stronę barokowego kościoła.
W 1596 roku Zygmunt III Waza przeniósł siedzibę królewską z Krakowa do
Warszawy. Okoliczne lasy - znajdujące się w widłach Wisły i Narwi - były bogate w
zwierzynę łowną, więc król wzniósł w Nieporęcie modrzewiowy dworek myśliwski,
który posłu\ył jego synowi tak\e jako schronienie w czasie zarazy (wybuchła w
Warszawie w 1652 roku). Poniewa\ puszcza nadnarwiańska obfitowała w liczne cieki
wodne, ten sam król nakazał zebrać wody z puszczy" i tak oto powstał Kanał Kró-
lewski, współcześnie wykorzystany częściowo przy budowie Kanału śerańskiego.
Dworek - o którym wspomniałem - szczególnie upodobał sobie król Jan Kazimierz, a
traktował go jako miejsce odpoczynku od \ycia dworskiego na zamku królewskim w
Warszawie. Po potopie szwedzkim, w czasie którego został między innymi zniszczony
Serock, Jan Kazimierz ufundował w Nieporęcie kościół parafialny (1651). Dziś nosi on
wezwanie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny.
Wybudowano go na planie krzy\a greckiego i otoczono murkiem - dzisiaj jest on tej
samej barwy co fasada. Obok niego stała osiemnasto-wieczna dzwonnica w kształcie
bramy triumfalnej, a zachowany marmurowy portal posiadał herb Wazów - snopek.
Ostatnia powa\na przebudowa świątyni miała miejsce w XIX wieku, odrestaurowano
ją po 1945 roku. Jasny, tchnący świe\ością i czystością odcień fasady był miłym dla
oka pocieszeniem, kontrastował \ywo na tle szarych, zmęczonych konarów drzew i
brudnego śniegu. Na chwilę zajrzałem do chłodnego wnętrza. Na uwagę zasługiwał
ładny ołtarz póznobarokowy i kilka klasycy-stycznych nagrobków. Potem obszedłem
dokoła świątynię, obserwując dokładnie teren przyległy do niej, lecz za jej murami
zaczynały się nieu\ytki oraz ulica ciągnąca się a\ po pobliski cmentarz, sprawiający
dosyć ponure wra\enie. Nikogo podejrzanego nie zauwa\yłem, a jako \e kościół był o
tej porze pusty, skierowałem się do restauracji.
Nic tak dobrze nie robi na mróz jak gorąca zupa" - pomyślałem, wchodząc po
krzywych, betonowych schodkach do lokalu.
W jego wnętrzu zastałem kilku miejscowych bywalców, a ze stolika pod wielkim
52
oknem miałem dobry widok na plac Wolności i poło\ony w jego głębi kościół. Nic
sobie nie robiłem z tej obserwacji, bo jakoś nie miałem przekonania, \e złodziej zjawi
się tutaj i uda mi się go wyśledzić. Warto było jednak tutaj pobyć. Moja wizyta w
Nieporęcie, w miejscu przyszłej transakcji", miała charakter rutynowy. Zaraz po
zachodzie słońca zapanuje szarówka, która wnet zamieni się w noc, a wtedy to
orientacja w terenie mo\e okazać się nie byle jakim atutem. O tym wiedziałem z
autopsji, wszak niejednokrotnie brałem udział w nocnych akcjach. Zaraz po
spałaszowaniu zupy chciałem obejść jeszcze kościół od zachodu, a potem odwiedzić
te\ cmentarz.
Czekając na kapuśniak na \eberkach, oddałem się historycznej lekturze związanej z
pradziejami tej ziemi. Tak się dziwnie składało, \e dość dobrze znałem historię Mazur i
Warmii, Krakowa, Gdańska, Wrocławia i Poznania i innych rejonów naszego kraju,
moja wiedza o samej zaś stolicy nie była mo\e imponująca, lecz oceniałem ją na
stopień dostateczny. Jednak\e mało wiedziałem o okolicach Warszawy, o samym
Mazowszu i jej geograficznym rejonie, Kotlinie Warszawskiej, i chocia\ mieszkałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]