[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak najbardziej - potwierdziłem. - Tym bardziej, że ta wieś została lokowana
przez kapitułę warmińską w roku 1352. A wraz z założeniem wsi powołano tu
parafię, której pierwszym proboszczem był ksiądz Jan Sternchem - ciągnąłem tę
opowieść popatrując tylko na drogę. - I, droga panno, w miejsce drewnianego
kościółka postawiono murowany z kamienia i cegły, do dziś częściowo zachowany, a
konsekrowany w 1500 roku, więc warto go zobaczyć - dokończyłem rzeczowo.
- A niech pana gęś kopnie. Nic się przed panem nie ukryje.
- Cóż - przyznałem skromnie - jestem również tym jabłkiem, które pada
niedaleko jabłoni pana Tomasza. Lubię być dobrze poinformowany. A, że znam
księdza Jana, rzecznika Kurii Metropolitalnej w Olsztynie, więc również przysłał mi
tę książeczkę z takim dopiskiem: W dowód uznania i przyjazni , ot co.
- A ja chciałam pana zaskoczyć wiadomościami! - żachnęła się moja
pasażerka.
- Panno Zosiu - odpowiedziałem dyplomatycznie - taki mój fach asystenta
pana Tomasza. A na zgodę zafunduję ci duże lody na obiedzie w Ostródzie. Zgoda?
- Nie chcę lodów od pana - fuknęła rozłoszczona.
- Znowu anoreksja? - zakpiłem.
- %7ładna anoreksja, tylko od pana nic nie chcę. Sama sobie zafunduję, jak będą
chciała.
- Ot, Zosia - Samosia - burknąłem pod nosem, ale chyba nie dosłyszała, bo aż
do wjazdu do Ostródy i znalezienia restauracji nad Jeziorem Drwęckim, siedziała
skupiona i nad czymś intensywnie rozmyślała.
Wspólny obiad przebiegłby dość monotonnie, gdyby - jak mi się wydawało -
nie mignęła w drugiej sali restauracyjnej zarośnięta twarz Brązowoskórego,
siedzącego w towarzystwie kompanów. Ba, nawet mi się zdało przez moment, że
jednym z kompanów jest ni mniej, ni więcej tylko sam Jerzy Batura, syn zmarłego
Waldemara Batury, miłośnika i handlarza dzieł sztuki.
Cichutko gwizdnąłem pod nosem, ale o niczym nie poinformowałem
siedzących obok mnie.
Tymczasem architekt Artawiński toczył boje słowne z panem Tomaszem o to,
kiedy to zniszczono pozostałe trzy baszty w Klonowie i czy uda się je oznaczyć
współcześnie.
- Mówię panu, panie Krzysztofie - perorował pan Tomasz - że na pewno
uległy zniszczeniu w latach 1655 - 1660, czyli podczas potopu szwedzkiego, albo w
latach 1700 - 1721, czyli za czasów Augusta II, kiedy Polska została wplątana w
wielką wojnę północną. Zamek również został splądrowany, więc zaczął podupadać,
aż na jego ruinach pobudowano pałac.
- To wszystko się zgadza, chociaż dokładnych dat nie da się teraz ustalić -
powątpiewał Krzysztof.
- Ma pan rację. Również i druga wojna światowa sprawiła, że mamy ruiny
Baszty Nietoperzy - mówił dalej pan Tomasz. - A że mury zostały rozebrane, to fakt.
Zwłaszcza otaczające park zabudowania. Ileż cegieł wywieziono z Ziem Północnych i
Zachodnich na odbudowę Warszawy? Tysiące wagonów z cegłą szło do stolicy. Ba,
wręcz nieraz rozbierano całkiem dobre budynki, bo były - jak mawiano -
poniemieckie...
- Jednakże, jak mi wiadomo - odparł Krzysztof - na ziemi lubawskiej nie
toczyły się żadne działania wojenne. Ciężkie walki trwały w okolicach Królewca i
Twierdzy Boyen koło Giżycka.
- Owszem, ma pan rację - potwierdził pan Tomasz - Tędy przeważnie uciekały
niedobitki armii niemieckiej. Zwłaszcza na Grudziądz i dalej za Wisłę. Podobnie, jak
ta grupa Waffen - SS Kurta Beckera - dokończył i zaczął jeść ze smakiem kotlet
schabowy, na który z wielką niechęcią patrzyła jego siostrzenica, jako że na mnie nie
zwracała żadnej uwagi.
I cała historia skończyłaby się spokojnie, gdyby nie pojawił się na horyzoncie
przyjaciel architekta Krzysztofa - lekarz z Gdyni, imć pan Stefan Kulwieć, który w
odległym kącie sam biesiadował przy stole zasłonięty wyniosłą palmą.
Okazało się jednak, że pan Stefan odpoczywa - jak nam pózniej powiedział -
w nudnych Starych Jabłonkach, a przyjechał do Ostródy nieco się rozerwać.
A wówczas - po wzajemnej prezentacji - odezwał się architekt z niebywałą
propozycją: - Jedz z nami do Klonowa! Przez dwa tygodnie będziesz odpoczywał
znakomicie, a ja nie mam lekarza. Niedaleko Klonowa płynie Drwęca, czysta i pełna
ryb, a ty będziesz na moim kwaterunku, no i możesz pełnić rolę lekarza...
- Jak to? A lekarz w ośrodku zdrowia?
- Lekarz akurat zachorował. Ty nim będziesz, zgoda? Propozycja architekta
zrobiła wrażenie na lekarzu, bo nie namyślając Się długo Kulwieć wyraził zgodę:
- W takiej kompanii - rzekł staroświecko - nawet zdrowiej jest chorować !
Wypiliśmy toast wodą zdrojową, tylko pan doktor miał coś kolorowego w
szklaneczce, w której cicho pobrzękiwały kostki lodu. A kiedy wyjaśniło się do
reszty, kim kto jest i po co jedziemy razem do Klonowa, mimo rozpaczy w oczach
pana Tomasza i moich, żeby nikomu nie rozgłaszać naszych zamierzeń, pan Kulwieć
wrzasnął: - Skoro pałac i baszty są remontowane, to na pewno w czeluściach piwnic
czy lochów znajdziemy szkielety nieszczęśników przykutych łańcuchami do murów
albo znajdziemy...
- Skarby - rzekła płynnie Zośka. - Na pewno Bursztynową Komnatę.
- Tak, moje dziecko! - rzekł głośno doktor Kulwieć. - Koniecznie
Bursztynową Komnatę lub skarby, dukaty, zausznice diamentowe. Zatem ruszajmy do
Klonowa.
Niestety, kiedy doktor Kulwieć kończył swą przemowę, z sąsiedniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]