[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie istnieją już, do diabła, żadni kapłani! No, może paru zaszyło się jeszcze w jakieś
księże nory, pod ochroną możnych protektorów. Ich Bóg przeminął jak zwiewna po-
ranna mgła. Nigdy do nich nie należałem! Skąd mi to w ogóle przyszło do głowy? Je-
stem przewodnikiem, dobrym przewodnikiem. A to, że zawiodłem, spowodowane było
tymi przeklętymi intrygami. Powiodło mi się tylko w jednym: zgłębiłem prawdziwą na-
turę śmierci.
A taka jest właśnie moja śmierć: jestem uwięziony w jednym z klejnotów unoszących
się w kryształowej mgle  w krysztale, gdzie każdy cierpi samotnie.
Jest to moje pierwsze powtórzenie Egremont.
161
Grozi mi tu pomieszanie zmysłów. Ale czym w ogóle jest szaleństwo? Zupełnym ode-
rwaniem się od świata, oto czym jest. Wobec tego wszyscy uwięzieni zmarli są szaleni.
Gdy Marta otworzyła drzwiczki ranbouta, Jim miał ochotę tłuc się pięściami po gło-
wie. Jednak wysiadł z pojazdu. Marta wzięła go pod rękę i poprowadziła przez rzędy wi-
dzów. Przedtem on ją prowadził pod rękę, obecnie w przewrotnej powtórce role się od-
mieniły. Marta była solidna, pełnej krwi. Pożądał jej.
Usiedli obok siebie na puszystej trawie.
 Ten po lewej, to właśnie Norman Harper  objaśniała Marta.
 Tak, wiem.
Lecz Jim patrzył z uwagą na Marka Barnesa, eleganckiego czarnoskórego burmistrza
Egremont. Zgodnie z przebiegiem wypadków, które już miały miejsce, drogi Jima i Bar-
nesa krzyżowały się ze sobą tylko tego właśnie dnia. Jaka jest właściwie rola Burmistrza
we wszystkich łańcuchach powiązań między ludzmi?
 A to Alice Huron. Ale tę już znasz  Marta trąciła go znacząco łokciem pod że-
bro.
(Znów mnie trąciła.)
 Przecież mówiłem, że nie spotkałem jej dotąd osobiście  skłamał.
Mark Barnes, pomyślał. Jakie może mieć skryte powiązania i stosunki, skoro  jak
wszyscy pozostali  jest wyłącznie tworem umysłu Jima?
 I dr Claudio Menotti  nasz eutanazer. Problem polega na tym, że tak wiele z jego
własnego umysłu kryje się nawet przed sobą. Pamięta doskonale ów chaotyczny, burz-
liwy sen, w którym zagubił się w zamęcie wyłączników i labiryntów swej własnej świa-
domości.
To wszystko moi ludzie i dlatego też wyobraziłem siebie w komicznej roli kapłana
 ich duszpasterza. Po prostu nie miałem możliwości dobrze ich poznać.
A gdyby jedna z tych osób-wyobrażeń zmarła; czy refleks jej duszy mógłby, na przy-
kład, zatracić się w refleksie kryształowej mgły? Czy to możliwe? A może i Jim jest tylko
takim refleksem  jak w zwierciadłach Weinbergera? Zwiadomym siebie odbiciem?
Nie. Nie, dosyć!
Rozejrzawszy się po niebie w poszukiwaniu deszczowych chmur burmistrz Egre-
mont wstał i zaczął mówić.
Marta zamieniła się w słuch, lecz Jim rozglądał się dookoła. Czas odnalezć w tłumie
Weinbergera! Dojrzał go dwa rzędy dalej siedzącego jak inni na trawie. Poczuwszy na
sobie natrętny wzrok towarzysz przeszłości i przyszłości Jima skierował nań ukradkowe
spojrzenie. Miał przy tym w sobie coś z kota przyłapanego na rozszarpywaniu kurczaka
na podwórku. Zadowolony z siebie Jim przeniósł ponownie wzrok na podium.
Poczuł przypływ absurdalnej sympatii do wszystkich zebranych: do Marty, z którą
pójdzie do łóżka, a może nie; do Weinbergera, który będzie jego partnerem; do brzu-
162
chatego Claudio Menottiego, którego prawie nie znał; do Alice Huron siedzącej jeszcze
w tej chwili prosto, jakby połknęła kij, lecz mającej wkrótce wybuchnąć spazmatycznym
szlochem. A nawet do Noela Resnicka, który właśnie przemawiał  stojąc, a właściwie
przestępując z nogi na nogę w swym dziwacznym tańcu.
Cokolwiek by nie uczynili, stanowili jego nieodłączną część i musi ich kochać. Musi
dbać o ich bezpieczeństwo  już choćby z tego tylko względu, by zapewnić to bezpie-
czeństwo sobie.
A mimo to nie miał żadnych nadziei na odwrócenie losu, jaki szykował Normanowi
Harperowi jeden z widzów...
Resnick usiadł przy akompaniamencie niegłośnych oklasków.
Podniósł się Norman Harper, a z całej jego postaci emanowały dobroć i łagodność.
Jaka szkoda, że nigdy nie poznałem go osobiście. Kto jak kto, ale on z całą pewnością
nie uważa swej poezji za szczyt kunsztu poetyckiego.
Jego poezji  czy mojej?
Poeta zamknął oczy i rozpoczął deklamację.
Embrion ptaka ginie, częściowo umiera,
Skoro się w świat szeroki na skrzydłach wybiera.
Zanim barwny motyl ponad pola ruszy
Zielona gąsienica również umrzeć musi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl