[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwszej randce. Co mu się stało, u diabła? Przecież zawsze umiał
panować nad sobą.
Tym razem nie było żadnego wytłumaczenia. Pamiętał to uczucie,
kiedy trzymał ją w ramionach, i byłby głupi, gdyby nie domyślał się,
jak daleko mogłyby zajść sprawy między nimi. Znał już ją na tyle, że
wiedział, czego pragnęłaby od mężczyzny, i nie chciał brać w tym
udziału. Z drugiej strony bał się, że ją skrzywdzi. Już tak bywało, że
kobiety w dobrej wierze próbowały udowodnić mu oddaniem i
czułością, że uratują go, że odnajdą w nim te uczucia, które umarły
wraz ze śmiercią Emilki.
No cóż, to nie była ich wina. Po prostu czegoś mu brakowało.
Jakiejś bardzo ważnej części duszy. I nie chciał raz jeszcze przez coś
takiego przechodzić, nawet z tak pociągającą kobietą jak Jessie.
Chciałby ją znów pocałować. Pocałować... a potem właściwie
mogło się stać wszystko. Uwielbiał westchnienia, jakie wtedy
wydawała, Boże, wiele dałby, żeby usłyszeć to raz jeszcze. Smakować
ją, mieć ją choćby przez jedną noc.
Ale przeżyje jakoś bez tego. Musi. Nie pierwszy raz kobieta
wkracza w jego życie i pewnie nie ostatni. Poradzi sobie jakoś bez
Jessie Malone, a i jej będzie lepiej bez niego. Niezależnie od tego, co
sobie teraz wyobraża.
43
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Clint, tak jak zapowiedział, zadzwonił do Jessie wieczorem w Boże
Narodzenie, potem następnego dnia rano i jeszcze raz wieczorem.
Rozmawiał z nią krótko, wyłącznie o dziecku. Jessie było przykro, że
zwraca się do niej w sposób tak oficjalny. Rozumiała, że próbuje
zachować dystans między nimi, ale jeśli miała być szczera, bardzo ją
to bolało.
Poza tym czuła wstyd. Myślała, że on ją lubi... a nawet więcej niż
lubi. Może to był błąd, że tak chętnie padła w jego ramiona, a raczej,
że przyjęła go tak ochoczo. Pewnie pomyślał, że jest wygłodniałą
starą panną, która tylko czyha na mężczyzn. Zwłaszcza po tym, jak
opowiadała o braku kandydatów w odpowiednim wieku.
Tyle że do takiego pocałunku potrzeba było dwojga... Obydwoje
zachowywali się tak, jakby mieli kochać się za pierwszym razem,
kiedy znalezli się na wyciągniecie ręki.
W porządku. Powiedziała sobie, że nie będzie spędzać bezsennych
nocy zamartwiając się tym, co się stało. Dał jej do zrozumienia, że
niewiele dla niego znaczy, a ona wezmie sobie to do serca. Widocznie
się przestraszył; na chwilę wyłonił się ze swojego pancerza, a teraz
chce uciec jak najdalej. No i dobrze, jeśli to tego rodzaju mężczyzna,
niech sobie idzie w diabły.
Było po wpół do dziesiątej wieczorem, zaraz po trzecim telefonie
Clinta. Spędziła cały dzień z Daisy i to było wspaniałe, chociaż
bardzo wyczerpujące. Miała zamiar poczytać przez chwilę i położyć
się wcześnie spać, zanim mała zerwie ją na nocne karmienie. Ale
książka leżała z boku...
Uzmysłowiła sobie, że ma prawdziwe powody do niepokoju. Znieg
przestał padać poprzedniej nocy. Clint powiedział jej, że wszystkie
drogi są już przejezdne i w związku z tym jutro będzie chciał zabrać
Daisy do szpitala w Whitewood. Nie powiedział, o jakiej dokładnie
porze, ale Jessie spytała, czy może zabrać się z nimi. Odpowiedz była
krótka, wymijająca i zinterpretowała ją jako  nie".
44
RS
Spojrzała na małą, śpiącą w swoim koszyczku obok jej łóżka.
Leżała na wznak, z rączkami wyciągniętymi w górę i wyglądała jak
mały aniołek, który właśnie spadł z chmury. Miała ochotę ucałować
ją w policzek, ale bała się, że dziecko się obudzi, więc tylko
pogłaskała delikatnie kosmyk jasnych włosków.
Trudno uwierzyć, że znalazła Daisy zaledwie dwa dni temu.
Wydawało jej się, że to trwa od dawna, od zawsze, tak bardzo ją
kochała. Czy to możliwe, żeby można było pokochać dziecko w tak
krótkim czasie? Możliwe czy nie, ale tak się stało i teraz nie
wyobrażała sobie, że będzie musiała ją oddać jakimś anonimowym
lekarzom i pracownikom opieki społecznej.
Podczas rozmów telefonicznych z Clintem nie dała mu wcale do
zrozumienia, jakie są jej uczucia wobec Daisy. Chciała nawet to
zrobić, ale jego chłodne, oschłe zachowanie zbiło ją z tropu. Nie
potrafiła otworzyć przed nim serca czy też próbować zjednać go tak,
aby stanął po jej stronie.
Po jej stronie, ale w jakiej sprawie? Musiała postawić sobie
wreszcie to pytanie. Leciutko pogłaskała rączkę Daisy. Chodziło o to,
co ma zrobić, żeby ją zatrzymać.
Czy jest w stanie zaopiekować się dzieckiem? Utrzymywać je,
kochać, wychowywać, chronić, być odpowiedzialną za jej rozwój
przez następnych osiemnaście lat czy nawet dłużej? Trochę
przerażała ją ta perspektywa, ale kiedy jeszcze raz spojrzała na
Daisy, poczuła, że dla niej byłaby w stanie nawet przenosić góry.
Doznała wyraznej ulgi, kiedy wreszcie sama przed sobą wyznała
prawdę. Zgasiła lampkę i wsunęła się pod kołdrę. Leżała na brzegu
łóżka, żeby móc widzieć Daisy w świetle księżyca i dotykać ręką
kosza.
Nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Clint wspominał coś o
małżeństwach zapisanych na listę i czekających na zaadoptowanie
dziecka. Ale przecież ona też miałaby jakąś szansę, prawda? W końcu
znalazła Daisy, to chyba też się liczy?
Coś jej mówiło, że nie ma co oczekiwać na pomoc Clinta w tej
materii. Może nawet nie wtajemniczy go w swoje plany. Sądziła, że
45
RS
nie spodobałby mu się jej pomysł i może nawet próbowałby
utrudnić jej starania.
Gdyby mogła teraz poradzić się cioci Claire! Ale ciotka była gdzieś
w drodze do Indii i jeśli nawet udałoby się jej skontaktować z nią, po
co ma niepokoić staruszkę na wakacjach. Nie, musi to załatwić sama.
Najlepiej będzie, gdy rano skontaktuje się z Alice Hoag, która pracuje
w opiece społecznej. Clint wieczorem wspomniał jej nazwisko, a
Jessie zastanawiała się, czy to ta sama Alice Hoag, z którą chodziła do
szkoły średniej. Siedziały razem na chemii i grały w szkolnej
drużynie koszykówki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl