[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak i jeszcze Walter, drugi brat mamy.
Diana przyjrzała się uważniej fotografii. Nie wiedziała, że jest jakiś drugi
brat. Na zdjęciu cała trójka siedziała na kocu w strojach kąpielowych. Evelyn
była z nich najstarsza, w owym czasie była już nastolatką. David, jak zwykle,
miał minę posępną i wyniosłą. Za nim stał młodszy chłopiec, szczupły i
opalony. Roześmiany, jedną ręką obejmował starszego brata, drugą trzymał za
szyję wielkiego labradora.
- Twój wuj Walter był rozkoszny.
- Walter? - zapytała Cissy z niedowierzaniem i aż podniosła się z łóżka.
- Tak, ten ładny dzieciak z psem.
- 33 -
S
R
- Panno White, to nie Walter!
Rumieniec oblał policzki Diany. Cissy też zarumieniła się, widząc
zmieszanie nauczycielki.
- On jest... to znaczy, David jest najmłodszy. A z wujkiem Walterem się
nie spotykamy, od kiedy on i David... To znaczy, Walter mieszka w Pensylwanii
z ciotką Glendą i dwoma synami. Ja ich nawet nie znam. Nie bywamy u siebie.
Wujek David i Glenda...
Diana słuchała z zainteresowaniem, ale Cissy niespodziewanie przerwała,
utkwiwszy wzrok na wysokości ramienia Diany. Idąc za jej spojrzeniem, kobieta
odwróciła się i zmartwiała. W progu stał David Prescott niczym ogromna
chmura gradowa.
- Przepraszam - szepnęła Diana czując, że zrobiła coś przerazliwie
niewłaściwego. Drżącą dłonią odstawiła zdjęcie na miejsce.
- Co słychać, wujku? - nienaturalnie wesoło zawołała Cissy. Ale on nie
odpowiedział. Patrzył tylko na Dianę, której zdawało się, że umrze od tego
spojrzenia.
- Nie będę ci już potrzebna, Cissy... - Niepewnie ruszyła w kierunku
korytarza. - Przepraszam, czy mógłby mnie pan przepuścić?
Niestety, David nie ruszył się z miejsca, spojrzała więc w górę w jego
przepastne oczy.
Czy to naprawdę ta sama osoba, którą widziała na zdjęciu? Czy to
możliwe, że te grozne oczy kiedyś patrzyły na świat ufnie i z miłością? W tej
chwili przypominały ślepia zwierzęcia, które chłostano tak długo, aż stało się złe
i nieprzystępne.
- Proszę - błagała słabo.
Wreszcie po czasie, który zdał jej się wiecznością, Prescott usunął się na
bok.
- 34 -
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Diana zamknęła za sobą drzwi i przekręciła klucz w zamku. Nie była w
stanie powstrzymać się od płaczu, chociaż wcześniej obiecywała sobie, że nie
będzie płakać. Była nieszczęśliwa, a najgorsze, że nie wiedziała, dlaczego.
Prescott nie odezwał się do niej ani słowem. Ona jednak ciągle miała przed
oczyma jego spojrzenie - złe i zarazem pełne bólu. Co ona takiego zrobiła?
Prawda, polecił jej ograniczyć aktywność do miejsca zamieszkania, a ona
już pierwszego dnia złamała tę zasadę, zawracała mu głowę telefonem,
spotykała się z jego rodziną, a w końcu znalazła się w jednej z sypialni jego
domu. Ale czy to wszystko tłumaczy dziwaczne zachowanie Prescotta?
Nie, to chodzi o tę fotografię. Może przywołała jakieś zapominane urazy,
przypuszczalnie związane z Walterem? Pewnie David skrzywdził nieboraka.
Diana wytarła nos, nadal starając się zignorować fakt, że płacze. yle się
dzieje w państwie duńskim i powinna mieć tyle rozumu, aby zostawić tę historię
w spokoju, zająć się sobą i swoimi problemami. Nadszedł czas, żeby wyrwać się
stąd i zwiedzić okolicę. Kiedy wróci, wszyscy będą już spać.
Wyprowadziła samochód z garażu i właśnie miała odjechać, kiedy drzwi
frontowe otworzyły się i ukazał się w nich David Prescott we własnej osobie.
Utkwił wzrok w Dianie, co wyprowadziło ją z równowagi. Odniosła wrażenie,
że mężczyzna chce z nią rozmawiać.
Do diabła z Prescottem! Jak na jeden dzień miała go dosyć. Ruszając,
nacisnęła pedał gazu tak mocno, że zapiszczały opony.
Długie godziny Diana spacerowała wąskimi uliczkami dzielnicy portowej
w Newport, podziwiając odrestaurowane kamienice z czasów kolonialnych.
Kiedy ją to znużyło, skręciła do nabrzeża, wzdłuż którego ciągnęły się
niezliczone sklepiki. Znalazła uroczą kawiarenkę, zamówiła sobie hamburgera i
- 35 -
S
R
zjadła go na świeżym powietrzu, słuchając tria wiejskich skrzypków. Posiłek
dobrze jej zrobił i bez przeszkód kontynuowała swoją wędrówkę po mieście.
Kupiła opakowanie potpourri o zapachu brzoskwiniowym, aby zabić
przykrą woń stęchlizny w swoim nowym mieszkaniu, pięć kwiatów
doniczkowych, żeby ożywić pokoje i paczkę cukierków o smaku egzotycznych
owoców z łakomstwa.
Zrobiwszy zakupy, Diana wybrała się na Bellevue Avenue. Chciała
zobaczyć siedemdziesięciodwupokojową rezydencję, zbudowaną na wzór
włoskiego pałacu i drugą, będącą wierną repliką pałacu Grand Trianon w
Wersalu. Zabrało jej to sporo czasu. Była prawie jedenasta, kiedy niechętnie
ruszyła w stronę domu. Przystań nad Urwiskiem wyglądała jak wymarła. Ani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]