[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce.
Reszta to lasy mieszane, krecia robota i wiatr.
Nadmiar, nieobjętość, niepojętość - ten temat w wielu wariantach zaczyna z czasem
dominować w poezji Szymborskiej. Już tytuły tomów mówią same za siebie. Wielka liczba, z
roku 1976, to hymn do nadmiaru i skarga na nadmiar. Zwiat jest o wiele za duży, mówi poetka,
jak na nasze możliwości skorzystania z jego dobrodziejstw. Za duży jak na ambicje i
wyobrażenia. Jego wielkość wymaga pokory, bo jakże inaczej żyć pośród nadmiaru? Wybieram
odrzucając, bo nie ma innego sposobu, / ale to, co odrzucam, liczebniejsze jest, / gęstsze jest,
natarczywsze jest niż kiedykolwiek. (...) Ile przemilczam, tego nie wypowiem. (...) %7łycie trwa
kilka znaków pazurkiem na piasku. - pisała w tytułowym wierszu tomu.
77
Zbiór poprzedni nazwała Wszelki wypadek. Przypadek jako mechanizm - powiedzmy
ostrożniej - jeden z mechanizmów poruszających życie na ziemi, także stał się swoistą obsesją
poznawczą Szymborskiej. Przypadek jest nieobliczalny, tak jak świat jest niepoliczalny. Między
Scyllą nieobliczalności i Charybdą niepoliczalności płynie nasza mała łódeczka: ludzkość.
Urodziny , wiersz z Wszelkiego wypadku, mówiły o kłopotach z nadmiarem. Psalm , z
Wielkiej liczby, też mówi o kłopotach z nadmiarem, ale to inna opowieść. O cudzie wolności i o
przekleństwie wolności.
Cud i przekleństwo, powiadacie, wykluczają się nawzajem? Rzeczywiście tak to z pozoru
wygląda. Ale poezja Szymborskiej zdążyła nas już chyba przyzwyczaić do paradoksów. Nie,
bynajmniej nie muszą się wykluczać. Zależy, kto o wolności mówi. I z jakiej pozycji mówi. I o
jaką wolność mu chodzi.
Więc najpierw cud wolności. Spróbujmy przeczytać ten wiersz jako hymn do tego cudu.
Zgadza się? Jak najbardziej. O, jakże są nieszczelne granice ludzkich państw! - zachwyca się
poetka już w pierwszym zdaniu. To fantastyczne, że przez te granice, nic nie zważając na nie,
przesypuje się piasek, przeskakują górskie kamyki, przelatują ptaki, przemaszerowują mrówki,
przepływa mątwa, rozpościera się mgła, a liguster przerzuca na drugą stronę swój listek. To
fantastyczne, że przyroda ma w nosie nasze ludzkie ograniczenia i poczyna sobie jak chce, bez
pytania i bez tłumaczenia się, że coś chce zrobić właśnie tak, a nie inaczej. (Przypominam tę
bezczelność natury nie zwracającej uwagi na nasze ziemskie reguły: rozmowę z kamieniem,
milczenie roślin).
To oczywiste - poetka zazdrości przyrodzie jej nieokiełznania. To my, ludzie, jesteśmy
autorami granic nieznanych przyrodzie. I to my, ludzie, wiemy, jak bywają one dla nas samych
kłopotliwe. Ludzkie państwo... Twór niepojęty dla wrony i hipopotama. Naturalne terytorium
biologiczne - to tak, to proszę bardzo. Ale te wszystkie granice jednocześnie umowne, bo w
naturze ziemi nie przewidziane, i jednocześnie realne, bo wyznaczone szlabanami i paszportami,
cłem i pieczątką strażnika, a czasem murem i karabinem... To jest nasz ludzki wkład w naturę
świata. Jakże śmieszny z punktu widzenia chmury i piasku, ligustru i wiatru.
Granice to także bezruch, cisza, martwota. Coś przeciwnego życiu, które jest ruchem,
nieustannym dzianiem się. Cały Psalm jest triumfem czasowników ruchu. Wszystko tam
przepływa , przesypuje się , stacza , leci , wierci , przemyca , narusza , rozpościera
- i jeszcze te wyzywające podskoki , przywoływawcze piski i znaczące bulgoty , i ogólny
brak jakiego takiego porządku . Wiersz aż drży od radosnego i bezinteresownego wysiłku
przemieszczania się skądś dokądś, bez celu i ładu, byle jak, byle dalej, byle inaczej.
Powiedzieliśmy jednak wyżej, że Psalm mówi też o przekleństwie wolności. Trochę się to
wydaje nieprawdopodobne w kontekście tego, co przed chwilą powiedziane. Ale przyjrzyjmy się
uważniej niektórym elementom tego wiersza.
Dlaczego tyle w nim określeń dowodzących, że coś tu jest generalnie nie w porządku? Czy
ktoś, dla kogo wolność jest naturalnym stanem natury, zadawałby sobie w ogóle pytania o
porządek czy nieporządek? Prawidłowość i wykroczenie? Skąd zatem te uwagi o
nieszczelności granic, bezkarności chmur nad nimi przepływających, nie poczuwaniu się
mrówki do odpowiedzi , o staczaniu się kamyków w cudze włości ? Kto te uwagi wygłasza?
I w ogóle co znaczy ten dziwny tytuł? Dlaczego psalm?
Zacznijmy od tego psalmu, bo może tu leży sedno rzeczy. Psalm, jedna z najstarszych form
literackich, bo licząca z górą trzy tysiące lat, to rodzaj hymnu do Boga, pieśni modlitewnej.
Odmian jej jest wiele, bo bywały: psalmy błagalne i dziękczynne, żalne i pochwalne, a też
psalmy królewskie (skierowane pod adresem władcy) i syjońskie (śpiewane ku czci Zwiętego
Miasta Jeruzalem). Psalmy, choć nazwa jest pochodzenia greckiego, należą do kultury
hebrajskiej, i tam osiągnęły swoje wyżyny duchowe i artystyczne; biblijna Księga psalmów to
wszak jeden z najwznioślejszych pomników ludzkiej kultury ducha.
Psalmy przeszły z czasem do literatury świeckiej i po dziś dzień są formą poetycką tu i
ówdzie jeszcze używaną. W polskiej poezji niedoścignionym mistrzem psalmu był Jan
78
Kochanowski, i choć Renesans europejski był niezle wyposażony w genialne dzieła literatury i
sztuki, psalmy Kochanowskiego mieszczą się całkiem swobodnie pośród najwyższych dokonań
tamtego odkrywczego wieku.
Wszystko pięknie, tylko jak się ma lekki i po trosze filuterny Psalm Szymborskiej do
prawdziwego psalmu? Tej najpoważniejszej pod słońcem rozmowy człowieka z Bogiem? Czy
nie pachnie tu jakimś, za przeproszeniem, bluznierstwem?
No, może niekoniecznie od razu bluznierstwem. Ten psalm, szczerze mówiąc, nie jest takim
całkiem prawdziwym psalmem. Jest nawet - antypsalmem. Antychrystem psalmu. Zaczyna się
niby jak normalny psalm, od inwokacyjnego wołacza O! Ale nie do Kogoś zwraca się
psalmista ( O, który światem władasz i królujesz wiecznie - zaczynał jeden z psalmów Jan
Kochanowski) - on od razu przechodzi do sedna rzeczy, informując Tego Kogoś o stanie
faktów: O, jakże są nieszczelne granice ludzkich państw? . Dziwny trochę ton i niemniej
dziwna wiadomość jak na początek...
Dalsze partie tekstu są identyczne pod względem informacyjnym i emocjonalnym. Ktoś, kto
zanosi modły do Kogoś, skarży się na rzeczywistość nie zachowującą się w sposób właściwy.
Coś bezkarnie przepływa - stwierdza. Coś przesypuje się z kraju do kraju , powiada. I tak
dalej. Skądeś jakby znamy ten ton... Czyżby ta skarga, ten żalny psalm, była rodzajem - donosu?
A jakże. Oto zwykły funkcjonariusz wnosi skargę do jakiegoś Zwierzchnika, że zle się
dzieje... Jaki to funkcjonariusz, jakiego urzędu, łatwo się domyślić. Po tej stronie świata, w
której żyła, mieszkała i tworzyła autorka Psalmu , funkcjonariusze tacy byli zatrudnieni w
tajnych służbach specjalnych, zwanych czasem Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego, a czasem
Urzędem Spraw Wewnętrznych. Mogli być także cenzorami albo strażnikami granic państwa,
policjantami, żołnierzami wywiadu albo kontrwywiadu. Rodzaj konkretnej funkcji nie miał w
oczach zwykłego obywatela takiego państwa specjalnego znaczenia. Wiadomo było, że chodzi o
Funkcjonariusza Kontroli, Strażnika Porządku - ustanowionego przez Władzę.
W państwie rządzonym przez tę Władzę wszystko miało podlegać nieustannemu pilnowaniu i
kontrolowaniu, czy aby nie dzieje się coś, co podważa Jedynie Słuszne Ramy Ustroju. Liczył się
tu bardziej dowód osobisty niż jego właściciel, a paszport, podobnie jak obywatel, był
własnością państwa wydzielaną rzadko, niechętnie i na pewien ściśle ograniczony czas. Bo
najlepiej było nie poruszać się wcale, siedzieć na miejscu i pilnować własnego nosa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]