[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-No cóż, może to i stara sprawa - zgodził się Scott
- ale, jak sam pan twierdził, jest pan człowiekiem
interesu. Myślę, że pańscy wspólnicy chętnie dowie
dzieliby się czegoś więcej na temat tamtej sprawy.
Mam na myśli takie różne oszustwa podatkowe, mały
szantażyk... przekupstwo...
Van Neyland nerwowo poprawił się w fotelu.
-Jeśli uważa pan, że jest w posiadaniu tak intere-
sujących szczegółów, jak to się stało, że już dawno
pan ich nie opublikował?
Scott obojętnie wzruszył ramionami.
Z jednej małej przyczyny, panie Van Neyland. Idąc na
dno pociągnąłby pan za sobą wielu niewinnych ludzi.
Nie jestem tak bezlitosny jak pan i nie spodziewam
się, żeby pan to zrozumiał, ale nie widzę sensu w
niszczeniu czyjejś kariery bez istotnej przyczyny.
Ale moja córka Josephine jest tym, co określa pan
mianem istotnej przyczyny? - zadrwił Van Neyland. -
Czy naprawdę uważa pan, że jedna krnąbrna, niezbyt
rozgarnięta dziewczyna jest warta aż tyle zachodu?
Ludzkie życie jest dla mnie największą wartością,
panie Van Neyland, choć, jak powiedziałem, nie spo-
dziewam się, że pan to zrozumie.
S
R
-I ma pan rację, - Van Neyland potrząsnął głową.
- Pański punkt widzenia jest dla mnie całkowicie nie
zrozumiały...
Urwał, po czym obrzuciwszy stojącego przed nim
mężczyznę uważnym spojrzeniem dodał:
-Lepiej, żeby to, co pan powiedział przez telefon,
było prawdą, panie Freeman. Jeśli okaże się, że pan
blefuje, zniszczę pana.
Scott popatrzył w stalowe oczy gospodarza.
-Ja nie rzucam słów na wiatr, panie Van Neyland,
i lepiej, żeby pan w to uwierzył, bo inaczej to ja pana
zniszczę. Może pan być tego pewien.
Przez dłuższą chwili mężczyzni mierzyli się groznym
wzrokiem, wreszcie Van Neyland odwrócił się. Po-
wiedział coś cicho do stojącego na biurku interkomu.
Nie minęła chwila, a ktoś nieśmiało zastukał do
drzwi. Van Neyland powiedział głośno:
-Proszę.
Ciężkie dębowe drzwi uchyliły się, a na progu stanęła
Jo. Ubrana w te same co zwykle podniszczone dżinsy
i rozciągnięty sweter, stanowiła zaskakujący kontrast
z luksusowym wnętrzem tej wspaniałej rezydencji.
Na widok siedzących w pokoju przyjaciół, drobna
twarzyczka dziewczyny pobladła, po czym oblała się
ciemnym rumieńcem.
-Lyle? - ucieszyła się. - Kiedy... jak...
S
R
Josephine, usiądz, proszę - przerwał jej ojciec. - Twoi
przyjaciele bardzo niepokoją się o twoją przyszłość.
Mają trochę dziwne podejście do życia i zarzucają mi,
że trzymam cię tu wbrew twojej woli. Jak jakiś po-
twór z bajek dla dzieci - dodał z ironicznym uśmie-
chem. - Chciałbym, żebyś powiedziała im, że się my-
lą. - Popatrzył na córkę groznym wzrokiem. Jo mil-
czała.
Josephine? - powtórzył Van Neyland z fałszywą sło-
dyczą w głosie. - Powiedz coś, dziecko. Czyżbyś stra-
ciła zdolność porozumiewania się z otoczeniem?
Na litość boską! - wybuchnęła Lyle, podrywając się
na równe nogi i stając naprzeciw mężczyzny. Jej zie-
lone oczy płonęły gniewem. -Niech pan przestanie się
nad nią znęcać! Czy pan nie widzi, że to biedne
dziecko jest ledwie żywe ze strachu?
Jo popatrzyła na nią szeroko otwartymi ze zdziwienia
oczami, w których błyszczały łzy. Ale Lyle była zbyt
wściekła, by przerwać.
- Niedobrze mi się robi na widok takich dupków jak
pan - rzuciła ostro do siedzącego za biurkiem Van
Neylanda. - Myśli pan, że pieniądze i pozycja dają
panu prawo do deptania innych ludzi. Tylko dlatego
że jest pan bogaty, może pan łamać wszystkie zasady
i niszczyć Bogu ducha winnych ludzi?! Wie pan, kim
pan jest? Jest pan, po prostu, zwykłym tchórzem, któ
ry znęca się na słabszymi od siebie. Znałam takich
jeszcze w szkole. Oto, kim pan naprawdę jest!
S
R
Wyglądała wspaniale, stojąc przed biurkiem gospo-
darza z pałającymi gniewem szmaragdowymi oczami
i zarumienioną twarzyczką.
Van Neyland obrzucił ją pełnym zachwytu spojrze-
niem, po czym zwrócił się do Scotta:
Jeśli nie nauczy się pan panować nad tą piękną osób-
ką, Freeman, będzie pan miał z nią w przyszłości spo-
ro kłopotów.
To już nie pański interes - odpowiedział spokojnie
Scott. - A więc, jak to było, Jo? Czy naprawdę sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl