[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i uspokajająco.
- Chociaż... - powiedziała nagle Judy. - Mam jednak kilka miłych wspomnieo, związanych z matką. Raz,
kiedy byłam jeszcze zupełnie mała, bolało mnie ucho. Doskwierał mi naprawdę silny ból, pamiętam to
bardzo dokładnie. Czułam się tak, jakby mi rozsadzało głowę...
- No i co? - zapytałam, spoglądając na Judy.
- Mama całą noc była przy mnie, troszcząc się o mnie. Przeniosła mnie do swojego łóżka, śpiewała mi
piosenki i trzymała za rękę...
109
Judy uniosła się odrobinę, obróciła na brzuch i zamyślona podparła ręką podbródek.
- Mój ojciec przebywał wtedy poza domem, i to była naprawdę piękna noc, myślę, że miałam wówczas
cztery, może pięd lat...
Judy uśmiechnęła się.
- A ty, przeżyłaś jakieś miłe chwile ze swoją mamą? Zmarszczyłam czoło, próbując sobie coś
przypomnied, ale
w głowie miałam zupełną pustkę. Nie miałam żadnych dobrych wspomnieo związanych z matką.
Pozostało mi więc milczenie i Judy też przestała mówid. Milcząc, obróciła się w koocu bezszelestnie z
powrotem na plecy. Potem przez krótką chwilę głaskała mnie pocieszająco po moim ogrzanym słoocem
ramieniu.
- To bez znaczenia - wyszeptała w którymś momencie, a ja przytaknęłam bez słowa.
Tak mijały dni. Leżałyśmy na słoocu, albo grałyśmy w tryk-traka i Die Siedler von Catan*, a wieczorami
jadłyśmy pizzę i piłyśmy kolę, dżin i ouzo**.
Wieczorem, około godziny dziesiątej Judy i Faustus żegnali się ze mną.
- Co robisz właściwie każdego wieczora? - zapytałam raz Judy, kiedy siedziała w wozie i szminkowała się.
- Forsę zarabiam, cóż innego - odbąknęła Judy, malując sobie starannie oczy.
- Gdzie? - pytałam zaciekawiona. - Zastanawiam się..., masz jakieś konkretne zajęcie? W jakieś knajpie
czy gdzieś? Mogłabym też tam pracowad?
Judy pudrowała sobie policzki i zrobiła sobie kreski na powiekach.
- Porozmawiam z Faustusem - obiecała i uśmiechnęła się do mnie.
- Jesteś taka piękna - powiedziałam, patrząc z podziwem na śliczną twarz Judy.
* Gra planszowa -  Osadnicy z Catanu" *przyp. tłum.+. " Rodzaj greckiej wódki anyżowej *przyp. tłum.+.
110
- Wielkie dzięki za komplement - powiedziała Judy. - Ty też jesteś bardzo ładna, trochę blada, ale
ogólnie...
Przez chwilę pomyślałam o Anthonym, który także uważał, że jestem ładna, i natychmiast poczułam, jak
ogarnia mnie dobrze mi znany smutek. Zamilkłam i patrzyłam na podłogę.
Przed odjazdem Judy za każdym razem znikała na moment za przyczepą. Wiedziałam, co tam robi. Brała
kokainę. Czasami obserwowałam, jak Roberto odsypywał biały proszek na jej malutkie podręczne
lusterko, a ona starą kartą telefoniczną formowała cienką smugę. Myślałam wtedy za każdym razem o
Joem i o tym, że pewnie o mnie zapomniał. Dlaczego wszyscy mnie opuszczają? Może tak się dzieje z
ludzmi, którzy właściwie nie powinni byli znalezd się na tym świecie. Ludzmi poczętymi tak jak ja.
Judy wciągnęła kokainę do nosa za pomocą przyciętej słomki. Poszło bardzo szybko, potem podciągnęła
jeszcze parę razy i zaciskając sobie dziurki od nosa ręką, przetarła po nim palcami, dokładnie tak, jak
robił to Joe.
- Dlaczego stale to bierzesz? - zapytałam ją kiedyś, pamiętając o tym, jaki ból sprawiła mi ta substancja w
nosie.
- Na frasunek - odpowiedziała Judy, wzruszając ramionami. - I żeby nie paśd w środku nocy...
Znowu wsiadła do samochodu Faustusa, nie mówiąc mi, dokąd właściwie jechali.
- Od jutra możesz towarzyszyd Judy - powiedział Roberto tego samego wieczoru.
- OK - zgodziłam się.
- Nie możemy cię wiecznie utrzymywad - ciągnął dalej Roberto, śmiejąc się do mnie.
Zamilkłam zakłopotana.
- Przecież to rozumiesz? - Roberto wyciągnął do mnie rękę pełną żelatynowych miśków. Stale jadł te
słodycze, a wszędzie wokoło walały się puste torebki po nich.
- Tak, oczywiście... - odburknęłam.
- Jesteś jeszcze dziewicą? - zapytał potem tak nieoczekiwanie, że aż zadrżałam ze strachu. Uniosłam
gjowę i spojrzałam przerażona na Roberta. Zmiał się.
111
- Przepraszam, jeśli cię zaskoczyłem, ale moje pytanie jest czysto zawodowe.
- Zawodowe? - powtórzyłam zmieszana.
- Tak, to ma naturalnie spore znaczenie dla interesu, jeśli dziewczyna przystępuje do niego jako dziewica.
To się podoba klientom.
W tym momencie zrozumiałam wszystko. Wszystko, co się tu odbywało. Pojęłam także, dokąd Judy
wychodziła każdego wieczoru.
Chodziła się puszczad za pieniądze, tak było.
- Nie, czegoś takiego nie będę robid... - wyszeptałam i ponownie obleciał mnie strach.
- Hej, Sofio, wyluzuj się - powiedział Roberto, wciąż jeszcze się śmiejąc. - Nie ma powodu, żeby się
denerwowad. Judy trudni się tym już od dwóch lat i nigdy tak naprawdę nie narzekała. To w koocu praca
jak każda inna...
Roberto gadał jeszcze przez chwilę, a ja siedziałam cicho. Nie zwracał uwagi na to, że go nie rozumiem,
że nie słucham i po prostu jestem daleko. Zachowywałam się tak, jak wtedy, kiedy bił mnie Karl: ile razy
strach i przerażenie osiągały apogeum, mój organizm wyłączał się, tak jakby przepalał się bezpiecznik.
- To byłoby na tyle - powiedział pózniej Roberto, a ja z trudem wyrwałam się z mojego lodowatego
odrętwienia.
- Najlepiej chodzmy już spad - skinął na mnie ręką i wstał. Na stole, w miejscu, gdzie jadł, stały w
chwiejącym się rzędzie śmieszne, żółte, żelatynowe miśki, tworząc długą kolejkę. Roberto uwielbiał, jak
mówił, żelatynowe miśki. Tylko żółte mu nie smakowały, dlatego stale je wybierał z torebki. Czasami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl