X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głos najbardziej ją przerażał. Szczególnie sposób, w jaki przemieniał się z cichego i żałosnego
w potężny, z wyraznymi oznakami szaleństwa. Złożyła dłonie jak do modlitwy. Ben,
najważniejsze, abyś zrozumiał, że to wyglądało tak, jakbym rozmawiała z dwojgiem zupełnie
różnych ludzi. Jeden szlochał, był zdesperowany, niemal błagał o pomoc, drugi był ostrożny,
fanatyczny i stanowczy.
- Ale kiedy dusi kobiety, jest tylko jedną osobą. - Wstał i podszedł do telefonu. -
Załatwię to. Założymy podsłuch na twój telefon w domu i w biurze.
- W biurze? Ben, często rozmawiam z pacjentami przez telefon. Nie mogę
sprzeniewierzyć się ich prawu do intymności.
- Przestań się nad nimi użalać, Tess.
- Musisz zrozumieć...
- Nie! - Odwrócił się, aby spojrzeć jej w twarz. - To ty musisz zrozumieć. Tam na
zewnątrz mamy maniaka, który zabija kobiety i który zdecydował się zabić ciebie. Na twoich
telefonach zostanie umieszczony podsłuch z twoim pozwoleniem lub też z nakazem
sądowym, ale tak właśnie się stanie. Cztery inne kobiety nie miały tej szansy. Kapitanie, tu
Paris. Mamy coś.
Zabrało to mniej niż godzinę. Dwóch umundurowanych gliniarzy podłączyło kilka
przewodów do jej telefonu i grzecznie odmówiło kawy. Jeden z nich podniósł słuchawkę,
wybrał jakiś numer i sprawdził podsłuch. Zabrali od Tess zapasowy klucz do jej biura i
wyszli.
- To wszystko? - zapytała Bena, kiedy ponownie zostali sami.
- %7łyjemy w czasach mikroprocesorów. Chętnie napiję się tej kawy.
- Naturalnie. - Jeszcze raz zerknąwszy na aparat, poszła do kuchni. - Kiedy zadzwoni
telefon, będę się czuła ogromnie skrępowana, wiedząc, że ktoś tam siedzi ze słuchawkami na
uszach i wysłuchuje, co mówię.
- To dla twojego dobra.
Kiedy wróciła z kawą, Ben stał przy oknie, patrząc w ciemność. Tuż za sobą usłyszał
jej głos:
- Wcale nie jestem pewna, że on znowu zadzwoni. Byłam przerażona. Jestem
przekonana, że to wyczuł i... cholera, nie najlepiej poprowadziłam tę rozmowę.
- Chyba tracisz swoją pozycję superpsychiatry. - Ujął jej rękę z kawą. - A ty, nie
pijesz?
Nie. I tak jestem wystarczająco podminowana.
- Jesteś zmęczona. - Powiódł kciukiem po kostkach jej rąk. Nagle wydała mu się taka
krucha, taka blada i piękna. - Słuchaj, może byś nieco odpoczęła? Ja się położę na kanapie.
- Ochrona policyjna?
- To jedynie część naszej działalności, zmierzającej do poprawy stosunków ze
społeczeństwem.
- Cieszę się, że tutaj jesteś.
- Ja też. - Puścił jej rękę i przesunął palcami wzdłuż obszycia jedwabnego kimona. -
Aadne.
- Tęskniłam za tobą.
Jego palce znieruchomiały. Znowu na nią spojrzał i przypomniał sobie, że wieczorem
miała w uszach kolczyki, a na szyi kamień, który bardzo pasował do jej oczu. Tak bardzo
pragnął jej dotknąć, że aż bolało, mocno bolało, gdzieś w samym środku. Teraz tak samo jak
wcześniej. Ben cofnął się.
- Masz zapasowy koc?
Wyczuła w jego zachowaniu rezerwę, która bardzo ją dotknęła. I tak jak on, cofnęła
się.
- Tak. Zaraz ci przyniosę.
Kiedy wyszła, zaklął w duchu, walcząc z własną słabością. Pragnął jej, ale nie chciał
się z kimś takim wiązać. Ona wychodziła mu naprzeciw. On się cofał. Ona była chłodna i
piękna, tak jak różowobiałe delicje na wystawie w cukierni. Już miał okazję jej posmakować,
ale wiedział, że do takich delicji można się szybko przyzwyczaić. Nawet gdyby w jego życiu
było dla niej miejsce, nigdy by do niego nie pasowała. I znowu sobie przypomniał, jak
śmiejąc się stała oparta o parapet okienny. Tess tymczasem przyniosła koc i poduszkę i
zaczęła słać kanapę.
- Nie zachowujesz się tak, jakbyś oczekiwała przeprosin z mojej strony.
- Za co?
- Za ubiegły tydzień.
Choć przyrzekła sobie, że nie będzie o tym mówiła, zastanawiała się, czy on sam do
tego nawiąże.
- Dlaczego miałabym chcieć, abyś mnie przeprosił?
Obserwował, jak starannie wsuwa końce koca pod poduszkę.
- Niezle się wtedy posprzeczaliśmy. Większość kobiet, które... większość kobiet, które
znam, w takiej sytuacji zwykle czeka na słowa w rodzaju:  Przykro mi. Byłem idiotą.
- A byłeś?
- Nie rozumiem.
- Czy byłeś idiotą?
Musiał przyznać, że sprytnie to rozegrała.
- Nie sądzę.
A więc głupio by było, gdybyś powiedział, że byłeś, tylko po to, aby tradycji stało się
zadość. Proszę, gotowe - dodała, uderzając ostatni raz w poduszkę.
- W porządku. Cholera. Czuję się jak idiota, że zachowałem się tak ostatnim razem.
- Byłeś idiotą. - Tess odwróciła się od kanapy, aby się do niego uśmiechnąć. - Ale to
nic.
- To, co powiedziałem, jest prawdą.
- Wiem. To, co ja powiedziałam, też jest prawdą. Przeciwstawne strony, pomyślał
Ben. Przeciwstawne cele.
- A więc dokąd nas to prowadzi?
Gdyby nawet wiedziała, wcale nie była pewna, czyby się z tym zdradziła. Odezwała
się pojednawczo:
- Może byśmy zostawili to wreszcie w spokoju. Tak bardzo się cieszę, że tu jesteś,
że... - Spojrzała na telefon.
- Nie myśl teraz o tym. Pozwól, że go stąd zabiorę.
- Masz rację. - Splotła dłonie, po czym znowu je rozłączyła. - Jeśli się dużo o czymś
myśli, to można...
- Chciałaś powiedzieć... oszaleć? - zasugerował.
- By użyć niezbyt ścisłego terminu. - Odsunęła się, porządkując biurko. Starała się
zająć czymś ręce. - Byłam zaskoczona, widząc cię dziś wieczorem w galerii. Wiem, że to
małe miasto, ale... - Wtem przyszło jej coś do głowy. Wcześniej zaskoczenie i zwierzęcy
strach skutecznie stłumiły wszystkie inne myśli. - Co tu właściwie robisz? Myślałam, że masz
randkę.
- Miałem. Powiedziałem jej, że wzywają mnie do nagłego przypadku. Nie było
stamtąd daleko. A co z twoją?
- Moją co?
- Twoją randką.
Ach, masz na myśli Deana. Ja... ja powiedziałam mu, że boli mnie głowa. I tak
właściwie było. Ale ty nie odpowiedziałeś mi, skąd się tu wziąłeś.
Wzruszył ramionami i podniósł przycisk do dokumentów: kryształową piramidę, która
mieniła się kolorami, kiedy ją obracał.
- Wyglądał wprost nienagannie, jak profesor college'u, nie uważasz?
- Tak. - Poczuła coś bardzo dziwnego. Minęła dobra chwila, zanim się zorientowała,
co to właściwie było. Odczuwała autentyczną satysfakcję.
- Twoja Trixie, było jej na imię Trixie, prawda?
- Zgadza się.
- Wyglądała uroczo. Podobał mi się jej tatuaż.
- Który?
Tess w odpowiedzi uniosła jedynie brwi.
- A co myślisz o wystawie?
- Wprost uwielbiam takie pretensjonalne gówna. Jak zauważyłem, twój profesor
również. Wspaniały garnitur. I ten niezwykły krawatpasek z małym złotym łańcuszkiem. To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl


  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.