[ Pobierz całość w formacie PDF ]

raz dla niego poważne wyzwanie. Mgliście rozróżniał drzwi i kąty, a każdy krok groził
potknięciem albo upadkiem.
W końcu będzie jej musiał powiedzieć, pomyślał. Czy Zoe Balfour, przy swoich
koneksjach i urodzie chciałaby żyć ze ślepcem? Czy mogłaby go pokochać? Bał się cze-
gokolwiek od niej oczekiwać.
Limuzyna zaparkowała przy krawężniku. Max bardziej wyczuł, niż zobaczył długi,
ciemny kształt, usłyszał odgłos otwierania i zamykania drzwi i wołanie szofera.
Frank wiedział o jego kłopotach ze wzrokiem. Max powiedział mu, kiedy zmusiły
go do tego okoliczności. Więcej o tym nie rozmawiali, ale Frank starał się, jak mógł, uła-
twić szefowi życie. Max polegał na nim całkowicie, ale wszelka zależność była dla niego
boleśnie upokarzająca.
Panicznie bał się jej współczucia, ale kiedy od niego wyszła, było mu przykro i
wstyd, że tak źle ją potraktował. W ciągu długich bezsennych nocy wciąż o niej myślał i
szukał jej zapachu w swojej pościeli. Wyobrażał sobie ich dziecko... Dziewczynkę o
blond loczkach i jadeitowych oczach swojej matki. Nie zobaczy jej oczami, ale jej obraz
już nosił w sercu.
Potem sam siebie beształ i szydził z tak sentymentalnych urojeń. Zaledwie znał
Zoe - Zoe Balfour, jak się okazało - a to, co o niej wiedział, kazało mu porzucić nadzieję.
Pomimo to nie chciał pozbawić dziecka ojca. Dlatego odszukał Zoe i przyrzekł opie-
kować się obojgiem. Nie miał wprawdzie najmniejszego pojęcia, jak to będzie wyglądać
i do czego doprowadzi. Nie wiedział też, jak i kiedy miałby wyznać Zoe prawdę o stanie
swojego zdrowia.
Limuzyna mknęła w dół Park Avenue, a Zoe odpoczywała z głową opartą na ak-
samitnym podgłówku. Max patrzył prosto przed siebie, najwyraźniej nieskłonny do roz-
mowy. Atmosfera była już wystarczająco krępująca bez jałowych, prowadzących doni-
kąd dyskusji.
Obserwując nieprzystępny profil siedzącego obok mężczyzny, nagle zrozumiała,
co bolało ją najbardziej. Max wprawdzie wyraził chęć opiekowania się nią i dzieckiem,
ale zrobił to tylko z obowiązku. Nawet teraz wyglądał, jakby wolał być gdziekolwiek i z
kimkolwiek, byle nie tutaj, z nią.
Westchnęła, odwróciła się do okna i przymknęła oczy.
Po kwadransie znaleźli się w luksusowej poczekalni. Lekarka, do której przyjecha-
li, miała opinię świetnej specjalistki, ale Zoe nie robiło to najmniejszej różnicy.
Max usiadł obok niej, tak samo jak dotychczas, sztywny i nieprzystępny.
Kiedy w końcu poproszono ich do gabinetu, przysiadła na brzeżku leżanki, i nagle
poczuła się zdenerwowana i niepewna. Myśl o badaniu przeprowadzanym w obecności
Maksa, tkwiącego w rogu jak ciemny cień sprawiła, że znów dostała mdłości. Musiał coś
wyczuć, bo zapytał szorstko:
- Wolisz, żebym wyszedł?
- Ja... - zawahała się przez chwilę. - Nie... Zostań. - O dziwo, teraz naprawdę tego
chciała.
Po chwili do gabinetu weszła doktor Hargreaves, zadbana, siwowłosa kobieta tuż
po pięćdziesiątce.
- Pani Monroe?
- Nie... - zaprzeczyła Zoe odruchowo, rumieniąc się z zażenowania i zerkając na
Maksa, który nie zareagował. - Nazywam się Zoe Balfour. My nie...
- Oczywiście - odparła wyrozumiałym tonem lekarka. - Przepraszam za tę pomył-
kę. Asystentka musiała źle zapisać. - Uśmiechnęła się i otworzyła kartę Zoe. - Zobacz-
my... ostatni raz miała pani miesiączkę osiem tygodni temu.
- Tak... tak mi się wydaje. - Nie była w stanie spojrzeć na Maksa, który wciąż stał
przy wejściu, milczący, nieruchomy i jakby nieobecny.
- Zrobiła pani domowy test?
- Tak.
- I dokuczają pani mdłości?
- Tak.
- Mogę zapisać coś przeciw mdłościom, ale najlepiej byłoby często jadać białkowe
przekąski, zwłaszcza rano. Te dolegliwości zazwyczaj mijają po kilku tygodniach.
- Dobra wiadomość. - Zoe uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Żeby panią uspokoić, proponuję badanie USG. - Lekarka uśmiechnęła się, a Zoe
wyczytała z jej dobrych oczu zrozumienie i współczucie, bo napięcie pomiędzy nimi mu-
siało być dla niej wyczuwalne. - Być może uda się nam zobaczyć bijące serce.
Zoe położyła się na leżance, a lekarka posmarowała jej brzuch chłodnym żelem.
Potem włączyła urządzenie i zaczęła badanie.
Zoe miała wrażenie, że trwało to całe wieki, dłonie jej się spociły i serce biło moc-
no ze strachu, ale wtedy doktor Hargreaves uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl