[ Pobierz całość w formacie PDF ]
średnia z sióstr przebywała w kraju, co znakomicie wzmagało jej szanse. Panowie
i szlachta bardzo niechętnie by patrzyli na wywożenie skarbów jagiellońskich z
granic Rzeczypospolitej. Anna została jedną z najbogatszych w Europie panien na
wydaniu. Trzeba było wspomnieć o jej majętnościach, bo odegrały one pewną rolę w
rzeczywistości, a jeszcze większą w niektórych pózniejszych sądach. Słyszy się
czasem i czyta, że bogactwa Jagiellonki rozstrzygnęły o jej karierze. Tezy takie
wyglądają na przesadnie zmaterializowane pojmowanie dziejów. Niemłodej królewnie
dostał się również spadek inny, niewymierny i niewidzialny. I on znaczył
najwięcej. Według litery prawa Anna była osobą prywatną. Nie istniała w Polsce
godność następcy tronu, Jagiellonowie byli królami obieralnymi. Pragnąc ułatwić
zawarcie unii ostatecznej, Zygmunt August zrzekł się władzy dziedzicznej na
Litwie. Niczego z prerogatyw monarszych przekazać by siostrze nie mógł, gdyby
nawet chciał. Zgon ostatniego Jagiellona obdarzył ostatnią Jagiellonkę tytułem
Infantki. Niepodobna orzec, kto pierwszy powiedział lub zapisał słowa: Infans
regni Poloniae - sama Anna czy któryś ze szlachty. Nie było głosów protestu.
Kraj zamiłowany w podkreślaniu swego republikańskiego charakteru, w oficjalnych
aktach nazywający się Rzecząpospolitą, wrogo ustosunkowany do godności
hrabiowsich i książęcych, kraj ten przywłaszcza sobie tytuł używany tylko w
Hiszpanii oraz Portugalii. O nic nie pytając, zapożycza się u najbardziej
ceremonialnych i zhierarchizowanych dworów Europy. Dziwna republika, co bez
skrupułów sięga do samego matecznika monarchizmu. W Madrycie i Lizbonie nazywano
infantami dzieci królewskie młodsze od następcy tronu. W Polsce i na Litwie
takowego wcale nie było. Nasza Infantka, ostatnia przedstawicielka dynastii,
wstępowała nie w materialne, których brakowało, lecz w moralne prawa dziedzica.
Wspominało się poprzednio o tradycjonalizmie nowatorskiej Rzeczypospolitej.
Wszystkie przytoczone dotychczas dowody bledną wobec najważniejszego, który pada
dopiero teraz. Rola Anny Jagiellonki zaświadcza, jak bardzo cenił kraj swoją
własną historię, jak pragnął ciągłości, a bał się jej zerwania. Rzeczpospolita
Obojga Narodów to monarchia w każdym calu. Ród królewski był dla niej wartością
natury moralnej. Wiadomość o zgonie pana silnie widać wstrząsnęła prymasem
Jakubem Uchańskim, skoro spowodowała w jego mózgu przebłysk myśli genialnej.
Arcybiskup postanowił zabrać Annę z Warszawy do Knyszyna, zawezwać tam
wszystkich senatorów i przy zwłokach Zygmunta Augusta, w obecności jego siostry,
w obliczu majestatu śmierci i wygasłej a nadal żywej dynastii - ułożyć i ogłosić
warunki, czas oraz miejsce elekcji. "Nowy stan rzeczy przeraził Polskę", a w
pomyśle Uchańskiego był patos, dostrojony do wielkości chwili. Ludzie przeżywali
dramat, byli zarówno aktorami, jak autorami jego wątku. Koncepcja reżyserska
mogła rozstrzygnąć o wyniku najważniejszego aktu. Gdyby się stało zadość żądaniu
Uchańskiego - napisano w kilka miesięcy pózniej - "już bez ochyby do tego czasu
i pan obran był, i pogrzeb odprawion, i koronacyja, i praktyki by się były nie
roztoczyły". Tradycja zabraniała grzebać zmarłego króla, zanim następca nie
postawił przynajmniej stopy na ziemi polskiej. Przeniesiona z Knyszyna do
Tykocina trumna z ciałem Zygmunta Augusta najpierw znalazła się w lochu,
schowana tam doraznie, bo szalejąca zaraza nie pozwoliła na odprawianie
uroczystości. Potem stanęła na katafalku w sali tegoż zamku. O tej samej
godzinie z rozkazu Infantki huknęły na murach Warszawy wszystkie działa,
uderzono po kościołach w dzwony. Długo, bo aż do lutego 1574 roku, przyszło
zwłokom Zygmunta Augusta czekać na pogrzeb w katedrze Wawelu. Pomysłu Jakuba
Uchańskiego nie urzeczywistniono, sprawa elekcji doznała fatalnej odwłoki.
Uchański był to taki prymas, któremu Rzym przypatrywał się z uzasadnioną
nieufnością. Arcybiskup zgodziłby się nawet na kościół narodowy i zerwanie z
papieżem, byle zachować własne stanowisko i przywileje. W chwili wstrząsu
moralnego myślał zapewne tylko o losach kraju, troski o własną rolę nie
wyrzekając się wcale. Dobro polityki papieskiej mniej mu leżało na sercu. Ale
zbyt silnym charakterem księdz arcybiskup się niestety nie odznaczał. Nie
brakowało zaś w danej chwili ludzi mocniejszych, reprezentujących w dodatku
potęgę, z którą osoba bądz co bądz duchowna musiała się liczyć. Pierwsze
bezkrólewie przypadło w wyjątkowo złej dobie. Kontrreformacja atakowała ostro,
spory na tle religijnym wstrząsały krajem. Przywódcą wojującego i odwojującego
straty katolicyzmu był biskup kujawski Stanisław Karnkowski, za którym stał
legat Commendone. Karnkowski zażądał zwołania zjazdu nie do Knyszyna, lecz do
Aowicza. Tam, w siedzibie prymasa Polski, a nie przy trumnie jej monarchy, miały
być ogłoszone warunki elekcji. Biskup chciał podkreślić w ten sposób rolę
Kościoła w państwie. Uchański cofnął się, przyjął żądanie Karnkowskiego. Myśl
znakomitą zastąpił niedorzecznością. Zawezwał do Aowicza samych tylko senatorów
wielkopolskich. Przybyli nawet protestanci, czuli na splendor prastołecznej
dzielnicy kraju. Lecz pozostałe ziemie wprost nie uznały zjazdu łowickiego, za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]