[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pomyślałem, że przyda mi się pomoc.
- Jestem chora z zazdrości - odezwał się kobiecy, impulsywny głos.
Nie spodobała jej się ta kobieta, choć jeszcze jej nie widziała. Nie lubiła
jej za to, że siedziała w salonie jako gość, zamiast czekać w kuchni, aż trzeba
będzie podać kolację. Nie lubiła jej za powiedzenie czegoś tak afektowanego jak
"jestem chora z zazdrości" i za swobodny, kokieteryjny ton.
Kyle niespiesznie wszedł do kuchni. Błąkający się na jego ustach uśmiech
przygasł, gdy w zakłopotaniu skinął Meredith głową na powitanie.
- Mielibyśmy...
- Ochotę na drinki - dokończyła wstając. - Nie mogłam nie słyszeć.
Wszystko stoi przygotowane na barze. Nie byłam pewna, czy zechcesz, abym ja
miksowała drinki, czy będziesz wolał zrobić to sam.
Kyle wzruszył ramionami.
- Może zmieszam trochę margarity, a potem ty już przejmiesz inicjatywę -
zasugerowała.
Kyle skinął głową i przeszli do salonu. Goście przerwali nagle rozmowę,
by przyjrzeć się Meredith, i w pokoju zapadła nienaturalna cisza.
- To jest twoja gosposia? - spytał jeden z mężczyzn.
Był mniej więcej w wieku Kyle'a, elegancki, dobrze ubrany. Emanowała z
niego radość życia. Był najwyrazniej w świetnym humorze.
- Kyle, zadziwiasz mnie - odezwała się kobieta. Meredith spodziewała się
wysokiej, posągowej blondynki. Kobieta okazała się zmysłową brunetką o
krótkich, czarnych włosach.
- To jest Meredith. Meredith, poznaj Rachel, George'a i Sama.
Goście kolejno skinęli jej głową. Jowialny mężczyzna miał na imię
George. Sam był starszy, bardziej dystyngowany i poważniejszy.
RS
- Rachel właśnie wygrała sprawę o dom wyjaśnił Kyle. - Dlatego
świętujemy.
- Moje gratulacje - rzekła Meredith.
- Dziękuję, gratulacje są mile widziane, ale właściwie to zasługa Kyle'a.
To on wygrał sprawę.
- Tak, ale George odkrył powiązania twojego męża. George jest
prywatnym detektywem - wyjaśnił Kyle, zwracając się do Meredith.
- Co dzisiaj pijesz, George?
- Nigdy nie piję - oświadczył George, w dalszym ciągu przypatrując się
Meredith. - Alkohol przytępia inteligencję i zmysły.
- Może być wystrojony, ale i tak nie potrafi się zachować. - Kyle zwrócił
się do Meredith scenicznym szeptem. - Daj spokój, George. Ona jeszcze do
ciebie nie przywykła.
- Kyle, czyżbyś był zazdrosny? - wtrąciła Rachel i stanęła obok George'a.
- Mam nadzieję, że szykujesz margarite? - zwróciła się do Meredith.
- Takie polecenie wydał pan Brooks. - Meredith obdarzyła ją
przesłodzonym uśmiechem.
- Pan Brooks. Jestem pod wrażeniem. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby
ktoś cię tak nazywał oprócz adwokata tego oślizgłego gada, mojego męża.
- Meredith tylko żartowała, prawda?
- Tak, oczywiście, Kyle.
- To się nazywa posłuszeństwo. - George zagwizdał pod nosem. - Czego
używasz, by to osiągnąć: bata?
- Trzyma w kuchni tablicę i kiedy mu podpadnę, skrobie po niej
paznokciami - rzekła Meredith, widząc ostrzegawcze spojrzenie, jakim Kyle
obrzucił George'a.
- Bystra jest - roześmiał się głośno George. - Bardzo bystra.
- Mam tylko nadzieję, że robi dobrą margaritę - wtrąciła Rachel. - Nie
sądzisz, że moglibyśmy dostać odrobinę więcej?
RS
- Meredith stoi obok ciebie - rzekł Kyle. - Nie mów o niej tak, jak gdyby
była sprzętem.
Rachel ze skruchą wzruszyła ramionami.
Parę sekund pózniej Meredith wlała porządną porcję margarity do
przygotowanego wcześniej pucharka, a na jego umoczonym w soli obrzeżu
umieściła plasterek limonki.
- Proszę. Oto margarita. - Podała pucharek Rachel.
Po powrocie do kuchni z całej siły oparła się na blacie i wzięła głęboki
oddech, by się uspokoić. Czego się spodziewałaś, kiedy przyprowadził gości?
Jesteś przecież gosposią, więc zachowuj się odpowiednio. Westchnąwszy,
oderwała się od kontuaru i podeszła do lodówki, by wyjąć przygotowane
jedzenie.
Krytycznie oceniała wygląd półmisków, tu i ówdzie przesuwając tartinkę
bądz jajko, kiedy do kuchni wszedł Kyle.
- Przygotowałaś to wszystko tak szybko? - zdziwił się.
- W gruncie rzeczy to bardzo proste jedzenie, tylko przybranie sprawia, że
wydaje się czymś niezwykłym.
- Jeśli chodzi o to, co zaszło przy barze...
- Na nic nie zwróciłam uwagi - odparła pogodnie, jednak jej ton wyraznie
świadczył, że uwagę zwróciła.
- George ma rację, jesteś bardzo bystra.
- Człowiek uczy się myśleć na stojąco, gdy pełni funkcję kelnerki.
Kyle zmarszczył czoło, słysząc jej nonszalancki ton.
- Porozmawiamy pózniej.
- Tak jest, panie Brooks.
Zanim wyszedł, obrzucił ją surowym spojrzeniem.
Po zakąskach Meredith sprzątnęła ze stołu i przyniosła tacę z owocami i
deserem, Kiedy rozkładała talerzyki, z jej pokoju dobiegł pełen złości krzyk.
- Czy to dziecko? - spytała z niedowierzaniem Rachel.
RS
- Zpi już od paru godzin - rzekła Meredith, widząc uniesione brwi Kyle'a.
- Idz do niej. Poradzimy już sobie sami - powiedział Kyle.
Ku zdziwieniu Meredith Rachel wyszła za nią z salonu.
- Mogę zobaczyć twoje dziecko? - poprosiła z dziwną desperacją w
głosie.
- Oczywiście - odparła Meredith, prowadząc ją do swojego pokoju. - Ale
muszę cię ostrzec, że spała od drugiej i prawdopodobnie będzie wrzeszczała,
dopóki jej nie nakarmię.
- Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła ją nakarmić za ciebie.
- To byłoby trudne do wykonania - odparła Meredith, wyjmując Stacy z
łóżeczka.
-Karmisz piersią?! - zdumiała się Rachel, gdy Meredith zaczęła rozpinać
bluzkę.
Wkrótce płacz dziecka ustał, a rozległy się odgłosy łapczywego ssania.
Rachel przysiadła na brzegu łóżka. Gdy przyglądała się ssącej pierś Stacy,
tęsknota złagodziła rysy jej twarzy.
- Bardzo chciałam mieć dzieci, ale mój mąż, były mąż, wolał poczekać, aż
będzie nas na to stać. Kiedy już było... Cóż, nie był takim entuzjastą dzieci jak
ja. - Westchnęła. - Biorąc pod uwagę, jak to się wszystko potoczyło, chyba
lepiej, że ich nie mamy.
- Ojciec Stacy też nie był entuzjastycznie nastawiony do rodzicielstwa.
Kyle pomaga mi wytoczyć sprawę o alimenty.
- Jeśli to Kyle ją poprowadzi, masz te pieniądze w kieszeni. - Zmarszczyła
brwi. - Utrzymywałam tego błazna, mojego męża, potem wypruwałam z siebie
żyły, żeby mógł założyć firmę, a kiedy wreszcie zaczął odnosić sukcesy,
zakochał się w projektantce dziesięć lat młodszej ode mnie.
- Mężczyzni! - prychnęła Meredith.
RS
- Zgadza się. Mówię ci, nie wiem, co bym zrobiła bez Kyle'a. Jest
niesamowity. Zdarzały się chwile, że byłam gotowa po prostu odejść, ale Kyle
mi nie pozwalał. Powiedział, że stanę się ofiarą, jeśli tylko na to pozwolę.
- Już to gdzieś słyszałam - wtrąciła Meredith.
- Tak, to jedno z jego ulubionych powiedzonek. Kiedy Stacy skończyła
ssać, Meredith zmieniła jej pieluszkę i włożyła czystą koszulkę.
- Jest prześliczna - zachwycała się Rachel, delikatnie wodząc palcem po
policzku Stacy. - Czy mogę ją wziąć na ręce?
Wyspana i najedzona, Stacy była w wyśmienitym humorze. Uśmiechnęła
się.
- Muszę ją pokazać Samowi. Nie może zrozumieć, co ludzie widzą w
małych dzieciach. Mam zamiar go podkształcić. Nie masz nic przeciwko temu,
prawda?
- Absolutnie. Uwielbiam, kiedy wszyscy się nią zachwycają. Po prostu
przynieś ją z powrotem, kiedy już cię zmęczy.
Meredith sprzątnęła ze stołu talerzyki deserowe i zaniosła je do kuchni.
Chwilę pózniej usłyszała płacz dziecka i pobiegła do salonu, ale Kyle ją
uprzedził. Przytulał do siebie Stacy i głaskał ją po pleckach.
- Nie do wiary - dziwił się George. - Robisz to, jakbyś miał nie lada
wprawę.
- Bo mam wprawę, jeśli chodzi o tę malutką damę. Zobaczysz, jak się do
mnie uśmiechnie. - Przytrzymał Stacy tak, by widziała jego twarz, i uśmiechnął
się.
Stacy odpowiedziała mu uśmiechem, a on kiwnął głową z wyrazem
twarzy a nie mówiłem?"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]