[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie wiem, co się dzieje". Ale ona wie, musi wiedzieć. Dzieje się on, Glyn. Jest siłą nie do zatrzy-
mania; zaskoczył tym siebie i zaskoczył ją. Kto by pomyślał, że kobieta może doprowadzić go do ta-
kiego stanu?
Przy kominku staje Elaine. Są sami. Kath wyszła z pokoju. Nick jest Bóg wie gdzie.
Więc moja siostra i ty wyrokuje chłodno.
R
L
T
Glyn rozkłada ramiona w bezradnym geście, jakby chciał ją sobie zjednać, przekupić. Nie ma
nic do powiedzenia, ten jeden raz.
Ten temat nigdy więcej nie został podniesiony. Kath otwarcie zawiadamia, że niebawem się po-
biorą. Elaine natychmiast podejmuje energiczne plany: przyjęcie weselne w domu, najważniejsze
sprawy biorę na siebie, chcecie wszystkich przy stole czy szwedzki bufet? Daje się unieść radosnej fali
działania, sporządza jakieś listy, zamawia catering, organizuje dowóz samochodami.
Za dużo tego wszystkiego protestuje Kath. Wystarczy spotkanie z przyjaciółmi w pu-
bie.
Zlub bierze się raz odparowuje sucho Elaine. Przynajmniej mam nadzieję i ufam, że
tak będzie.
Kiedy wychodzą z urzędu, Elaine czeka na ulicy z aparatem i robi zdjęcia.
Stójcie! O, tu. Nie, trochę w lewo. Dobrze. Uśmiech. Kath, popraw spódnicę, bo się podwi-
nęła.
Glyn zjadł już chleb, kostki serków, ogórka i jabłko, wypił dwie lampki wina, nawet nie za-
uważył, jak to wszystko zniknęło. Resztki dnia na dobre zaczynały już niknąć z ogródka. Milkły silniki
kosiarek, cichły odgłosy dziecięcych zabaw. Glyn nie utrzymywał z sąsiadami bliższych znajomości.
Typowe: człowiek zawodowo zajmujący się społecznościami ludzi sam unika społeczeństwa. Zwła-
szszcza nie interesuje go, co się dzieje za płotem. Zresztą zajmuje go teraz co innego; kłębiące się w
jego głowie myśli wchodzą w następną fazę.
Dokonał krótkiego przeglądu lat z Kath i wcale się nie uspokoił. Czas na Elaine.
Pokaże jej fotografię. I liścik.
Elaine nie musi się dowiadywać. Nie ma takiej potrzeby. Na pewno byłoby dla niej lepiej, gdy-
by nie wiedziała. Ale ja wiem. Sam nie zniosę tego brzemienia. Potrzeba mi bratniej duszy do złości
i gniewu, może żalu, może spóznionej zazdrości, nie wiem jeszcze, jak nazwać to uczucie. Więc poka-
żę fotografię Elaine.
Przede wszystkim muszę wiedzieć, czy Elaine wiedziała. Wtedy. Czy wie teraz.
Z Elaine nie widział się od dawna. Dość dawna. Od ich ostatniego spotkania minęło co najmniej
parę lat... Nie zabraknie więc pretekstu, by zadzwonić do niej i zaprosić na kawę, lunch, drinka... Im-
peratyw jest tak silny, że postanawia wsiąść w samochód i pojechać do niej już następnego dnia rano
sto kilometrów to żaden problem w końcu. Ale to nie jest dobry pomysł. Może natknąć się na Nic-
ka.
Będzie musiał być cierpliwy. Zatelefonować. Umówić się. Spokojnie.
R
L
T
Elaine
Kath. Tu zawsze się pojawia Kath. Kiedy Elaine czeka na zielone światło przy High Street w
Welcome, a w dali widać gmach ratusza. Niemal za każdym razem Kath schodzi po schodach, z ręką
wsuniętą pod ramię Glyna. Kath mężatką, Boże kochany. Elaine widzi ją wyraznie, jak tamtego dnia
przez obiektyw aparatu fotograficznego, kiedy przebiegła na drugą stronę ulicy, by zrobić im zdjęcie:
dobra starsza siostra, która o wszystkim pomyśli i o wszystko zadba w tak ważnym dniu. Kath śmieje
się serdecznie. Ktoś rzuca konfetti, w jej włosach widać drobne, kolorowe kółeczka; zstępuje ze scho-
dów i śmieje się, już na zawsze.
Na zawsze, jeśli ja jestem w pobliżu, myśli Elaine. Zapala się zielone światło, samochód rusza,
Kath znika. Kath jest teraz łagodna i potulna jak baranek, jak nigdy wcześniej. Przychodzi i odchodzi,
niekiedy przychodzi nieproszona, ale można nad nią zapanować.
Elaine jest już zaabsorbowana czymś innym. Prowadzi automatycznie, droga do domu prosta
jak strzelił. Myślami przebywa tam, gdzie niedawno jeszcze była, w ogrodzie jednego ze swoich
klientów. Projektuje tam alejkę szczodrzeńców. Ale teraz wymazuje szczodrzeńce i zastępuje je pną-
cym się po metalowych kabłąkach słodlinem i warzywami rodzaju allium. Rozmyśla nad liniami stru-
myków wodnych, alejką parkową i murkiem otaczającym warzywnik. %7łona koniecznie chce mieć wa-
rzywnik! No, to będzie go miała. Mąż wygląda na osobnika, który większość czasu najchętniej spę-
dzałby na polu golfowym. Ale facet jest nadziany, kupił posiadłość w zamożnym Surrey, niejako więc
z natury rzeczy powinna ona mieć taras!
%7łona też koniecznie chce taras. Ogląda dużo programów telewizyjnych dla miłośników ogrod-
nictwa, czyta poradniki, kolorowe czasopisma i dobrze wie, co jest modne. Albo tylko wydaje się jej,
że wie.
Postawmy sprawę jasno, jeśli Elaine ma mieć w tej kwestii coś do powiedzenia, to żona nie bę-
dzie miała wymarzonego tarasu. Wytłumaczy kobiecie, że coś, co jest dobre dla ceglanego blizniaka w
Birmingham, niekoniecznie musi pasować do położonej na ośmiu tysiącach metrów kwadratowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]