[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odrobinę spokojniej. Marianne zmusiła się, żeby wyjść z sypialni i zajrzeć do
dziecka, a także zająć się innymi obowiązkami. W końcu, jak mawiała jej
ciotka, sen jest najlepszym lekarzem.
65
S
R
Kiedy znalazła się w kuchni, nakarmiła malca i powiedziała mu, jak
bardzo tatuś go kochał i dlaczego przywiozła go tutaj.
Chłopczyk usnął w jej ramionach. Słowa wypowiedziane łagodnym
tonem do maleńkiego dziecka nie dawały jej spokoju. Czy dobrze robi, że
zwleka tak długo? Czy nie powinna od razu powiedzieć prawdy panu na
Bellfield?
- Twój ojciec prosił, żebym przywiozła cię tutaj, bo to był jego dom -
powiedziała śpiącemu dziecku, zdradzając powód ich obecności w tym
miejscu, powierzając sekret, który tak ciążył jej na sumieniu.
Bellfield Hall, jakim zapamiętał go Milo i o którym wspominał tak
często, był szczęśliwym domem jego dzieciństwa i lat młodzieńczych. Nie
pamiętał swojego ojca, który, jak mu powiedziano, zginął pod kołami powozu,
gdy stangret stracił panowanie nad końmi. Mówił jej też o bólu po stracie
matki, która umarła w połogu, podobnie jak jej nowo narodzone dziecko.
Zwierzył się ze złości i urazy, które żywił do ojczyma.
- Winiłem go za śmierć matki. Jego miłością była fabryka, nie ona. Nie
mogłem tego zrozumieć... wtedy jeszcze nie wiedziałem, do czego może
popchnąć miłość.
Starała się powstrzymać łzy, gdy wspominała tamtą rozmowę. Niemal
słyszała dalsze słowa Mila:
- Umieram, Marianne. Chciałbym, żebyś zabrała nasze dziecko do
mojego ojczyma, chcę, żebyś oddała mu list, który napisałem do niego. To
twardy, ale uczciwy człowiek. Wierzę, że spełni swój obowiązek wobec
mojego syna... w końcu jestem jego spadkobiercą, a po mnie dziedziczy mój
syn.
Marianne nie chciała dyskutować z umierającym mężem, ale obiecała
sobie, że nie wyjawi prawdziwego powodu przyjazdu do Rawlesden ani
66
S
R
tożsamości Milesa, zanim nie upewni się, jak zostanie potraktowane to
niewinne dziecko. W końcu pan na Bellfield pozbył się Mila z domu. Ożenił
się z kobietą, której nie kochał, po to, żeby przejąć majątek. Jest pełnym
wigoru mężczyzną w kwiecie wieku; co będzie, jeśli ożeni się ponownie i
spłodzi dzieci? Jaki byłby los Milesa, gdyby powierzyła go jego opiece?
Dzień dłużył się, minuty wlokły się jak godziny, pan na Bellfield spał,
podczas gdy Marianne nadal biła się z myślami. Jak długo będzie jeszcze
musiała ukrywać prawdę? Ale czy w obliczu Boga nie obiecała Milowi, że
zapewni bezpieczeństwo jego synowi?
Nieżyjąca żona, nieżyjący pasierb i zaginiona bez śladu podopieczna.
Czy naprawdę takiemu człowiekowi może powierzyć bezbronne dziecko?
A co z jej uczuciami? Wdowiec, który ożenił się dla zysku i podobno
namiętnie kochał młodą dziewczynę, która nie odwzajemniała jego miłości.
Czy naprawdę takiemu człowiekowi może powierzyć swoje bezbronne serce?
Jej serce już i tak jest stracone, stwierdziła Marianne, ale o dziecko
potrafi walczyć i wykrzesać z siebie taką siłę, na jaką nie byłoby jej stać we
własnej sprawie.
Był wieczór, a pan na Bellfield nadal spał uzdrawiającym snem.
Spełniła swój obowiązek. Teraz będzie mogła zająć się tym, co ją tu
sprowadziło.
Jakże wiele sprzecznych opinii nasłuchała się na temat pana tego domu.
Sam Milo mówił, że ojczym okazywał mu wiele serca zaraz po ślubie z jego
matkÄ….
- Dopiero po jej śmierci, kiedy oznajmiłem, że chcę poślubić Amelię,
jego stosunek do mnie uległ radykalnej zmianie. Orzekł, że jestem za młody i
nie mam pieniędzy, bo dysponuję tylko tymi, które otrzymuję od niego na
67
S
R
bieżące wydatki. Przekląłem go wtedy, bo to za jego namową matka uczyniła
go powiernikiem mojej schedy.
ROZDZIAA ÓSMY
Aż trudno uwierzyć, że w ciągu trzech krótkich dni pogoda może tak
bardzo się zmienić. Znieg zniknął z miasteczka i nad Bellfield Hall zaświeciło
słońce. Zdrowie pana Denshawa poprawiało się z każdą godziną, a wraz z nim
narastało jego poirytowanie.
Ani razu nie poruszył tematu, którego się obawiała, w końcu więc uznała,
że nie zachował w pamięci intymnej sceny, która rozegrała się w malignie.
Oczywiście Marianne poczuła ulgę, bo jakżeby inaczej! A że cierpiało na tym
jej serce? To nic, pozbiera siÄ™ jakoÅ›.
Poprawa pogody sprawiła, że wieść o rekonwalescencji pana na Bellfield
sprowadzała do frontowych drzwi coraz więcej gości, którzy pytali o jego
zdrowie.
Zawsze wesoły Charlie dyskretnie wręczył jej paczuszkę z elegancką
nową sukienką i stosownym fartuszkiem oraz z krótkim liścikiem od majstra,
który wyjaśnił, że spełnia polecenie pana. Nowe ubranie przyszło w samą porę,
biorąc pod uwagę pozycję gości odwiedzających jej chlebodawcę. Na szczęście
doktor ani pielęgniarka nie pojawili się na horyzoncie.
W nowej sukience, z porcelanowymi filiżankami na tacy i z herbatą w
pogotowiu, Marianne czuła się na tyle pewna siebie, że gdyby zaszła potrzeba,
mogłaby przyjąć samego burmistrza w imieniu pana domu.
68
S
R
Pukanie do frontowych drzwi obwieściło przybycie kolejnego gościa.
Tym razem mężczyzna nie przedstawił się jako znajomy fabrykant, ale jako
wielebny Peter Johnson.
Pastor był człowiekiem słusznego wzrostu, lekko przygarbionym, o
szczupłej twarzy i zapadniętych policzkach. Z jego oczu biła żarliwa
religijność. Marianne przypomniała sobie, że tak właśnie opisał go Milo,
dodając, że Amelia bardzo się go bała. Podobno w młodości pragnął zostać mi-
sjonarzem, a kiedy nie spełniło się jego marzenie, zgorzkniał i zaczął grzmieć z
ambony o ogniu piekielnym, który czeka jego duszyczki, gdy zboczą z drogi
prawdy i cnoty.
Opowiadał również o oburzeniu wielebnego, gdy Milo i paru innych
młodzieńców zaczęli paradować po mieście w spodniach z modnie
podwiniętymi mankietami.
- Powiadomię pana Denshawa o pańskim przybyciu - powiedziała,
zamierzając wprowadzić pastora do biblioteki, teraz już lśniącej czystością i z
ogniem płonącym na kominku.
Jednak wielebny potrząsnął głową i powiedział ostrym tonem:
- Moja sprawa nie może czekać. Zaprowadz mnie do niego natychmiast.
Nie ośmieliła się odmówić, poprowadziła więc gościa na górę i z duszą
na ramieniu zapukała do drzwi.
Pan na Bellfield siedział przy biurku w towarzystwie barczystych,
postawnych pracowników fabryki.
- Przyszedł wielebny Johnson, proszę pana - zaanonsowała, po czym
odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj - rozkazał pastor i zwrócił się do pana na Bellfield. - Ta
kobieta musi tu zostać i wysłuchać, co mam do powiedzenia, bo to dotyczy jej
obecności w domu nieżonatego mężczyzny.
69
S
R
- Och... - Spłoszona Marianne opuściła głowę, bojąc się spojrzeć na
obecnych tu mężczyzn, chociaż czuła na sobie wzrok chlebodawcy.
- Nie mogłem uwierzyć, kiedy doszło do moich uszu, że wolny
mężczyzna i wdowiec pozwala młodej kobiecie pełnić rolę pielęgniarki i
wykonywać intymne czynności przy sobie, co musi budzić słuszne oburzenie
przyzwoitych osób, do których to dotarło. Ta kobieta musi natychmiast stąd
odejść, a pan musi odpokutować za swój grzech - grzmiał wielebny, jakby
przemawiał z ambony. - To grzech, mieszkacie pod jednym dachem...
- Cieszę się, że wielebny mnie odwiedził, bo właśnie zamierzałem go
zaprosić przez mojego majstra. - Głos gospodarza był spokojny, lecz chłodny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl