[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i orzechy. Ludzie z Przylesia byli biedni. Dali mu wszystko, co mieli, tak jak
Anieb.
Moja matka urodziła się w Skraju Drogi, po drugiej stronie lasu Faliern
powiedział Wydra. Znacie to miasteczko? Nazywają ją Róża, córka Jarzębiny.
Latem wozacy jeżdżą do Skraju Drogi.
Czy ktoś mógłby pomówić z rodziną matki? Przekażą jej wiadomość. Jej
brat, Mały Jesion, co rok lub dwa odwiedza miasto.
Skinęły głowami.
Niech tylko wie, że żyję rzekł.
Matka Anieb przytaknęła.
Dowie się.
Idz już dodała Miód.
Odejdz wodą zakończyła Ayo.
Uścisnął je obie i wyszedł z domu.
Ruszył biegiem naprzód, zostawiając za sobą nędzne chaty, wprost do huczą-
cego potoku, którego śpiew słyszał co noc, kładąc się do snu. Zaczął się do niego
modlić.
Zabierz mnie i ocal poprosił. Rzucił zaklęcie, którego dawno temu na-
uczył go stary Zmiana, i wypowiedział słowo Przemiany. A potem nad bystrą
wodą nie klęczał już człowiek. Wydra wsunęła się do potoku i znikła.
Rybołów
Na naszym wzgórzu człek raz żył,
Co z woli swej korzystał sił.
Zmieniał swe miano i swój stan,
Lecz wciąż pozostał taki sam.
A woda płynie bystro w dal,
A woda płynie w dal.
Pewnego zimowego popołudnia przy ujściu rzeki Onnevy do północnego skra-
ju Wielkiej Zatoki Havnorskiej, na mokrym piasku stał człowiek odziany w ubogi
strój i zniszczone buty; szczupły, brązowoskóry, o ciemnych oczach i włosach
tak cienkich i gęstych, że przypominały sierść wydry. Padał deszcz, drobniutki,
zimny, ponury deszcz szarej zimy. Przemoczony do nitki człowiek zgarbił się, od-
wrócił i powoli ruszył w stronę smużki dymu, którą ujrzał daleko na horyzoncie.
Za sobą zostawił ślady czterech łap wydry tuż przy brzegu oraz dwóch ludzkich
stóp kroczących naprzód.
Pieśni nie mówią, dokąd się udał. Twierdzą tylko, że wędrował, wędrował
długo, z wyspy na wyspę . Jeśli ruszył wzdłuż wybrzeża Wielkiej Wyspy, w wielu
wioskach mógł natknąć się na położną, mądrą kobietę, czy czarodzieja, znających
sygnał Dłoni i gotowych mu pomóc. Lecz ponieważ wiedział, że tropi go Ogar,
prawdopodobnie czym prędzej opuścił Havnor jako członek załogi łodzi rybackiej
z Cieśniny Ebavnoru albo na handlowym statku z Morza Najgłębszego.
Na wyspie Ark i w Orrimy na Hosku, a także wśród Dziewięćdziesięciu Wysp
przetrwały podania o człowieku, który przybył tam, szukając Wyspy Morreda,
gdzie ludzie pamiętają prawa królów i honor czarnoksiężników. Nie da się orzec,
czy opowieści te traktują o Medrze, bo posługiwał się wówczas wieloma imiona-
mi. Praktycznie nigdy nie nazywał siebie Wydrą.
Upadek Gelluka nie zachwiał pozycją Losena. Królowi piratów służyli też inni
czarnoksiężnicy, wśród nich Wczesny, który bardzo chciał odszukać niedorostka,
pogromcę Gelluka, i miał duże szansę go odnalezć. Władza Losena sięgała po-
za granice Havnoru, na północ Morza Najgłębszego. Z upływem lat rosła. Węch
Ogara zaś pozostał czuły jak zwykle.
36
Być może, Medra przybył na Pendor, by umknąć pogoni. Wyspa ta leżała
daleko na zachód od Morza Najgłębszego. Możliwe też, iż przywiodły go tam
pogłoski krążące wśród Kobiet Dłoni na Hosku. W owych czasach Pendor był
bogatą wyspą. Nie przybył tam jeszcze smok. Do tej pory wszystkie wyspy, które
odwiedził Medra, w najlepszym razie przypominały Havnor; zwykle działo się
na nich jeszcze gorzej. Wojny, napaści piratów i spory możnych stanowiły chleb
powszedni; pola zarosły chwastami, w miastach roiło się od złodziei. Z początku
wydało mu się, że na Pendorze odnalazł Wyspę Morreda, miasto bowiem było
piękne i spokojne, a ludziom świetnie się wiodło.
Spotkał tam starego maga, który nazywał się Smoczy Lot; jego prawdziwe
imię zostało zapomniane. Gdy Smoczy Lot wysłuchał opowieści o Wyspie Mor-
reda, ze smutkiem potrząsnął głową.
Nie tutaj rzekł. To nie ta wyspa. Władcy Pendoru to dobrzy ludzie.
Pamiętają królów, nie łakną wojen ani rozbojów. Wysyłają jednak swych synów
na zachód, by polowali na smoki dla zabawy, jakby smoki z zachodnich rubieży
były kaczkami bądz gęsiami, które można zabijać. Nic dobrego z tego nie przyj-
dzie.
Smoczy Lot z radością przyjął Medrę na swego ucznia.
Mnie samego nauczał mag, który oddał mi wszystko, co wiedział. Nigdy
jednak nie znalazłem nikogo, komu mógłbym tę wiedzę przekazać powiedział.
Przychodzą do mnie młodzi i pytają: Do czego przydaje się twoja sztuka?
Potrafisz znajdować złoto? Mógłbyś mnie nauczyć przemieniać kamienie w dia-
menty? Dać miecz, który zabije smoka? Nic mi nie gadaj o równowadze świata.
Nie da się na tym zarobić, mówią. Nie da się zarobić.
I tak starzec uskarżał się na głupotę młodzieży i upadek moralności w dzi-
siejszych czasach. Jako nauczyciel okazał się szczodry i niestrudzony. Po raz
pierwszy Medra spojrzał na magię nie jak na zbiór dziwnych darów i odrębnych
umiejętności, lecz jak na sztukę, którą poznać można dzięki długiej nauce i korzy-
stać z niej po długiej praktyce, choć nawet wtedy nie traci ona niczego ze swojej
osobliwości. Smoczy Lot znał niewiele więcej zaklęć i czarów niż jego uczeń,
jednakże wyraznie dostrzegał coś znacznie ważniejszego: harmonię owej wiedzy.
Dzięki temu stał się magiem.
Słuchając go, Medra myślał o tym, jak wędrowali z Anieb w mroku i deszczu,
kierując się słabym blaskiem, ukazującym jedynie następny krok, i jak podnieśli
oczy, by ujrzeć czerwony wierzchołek góry o świcie.
Każde zaklęcie zależy od wszystkich innych zaklęć mówił Smoczy Lot.
Ruch jednego liścia porusza wszystkie inne liście na wszystkich drzewach
wszystkich wysp Ziemiomorza. Istnieje wzorzec. Jego właśnie musisz szukać.
Ku niemu się zwracać. Wszystko winno być częścią wzorca. Tylko w nim kryje
się wolność.
Medra spędził ze starcem cały rok, a gdy mag umarł, władca Pendoru poprosił,
37
[ Pobierz całość w formacie PDF ]