[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrokiem pełnym nienawiści i strachu. Will z obrzydzeniem otrzepał
ręce.
- Przysięgam, ty nędzny gadzie, że osobiście zadbam o to, żebyś nie
tylko zwrócił Hycliff prawowitemu właścicielowi, lecz także, byś
zapłacił za wszystkie nikczemności, jakich się dopuściłeś. Nasz król
wróci z Ziemi Zwiętej i wtedy staniesz przed sądem. Odpowiesz za to,
że usiłowałeś zgładzić dziecko, któremu winieneś był opiekę.
- To jeszcze nie koniec, Thalsbury - rzucił przez zęby Clement, gdy
znalazł się w bezpiecznej odległości.
- Na dziś koniec - uciął krótko Will. - Wynoś się!
- Jeszcze...
- Precz! - warknął groznie Will.
Pokonany zmierzył Olivię nienawistnym spojrzeniem i wypadł z
sali. W chwilę potem z dziedzińca dobiegły wściekłe wrzaski. To
Clement wydawał swym ludziom komendy. Rozległ się tętent kopyt i
zaraz wszystko ucichło. Clement Cavenere i jego ludzie galopem
opuścili Thalsbury.
- Hurra! Niech żyje nasz szlachetny lord Will! krzyknął ktoś i
natychmiast cała sala rozbrzmiała radosnymi okrzykami.
Will zwrócił się do Olivii.
- Czy zgadzasz się, pani?
- Ale na co, mój panie? - Olivia wciąż jeszcze nie wierzyła własnym
uszom.
- Poślubić mnie - odpowiedział krótko. - Czy oddasz mi swą rękę,
Olivio?
Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
- Tak, panie. Zgadzam się, z całego serca się zgadzam.
Will wreszcie poczuł, że wszystko będzie dobrze. Ta świadomość
sprawiła, że ogarnęło go cudowne ciepło, promieniujące prosto z
serca.
- Skoro się zgadzasz, chodz do mnie i przypieczętuj nasz związek
pocałunkiem. Myślę - dodał z szelmowskim uśmiechem, szerokim
gestem wskazując zgromadzonych w sali ludzi - że zgromadzeni tu na
to właśnie czekają.
Istotnie, zerknąwszy wokół, ujrzała mnóstwo rozradowanych i
zaciekawionych oczu.
ous
l
a
d
scan
64
- Jak zawsze, panie, jestem twoją najpokorniejszą sługą-
odpowiedziała z wieloznacznym uśmieszkiem i zarzuciła mu ręce na
szyję.
Wiwaty i brawa były tak huczne, że aż zatrzęsły się mury zamku.
ous
l
a
d
scan
65
ROZDZIAA JEDENASTY
Will jeszcze przed Nowym Rokiem, a ściślej mówiąc w ostatni
dzień starego roku, poślubił Olivię. Kaplica zamkowa była ustrojona
gałęziami sosny, przewiązanymi czerwonymi wstążkami. Wszędzie
płonęły świece. Powietrze pachniało żywicą i woskiem. Dzień był
pochmurny i szary, więc blask świec wypełniał kaplicę złotym
blaskiem, w którym wszystko wyglądało jak scena ze snu.
Poczciwy kapelan nie mógł się nacieszyć faktem, że jego pan
wreszcie się żeni. Will również był uradowany. Olivia promieniała
szczęściem. W ceremonii ślubnej uczestniczyło zaledwie kilka osób,
bo kaplica była niewielka, lecz w zamku oczekiwali młodożeńców
wszyscy mieszkańcy Thalsbury.
Zanim weszli do sali, w której czekali na nich goście, Will
zatrzymał się przed ostrołukowymi drzwiami i chwycił Olivię w
ramiona.
- Pamiętaj, żebyś nigdy więcej nie próbowała mnie okłamywać.
Teraz jestem twoim panem i władcą, a ty masz być mi we wszystkim
posłuszna.
- Ale mąż mi się trafił! Ledwo cię poślubiłam, już mnie
tyranizujesz!
- Sama chciałaś mojej opieki, więc teraz będziesz musiała ją znosić,
choćby nawet była ci nie w smak.
Przekrzywiła głowę i popatrzyła na Willa uważnie, bawiąc się
zapinką jego szaty.
- Twoja opieka i twoje względy nigdy mi nie ciążyły, mężu.
Objął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie.
- A teraz?
Odpowiedziała mu z uśmiechem, od którego krew zaczęła mu
szybciej krążyć w żyłach.
- Skoro nie mogę kłamać, to muszę przyznać, że to
najprzyjemniejszy uścisk, jakim mnie dziś obdarzyłeś.
Will zaśmiał się w odpowiedzi i przygarnął ją mocniej. Olivia
westchnęła i wywinęła mu się zręcznie z rąk. Objął ją w talii i weszli
roześmiani do wielkiej sali.
ous
l
a
d
scan
66
Jeszcze nigdy czas mu się tak nie dłużył. Will gotów był przysiąc,
że Bóg ukarał go za stare grzechy, podwajając liczbę godzin, jakie
dzieliły go od nocy poślubnej.
W końcu jednak nadeszła ta chwila.
Kobiety odprowadziły Olivię do sypialni. Odchodząc, rzuciła
mężowi spojrzenie, od którego serce zabiło mu mocniej. Wielki Boże,
wszak jest tylko człowiekiem! Jak długo jeszcze ma znosić te katusze?
Wiedział jednak, że jeśli wyjdzie za nią zbyt szybko, wystawi się na
pośmiewisko.
Siedział, więc dalej, śmiejąc się i gawędząc, dopóki nie uznał, że
może odejść, nie narażając się na kpiny. Jak było w zwyczaju,
żegnano go sprośnymi dowcipami i żartobliwymi radami. Will
wyszedł z sali godnym krokiem, ale gdy tylko znalazł się na schodach,
popędził na górę, przeskakując po kilka stopni naraz.
Wszedł do sypialni. Olivia stała przed kominkiem, zapatrzona w
ogień. Miała na sobie ciemnoróżową suknię.
Kiedy wszedł, odwróciła się i powitała go uśmiechem. Jego ciało
zareagowało z taką prędkością, że aż go to przestraszyło. To była ich
noc poślubna, pierwsza miłosna noc w życiu Olivii. Wiedział, że nie
powinien się śpieszyć.
Podeszła do niego zdecydowanym krokiem i pocałowała go w usta.
Will objął Olivię w talii i odwzajemnił jej pocałunek. Jego dłonie
błądziły po jej ciele. To Bethelda wybrała suknię dla panny młodej i
musiał przyznać, że doskonale wywiązała się ze swego zadania.
Przesuwając dłoń po delikatnym materiale, zorientował się, że poza
suknią jego żona nie ma na sobie niczego.
Odsunęła się na moment i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się do
niego. Will spostrzegł, że jej wargi lekko drżą.
- Czekałam na ciebie.
- Bałaś się? - spytał.
- Nie. Tak. To głupie. Kiedy cię przy mnie nie ma, zawsze czuję się
trochę niespokojna.
Ujął jej twarz w dłonie.
- Myślałem, że to ja budzę w tobie niepokój. Opuściła powieki i
uśmiechnęła się. Uderzyła go zmysłowość ruchu jej warg.
- To prawda - przyznała. - Trochę. Ja jeszcze nigdy tego nie robiłam.
- Wiem, kochanie. Będę o tym pamiętał.
ous
l
a
d
scan
67
Wtulił nos w jej włosy i wciągnął powietrze. Tak cudownie
pachniała. Kiedy w odpowiedzi pocałowała go w szyję, jęknął i
uświadomił sobie, że dotrzymanie obietnicy, którą jej przed
momentem złożył, może być trudniejsze, niż sądził.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]