[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I spojrzał na mnie. Dziwnym spojrzeniem. W ogóle Santonix był dziwny. Nigdy nie
było jasne, co chce powiedzieć.
- Czy wiesz, dokąd zmierzasz, Mike? Masz jakieś rozeznanie? Czasami wydaje mi
się, że nie masz o tym bladego pojęcia.
- Oczywiście że wiem. Robię to, co chcę. Idę tam, dokąd chciałem iść.
- Czy aby na pewno? Mam wątpliwości. Naprawdę wiesz, czego chcesz, Mike? Boję
się Grety. Jest silniejsza od ciebie.
- Skąd ty to wszystko wiesz? Poza tym to nie jest kwestia siły.
- Naprawdę? Myślę, że jest. Greta to twarda sztuka, zawsze dopnie swego. Nie
chcesz, żeby tu siedziała. Sam to powiedziałeś. A ona siedzi. Obserwowałem je.
Jak sobie gawędzą, takie zadowolone, zżyte. A ty co, Mike? Obcy?
- O czym ty mówisz? Jaki obcy? Jestem mężem Ellie, tak czy nie?
- Ty jesteś mężem Ellie czy Ellie jest twoją żoną?
- Zwariowałeś! Co za różnica?
Westchnął. Nagle ramiona mu opadły, jakby uleciała z nich cała energia.
- Nie mogę do ciebie trafić. Sprawić, żebyś mnie usłyszał, zrozumiał. Czasami
myślę, że coś do ciebie dociera, czasami, że nic nie rozumiesz, nie rozumiesz
ani siebie, ani innych.
- Słuchaj, Santonix. Wiele zniosę od ciebie. Jesteś wspaniałym architektem, ale&
Twarz mu się zmieniła, przybrała dziwny wyraz.
- Tak. Jestem dobrym architektem. Ten dom to najlepsza rzecz, jaką zrobiłem.
Prawie, prawie mnie zadowala. Dom, jakiego chciałeś. Jakiego chciała Ellie. %7łeby
w nim z tobą mieszkać. Dostaliście go, ona i ty. Odeślij stąd tę kobietę, Mike,
odeślij, zanim będzie za pózno.
- Nie mogę robić przykrości Ellie.
- Tańczysz, jak ci tamta zagra.
- Posłuchaj. Nie lubię Grety. Denerwuje mnie. Wczoraj pożarliśmy się. Ale to
wszystko nie jest takie proste, jak myślisz.
- Z nią na pewno nie jest proste.
- Coś w tym jednak jest, w tej nazwie. W tej klątwie - powiedziałem ze złością.
- Cyganie wyskakują na nas zza krzaków, wygrażają nam pięściami, krzyczą, że
biada nam, jeśli się stąd nie wyniesiemy. Takie miejsce! Ma wszelkie dane po
temu, żeby było dobre i piękne.
Dziwne były te ostatnie słowa; jakby wypowiedział je ktoś inny, nie ja.
- Tak, ma wszelkie dane - powtórzył za mną Santonix. - Tak być powinno, ale być
nie może. Złe moce na to nie pozwolą.
- Przecież nie wierzysz chyba&
- Wierzę w różne niezwykłe rzeczy& Wiem coś niecoś o złych mocach. Naprawdę
nigdy nie wyczułeś, że ja sam mam w sobie coś ze złego ducha? Tak było ze mną
zawsze. Dlatego wiem, kiedy moce są blisko, chociaż nie zawsze potrafię
dokładnie je umiejscowić& Pragnę, żeby dom, który zbudowałem, był wolny od zła.
Rozumiesz? - W jego głosie zabrzmiała grozba. - Rozumiesz? To dla mnie ważne.
Nagle zmienił ton.
- Dajmy temu spokój. Zostawmy te bzdury. Chodzmy do Ellie.
Weszliśmy przez oszklone drzwi do bawialni. Ellie ogromnie się ucieszyła na
widok Santonixa.
Santonix przez cały wieczór zachowywał się normalnie. Skończył z komedianctwem,
był sobą, uroczy, na luzie. Zajmował się głównie Gretą, ją przede wszystkim
52
czarował. A potrafił czarować, jeśli chciał. Można by przysiąc, że jest pod
urokiem Grety, że ona mu się podoba i że on chce się jej podobać. To tylko
świadczyło o tym, co to za niebezpieczny człowiek. Jeszcze niejednego mogłem się
o nim dowiedzieć.
Greta była czuła nad podziw. Po prostu kwitła. Potrafiła zależnie od okazji albo
przytłumić swoją urodę, albo ją podkreślić. Tego wieczoru była piękna jak nigdy.
Uśmiechała się do Santonixa, wsłuchiwała w jego słowa jak zaklęta. Zastanawiałem
się, co się kryje za jego zachowaniem. Z Santonixem nic nigdy nie wiadomo. Ellie
zaproponowała mu, żeby został u nas kilka dni, ale on pokręcił głową. Musiał
jechać nazajutrz.
- Pracujesz nad czymś? Bardzo jesteś zajęty? Odparł, że nie, że właśnie wyszedł
ze szpitala.
- Jeszcze mnie sklecili. Ale to chyba już ostatni raz.
- Sklecili? Co tam z tobą robią?
- Wyciągają mi zepsutą krew i wstrzykują dobrą, świeżą i czerwoną.
- Och! - Ellie wstrząsnęła się lekko.
- Nie martw się, dziecino. Tobie to nie grozi.
- Ale dlaczego właśnie ciebie to spotkało? To okrutne.
- Nie, wcale nie okrutne. Słyszałem, jak śpiewałaś:
Dla radowania się i bólu
Człowiek urodził się na ziemi.
Jeśli to rozumiemy dobrze,
Bezpiecznie przez ten świat idziemy.
Ja idę bezpiecznie, bo wiem, po co tu jestem. A to o tobie, Ellie:
Każdego ranka, każdej nocy
Dla szczęśliwości ktoś się rodzi.
To właśnie o tobie.
- Chciałabym czuć się bezpiecznie - westchnęła Ellie.
- A nie czujesz się?
- Nie chcę, żeby mi grożono. Nie chcę, żeby rzucano na mnie klątwy.
- Mówisz o tej Cygance?
- Tak.
- Zapomnij o niej. Dziś wieczór zapomnij. Radujmy się. - Wzniósł kieliszek. -
Twoje zdrowie, Ellie! Sto lat! I za mnie, za szybki, miłosierny koniec. I za
Mike'a, za jego powodzenie! - Po chwili zwrócił się ku Grecie.
- I za mnie? - spytała Greta.
- I za panią& Za to, co panią czeka. Może sukces? - spytał zagadkowo, z ironią w
głosie.
Nazajutrz rano Santonix wyjechał.
- Przedziwny człowiek - pokręciła głową Ellie. - Trudno go zrozumieć.
- Ja nie rozumiem połowy z tego, co mówi - stwierdziłem.
- On wie różne rzeczy - rzekła Ellie z namysłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]