X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sten zaczekał, aż umilkły rozmowy. Wzniósł ramię, pół
- Wolny Vulcan.
Skinął na Buntowników, aby zaprowadzili Migów z powrotem przez przewody wentylacyjne na
ich własny teren, i zeskoczył ze skrzynek.
- I jak, Alex?
- Raczej nie jesteś Burnsem... ale to zadziała. Tak, to zadziała.
Mig patrzył sceptycznie na swoją broń. Nie wzbudzała i zbytniego zaufania. Zestaw rurek z
ołowiu i miedzi, zlutowanych razem. Odśrubował zatyczkę, wziął dwie tabletki tiosiarczaru sodu,
które wypadły mu na dłoń, wsadził broń z powrotem w ubranie i poszedł w dół korytarza.
Oddech... oddech:.. oddech... normalnie... jesteś w drodze, a aby poinformować swojego majstra
o małej awarii. Nie ma żadnego pośpiechu...
Dotknął brzęczyka przy drzwiach. Usłyszał odgłos kroków i majster nieoczekiwanie pojawił się
przed nim.
Wyglądał na zaskoczonego. Zapytał o coś, czego Mig nie a dosłyszał poprzez ryk w uszach, gdy
wyciągał broń i dotykał spustu. Poprzez wolframowe druty popłynął prąd elektryczny; druty
rozjarzyły się i spowodowały utworzenie się azotanu amonowego.
Azotan wystrzelił pojemnik z kwasem pruskim, który trafił prosto w szyję mężczyzny. Majster
zabulgotał i runął do tyłu.
Udało się. Mig rzucił broń gazową na pierś martwego technika i odszedł. Wyjął z kieszeni
kombinezonu kapsułkę z azotynem amylu i zgryzł ją - kompletując w ten sposób antidotum na kwas
pruski - otrzepał rękawice i zniknął w głębi korytarza.
Ida leniwie machnęła ręką i pokrywa robota otworzyła się. Popatrzyła do środka, na olbrzymi
deser na tacy.
- Robisz się gruba - powiedział Jorgensen.
- Poprawka. Ja nie robię się gruba. Ja jestem gruba. I mam zamiar jeszcze utyć.
Zaczęła pochłaniać megakaloryczną mieszankę, wpychając ją do ust jedną ręką, a drugą stukając
w klawisze komputera.
- Czy już wymazałaś tamte dane? - spytał Sten.
- Całe godziny temu.
- To co, do cholery, robisz teraz?
- Przypadkowo natrafiłam na zapis środków płynnych Kompanii. I jeżeli uda mi się podłączyć,
mogę przesłać, ile chcę, na jakiś rachunek gdziekolwiek.
- Taki, jak u Wolnych Kupców?
- To może... oops! - Jej dłoń fruwała nad klawiaturą, gdy odcinała dostęp do bazy danych. - Te
podejrzliwe dranie założyły ukryty szyfr bezpieczeństwa.
Sten zaczął coś mówić, potem obrócił się. Bet patrzyła na nich z zakłopotaniem.
- Co ona robi?
- Tworzy swój własny fundusz emerytalny - powiedział Sten.
- To zauważyłam - stwierdziła Bet z niesmakiem. - Myślę o tym wymazywaniu.
- Zaobserwowaliśmy, że służba bezpieczeństwa Kompanii prowadzi listy osób, sprawiających
kłopoty. Migów, którzy nie zostali jeszcze poddani praniu mózgu albo zlikwidowani. Ida
zlokalizowała te dane i wymazała je.
- Zrobiłam coś jeszcze lepszego - wtrąciła się Ida, wycierając ręce w wyciągnięty przez robota
ręcznik. - Dodałam jeszcze kod nakazujący zapominanie, tak więc każdy następny dodany plik
automatycznie nie zostanie zapisany.
Bet wyglądała na zaskoczoną. Ida obróciła się do pulpitu.
- No, spróbujmy jeszcze raz podejść do tych środków płynnych.
- Mówi Wolny Vulcan - szeptał głos z milionów głośników.
Przerażeni Technicy służby bezpieczeństwa usiłowali zlokalizować sygnał zródłowy. Ale dopóki
transmitowano go po kablu do stu różnych miejsc, raptownie zmienianych kilka razy na sekundę,
ich zadanie było beznadziejne.
- Zaczęło się. My, ludzie z Vulcana, zaczynamy wreszcie oddawać ciosy. Siedmiu urzędników
Kompanii zostało usuniętych dzisiaj z powodu swoich przestępstw przeciwko robotnikom,
popełnianych przez tyle lat. To jest początek. Na tym się nie skończy.
Sten rzucił się na krzesło i wziął narkopiwo. Wypił je i sięgnął po następne.
- Jakieś straty?
- Tylko jedna. Oddział Osiemnasty. Aącznik został po drodze zatrzymany przez patrol. Rutynowa
kontrola. Jego zabezpieczenie spanikowało i otworzyło ogień. Zabito wszystkich trzech.
- Potrzebne nam nazwisko tego człowieka - powiedział Doc. - Męczennicy są smarem dla
ludzkich rewolucji.
Sten wsadził nos w swoje piwo. Nie był jeszcze we właściwym nastroju.
- A oto idzie małe dziecko ulicy - powiedział z aprobatą Doc.
Sten, leżący obok misia w kanale powietrznym wysoko ponad Centrum dla Gości, spojrzał
uważnie przez lornetkę. W końcu znalazł Buntownika ubranego w kombinezon Miga,
przedzierającego się przez tłum cudzoziemców z innych planet.
- Wykąpałeś go, jak sądzę - stwierdził Doc. - Ma wyglądać jak mały aniołek, którego każdy
człowiek chciałby mieć tylko dla siebie.
Sten obrócił lornetkę na ścigających chłopca czterech Migów w mundurach strażników.
- Zwolnij trochę, mały - zamruczał Sten. - Zaczynasz ich gubić.
Tak jakby go słyszał, chłopak kręcił się bezcelowo przez parę sekund i "strażnicy" zdążyli dojść
do niego. Pałki szokowe podniosły się...
- No, tak - westchnął z zadowoleniem Doc. - Słyszę stąd bolesne krzyki małego. Co się dzieje?
- Mmmm... a oto są.
%7łeglarze wylewali się z baru, w którym młody Buntownik pozwolił się złapać.
- Czy są poruszeni do żywego?
Sten przyjrzał się dokładnie twarzom cudzoziemców przez lornetkę.
- Tak.
%7łeglarze zgromadzili się dookoła kotłującej się grupy. Jeden z nich wrzasnął coś o zbirach.
- Dawaj, dawaj - szeptał Sten. - Ruszajcie się.
Chłopak był lepszym aktorem niż czwórka dorosłych. Schylił się, ale wykręcił głowę i zatopił
zęby w nodze jednego z mężczyzn. Wielki strażnik wrzasnął i sięgnął swoją wstrząsową pałką.
Tego tylko było trzeba. Cudzoziemcy ruszyli natychmiast, łapiąc butelki i wybijając okna.
Czterech "strażników" złapało chłopca i zaczęło uciekać w stronę wyjścia.
Sten uderzył w jeden z klawiszy komputera obok i dzwonki alarmowe zaczęły brzęczeć.
- Powiedz mi, co się dzieje - niecierpliwił się Doc.
- Nasi ludzie opuścili kopułę. W porządku, teraz nadchodzi oddział szturmowy w szyku
uderzeniowym.
- A co robią żeglarze?
- Atakują.
- Doskonale. A teraz powinniśmy zobaczyć pierwszych dwóch czy trzech prawdziwych
strażników. Ktoś może spanikować i włączyć swoją pałkę szokową na pełną moc i... - Doc
uśmiechnął się anielsko.
- No jasne. Wzięli pierwszego oficera. Cholera!
- Rozumiem, że opowiadasz mi o tym, że moralnie poruszeni cudzoziemcy, będący świadkami
brutalnego znęcania się nad czarującym bezbronnym dzieckiem oraz zaatakowani przez zbirów,
reagują w najbardziej odpowiedni sposób, jaki jest możliwy.
- Powiedz mi jeszcze jedno, Sten. Czy oni zjadają strażników?
- Oni nie są kanibalami!
- Szkoda. To ten rodzaj ludzkiego zachowania, jakiego jeszcze nie miałem okazji obserwować na
własne oczy. Możesz kontynuować zadanie.
Sten wziął wąż, przecisnął go pomiędzy kratami i skierował strumień gazu powodującego
wymioty wprost do środka Centrum dla Gości, złapał Doca i szybko uciekli stamtąd. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.