[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy wykryła, że jest synem zwyczajnego drobnego
krawca z East Endu, rzuciła go, droga pani. Chcę
powiedzieć, że naprawdę nie lubię snobów, a pani?
W gruncie rzeczy Alex dziękował Bogu, że się od niej
uwolnił. Mówił, że chwilami naprawdę miał pietra...
uważa, że ona ma trochę nie po kolei. Jej napady
wściekłości!... Kochany Robinie, mówimy o twojej
cudownej Mądre. Co za szkoda, że nie mogła
przyjechać dziś wieczór. Ale cudowne jest mieć tu
panią Oliver. Wszystkie te wspaniałe morderstwa.
Jakiś starszy mężczyzna z głębokim basem złapał
panią Oliver za rękę i przytrzymał w gorącym,
lepkim uścisku.
- Jakże zdołam pani podziękować? - zaintonował
tonem głębokiej melancholii. - Uratowała mi pani
życie... uratowała mi pani życie wiele razy.
Potem wszyscy wyszli na świeże nocne powietrze i
przenieśli się Pod Aeb Kuca, gdzie czekały kolejne
drinki i dalsze rozmowy o teatrze.
Zanim pani Oliver i Robin wyruszyli do domu, pani
Oliver była dosyć wyczerpana. Oparła się o siedzenie
wozu
1 zamknęła oczy. Robin jednak nie milkł ani na
chwilę.
- ...i uważasz naprawdę, że to jest myśl, co? -
zakończył wreszcie.
- Co?
Pani Oliver gwałtownie otworzyła oczy.
Zapamiętała się w nostalgicznym marzeniu o domu.
Na ścianach egzotyczne kwiaty i liście. Stół z
surowego drewna, własna maszyna do pisania,
czarna kawa, wszędzie jabłka... Co za raj, co za
wspaniały raj samotności! Cóż za błąd ze strony
pisarki opuszczać swoją twierdzę intymności!
Pisarze to nieśmiałe, samotnicze istoty, kompensują
sobie brak towarzyskiego wyrobienia wymyślonym
przez siebie towarzystwem i rozmowami.
- Obawiam się, że jesteś zmęczona - powiedział
Rabin.
- Właściwie nie. Chodzi o to, że niezbyt jestem
towarzyska.
- Ja uwielbiam ludzi, a ty? - zapytał Robin radośnie.
- Nie - odpowiedziała zdecydowanie pani Oliver.
- Ależ musisz. Popatrz na tych wszystkich ludzi w
swoich książkach.
- To co innego. Uważam, że drzewa są milsze od
ludzi i nie tak męczące.
- Ja potrzebuję ludzi - powiedział Robin,
stwierdzając fakt oczywisty. - Stymulują mnie.
Podjechał pod furtkę Szczodrzeńców.
- Wejdz - powiedział. - Ja odstawię wóz.
Pani Oliver wydobyła się z wozu ze zwykłymi
trudnościami i ruszyła ścieżką.
- Drzwi są otwarte! - zawołał Robin.
Pani Oliver pchnęła je i weszła. Lampy były
pogaszone i uderzyło ją to jako niezbyt uprzejme ze
strony gospodyni. Ale może szło o oszczędności?
Bogaci ludzie często są oszczędni. W przedpokoju
unosił się zapach perfum, raczej egzotycznych i
drogich. Przez moment pani Oliver zastanowiła się,
czy jest we właściwym domu, po czym znalazła
kontakt i przekręciła.
Niski czworokątny przedpokój z dębowymi belkami
do sufitu zalało światło. Drzwi od bawialni otwarte
były na oścież i widać było za nimi czyjąś stopę i
nogę. Pani Upward, ostatecznie, jeszcze się nie
położyła. Musiała zasnąć w fotelu, a ponieważ
wszystkie światła były pogaszone, zapewne spała już
od dawna.
Pani Oliver podeszła do drzwi i zapaliła światło w
bawialni.
- Jesteśmy z powro... - zaczęła i urwała.
Dłoń uniosła się jej do gardła. Poczuła tam ciasny
supeł i wzbierający krzyk, którego nie mogła wydać.
Wydobyła z siebie szept:
- Robin... Robin...
Minęło trochę czasu, nim usłyszała, jak,
pogwizdując, nadchodzi ścieżką, a wtedy szybko
zawróciła i wybiegła mu na spotkanie do
przedpokoju.
- Nie wchodz tam... nie wchodz. Twoja matka... nie...
nie żyje... Chyba... została zabita...
ROZDZIAA OSIEMNASTY
I
Czysta robota - powiedział nadinspektor Spence.
Jego czerwona twarz wieśniaka była wściekła.
Spojrzał tam, gdzie poważnie słuchając, siedział
Herkules Poirot.
- Czysta i paskudna - stwierdził. - Została uduszona -
ciągnął. - Jedwabny szalik... jeden z jej własnych,
ten, w którym była tego dnia... po prostu owinięty
wokół szyi, końce skrzyżowane i zaciągnięte. Gładko,
szybko, skutecznie. Tak to robią dusiciele w Indiach.
Ofiara nie walczy ani nie krzyczy... ucisk na tętnicę
szyjną.
- Specjalna wiedza?
- Może być... ale nie musi. Kto ma zamiar to zrobić,
może przestudiować temat. Praktycznie bez trudu.
Szczególnie w wypadku ofiary, która nic nie
podejrzewa... a ona nic nie podejrzewała.
Poirot przytaknął skinieniem głowy.
- Ktoś, kogo znała.
- Tak, wypili razem kawę... filiżanka przed nią, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]