[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłość zamieniła się w niewolę.
ROZDZIAA SIÓDMY
Justin ochłonął z zaskoczenia, choć przyszło mu to z niemałym trudem.
Przyznał w duchu, że sam jest sobie winien. Zachował się jak mały chłopiec, a
raczej jak słoń w składzie porcelany, ale Melanie swoim sądem o małżeństwie
wprawiła go w osłupienie! Czuł się jak uczniak postawiony do kąta... nie
wiadomo za co. Mógł przemyśleć wszystko dokładniej - zanim wyrwał się z
oświadczynami jak Filip z konopi.
Melanie wielokrotnie dawała mu do zrozumienia, że nie chce żyć pod
niczyją kuratelą. Nie powinien lekceważyć tego, co powiedziała. A może sądzi,
że trzydziestosiedmioletni facet jest dla niej za stary& Nie powiedziała tego
wprost, żeby nie ranić jego uczuć. Czy dwanaście lat to taka straszna różnica
wieku? Przepaść pokoleniowa? To zależy& Melanie imponowała mu
wyjątkową dojrzałością, a nie młodym wiekiem, poza tym sama mówiła, że
obraca się wśród ludzi starszych od siebie. A jednak& Dwadzieścia pięć lat to
dużo mniej niż trzydzieści siedem. A może poczuła się zbyt "łatwa", może
zapragnęła, żeby się o nią starał, zalecał, żył w niepewności. Tak, to wydaje się
bardziej prawdopodobne.
Więc będzie czekał. Wszystko jedno, ile dni, miesięcy, lat, bo i tak nie ma
innego wyjścia. Niech tylko ta nieszczęsna wizyta w Villa Vicencias dojdzie do
skutku, wtedy&
Do diabła! Wtedy będzie musiał natychmiast wrócić do Buenos Aires i
stwierdzić, czy uda się jeszcze uratować kontrakt z Jorgem Villaneuvą. No, ale
potem mógłby polecieć do Stanów i porozmawiać z nią& O czym? Poprosić,
żeby zostawiła rodzinę, przyjaciół, sklep z upominkami i wyszła za niego za
mąż? %7łeby zamieszkała w Argentynie, żyła w jego cieniu i rodziła mu dzieci?
Rusz głową, stary. Melanie nie ma zamiaru wychodzić za mąż. Odkryłeś
nagłe, że nie możesz bez niej żyć? A to wcale nie znaczy, że ona nie może żyć bez
ciebie. Takie rzeczy zdarzają się milionom ludzi. Banalne zakończenie romansu.
Wykąpał się, wytarł szorstkim ręcznikiem, spojrzał z zadumą w lustro. A
więc nie udało mu się znalezć ani jednego powodu, dla którego panna
Montgomery miałaby powiedzieć "tak".
Kiedy wyszedł z łazienki, Melanie nie było w pokoju. Na równo
posłanym łóżku leżały ubrania wyjęte z plecaka - wszystkie w żałosnym stanie,
ale choć trochę czyściejsze od szmat, które przetrwały trzęsienie ziemi. Ubrał
się błyskawicznie i wybiegł na korytarz. Melanie nie było ani na korytarzu, ani
na dole przy wyjściu. Zatrząsł się ze złości. Czy ona ma dobrze w głowie? Po
tym wszystkim, co przeszli, jeszcze jej mało! Pewnie wybrała się na spacer -
odetchnąć świeżym powietrzem! Cholera jasna&
Natychmiast się uspokoił, gdy dostrzegł Melanie na ławce przed hotelem,
z małym chłopcem na kolanach. Malec wyglądał na cztery lata i głośno płakał.
- Och, Justin! Przetłumacz mi, co on mówi. I spójrz na jego nóżkę,
strasznie spuchnięta, nie wiadomo, czy nie jest złamana.
Justin ukucnął, wziął małego za brudną rączkę i zaczął łagodnie do niego
przemawiać. Okazało się, że Miguel nie wie, gdzie mieszka, zgubił matkę i jest
bardzo głodny.
Popatrzyli na ulicę przed hotelem. Gromady ludzi przemieszczały się w
obie strony. Jedni prowadzili rannych, inni przystawali z tobołami, jakby nie
wiedząc, co ze sobą zrobić. Niektórzy krążyli w tę i z powrotem, ale nikt nie
szukał małego dziecka.
- Zabierzemy chłopaka na śniadanie, a potem spróbujemy szczęścia w
szpitalu. Może go ktoś szukał.
Zresztą lekarz musi obejrzeć tę nogę.
Melanie nie pamiętała swojej pierwszej wizyty w szpitalu, który, jeszcze
bardziej zatłoczony niż poprzedniego dnia, zrobił na niej wstrząsające wrażenie.
Lekarz wytłumaczył im, że samo miasto ucierpiało w niewielkim stopniu, ale
rannych zwożono z odległych nawet okolic. Noga Miguela okazała się silnie
stłuczona, ale nie złamana. Jakaś kobieta, która przyprowadziła kulejącego
mężczyznę, rozpoznała chłopca i zawołała go po imieniu. Dziecko rzuciło się jej
na szyję i rozpłakało z radości. Kobieta okazała się ciotką małego, ale zgodziła
się nim zaopiekować do czasu, kiedy odnajdzie się jego matka.
- Wygląda na to, że przydałaby się panu każda pomoc - zwróciła się
Melanie do lekarza.
- O tak& - pokiwał siwą głową, wycierając pot z czoła. - Nie brakuje nam
tylko pacjentów. To maty szpital, trzeszczy w szwach, ale robimy, co w naszej
mocy.
- Gdybym mogła się do czegoś przydać& - Spojrzała na Justina. - Nie
masz nic przeciwko temu, prawda?
- Ależ skąd. Zostań w szpitalu, ja tymczasem rozejrzę się po mieście i
zorientuję, czy mamy szansę przedostać się na drugą stronę rzeki. Przyjdę po
ciebie wieczorem. Sam już nie wiem - zawiesił głos - czy tobie, czy mnie
spieszy siÄ™ bardziej do Villa Vicencias.
Chciała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle.
W czasie śniadania Justin nie powrócił do tematu porannej rozmowy,
choć czekała na to ze ściśniętym sercem. W porządku. Zrobił, co do niego
należało, złożył propozycję, ale nie miał zamiaru nalegać. Tak będzie lepiej,
przekonywała samą siebie.
Cały dzień spędziła w szpitalu. Wieczorem, zmęczona i obolała, odkryła
w łazience, że jedyne, czego może się nie obawiać, to ciąża. Przygoda jej życia
zbliżała się ku banalnemu końcowi, bez kłopotliwych konsekwencji& i bez
happy endu.
Justin zastał Melanie w pokoju hotelowym. Spała zwinięta w kłębek,
dziwnie rozpalona, z bolesnym wyrazem twarzy. Kiedy usiadł na brzegu łóżka,
otworzyła oczy.
- Płakałaś?
- Nie. Ale chce mi się wyć. Raz w miesiącu żałuję, że jestem kobietą.
Dopadło to mnie w szpitalu, niespodziewanie, dlatego nie czekałam już na
ciebie, przepraszam.
- Rozumiem. - Milczał przez chwilę. - To pewnie ze zmęczenia i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]