[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i pamięć, Rachel? PociÄ…gnij za spust. To jedyny pewny spo­
sób, żeby się przekonać. - Kopniakiem odepchnął na bok
kozetkÄ™ o cienkich nóżkach, zakoÅ„czonych czymÅ› w rodza­
ju kozich kopytek. Teraz Rachel chronił już tylko pistolet
i łzy spływające strużkami po policzkach.
Connor wyciągnął rękę i zacisnął palce na drżącej lufie,
przejmując ją z taką samą swobodą, z jaką kiedyś odebrał
z rÄ…k Rachel rozchybotanÄ… filiżankÄ™, nad którÄ… nie potra­
fiła zapanować.
Rachel oddała mu broń i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie jest naładowany, prawda?
- Przekonajmy siÄ™...
Przerazliwy huk zagłuszył jej pełen przerażenia okrzyk.
OdskoczyÅ‚a pod Å›cianÄ™ i oderwaÅ‚a rÄ™ce od twarzy, żeby za­
tkać sobie uszy. Zapach prochu drażniÅ‚ jej nozdrza. OsÅ‚u­
piała spojrzała na Connora, a następnie, podążając za jego
wzrokiem, popatrzyła na wspaniały kandelabr. Na jednej
Å›wiecy pozostaÅ‚ jedynie dymiÄ…cy knot. KrysztaÅ‚ki rozpra­
szające światło kołysały się na boki, unikając dzięki temu
zniszczenia, kiedy bryła sztukaterii nagle oderwała się od
sufitu i z głuchym łomotem wylądowała na dywanie.
Rachel lekko się wzdrygnęła.
- Celowałeś w tę świecę? - spytała szeptem, ponieważ
mówienie sprawiało jej trudność.
- Nie. Tylko w płomień.
Spojrzeli sobie w oczy. Connor uśmiechnął się, a potem
niedbałym ruchem odrzucił pistolet na pasiastą kozetkę.
- Po trzezwemu też bym tak potrafił - pochwalił się
z szelmowskim bÅ‚yskiem w oku. DotknÄ…Å‚ podbródka Ra­
chel, a potem jej policzka, delikatnie ścierając ślady łez. -
Obawiam się, że wciąż cierpię za błędy młodości. To jeden
z powodów, dla których nie przedstawiÅ‚em ciÄ™ mojemu na­
zbyt szczeremu dziadkowi. Uznałby za swój obowiązek ci
o nich opowiedzieć. A bałem się, że mnie opuścisz.
Joseph wsunął głowę przez uchylone drzwi i zajrzał do
środka. Wytrzeszczył oczy ze strachu. Odsunąwszy się od
Rachel, Connor powitał ogłupiałego ochmistrza pytającym
uniesieniem brwi.
- ProszÄ™ wybaczyć, milordzie, ale zdawaÅ‚o mi siÄ™, że sÅ‚y­
szałem eksplozję. Jakby wystrzał z pistoletu...
- Owszem, słyszałeś. Panna Meredith uważa, że różowy
salon ma trochę zbyt kobiecy styl. Dodajemy kilka męskich
akcentów... Każ podstawić powóz - zakończył rzeczowo,
biorąc z krzesła frak i wkładając go na siebie ze zmysłowo
nonszalanckÄ… swobodÄ….
Joseph przybrał komicznie zdumioną minę i dopiero po
chwili, otrząsnąwszy się nieco, poszedł spełnić polecenie
pana.
Connor patrzyÅ‚, jak ochmistrz siÄ™ oddala, po czym prze­
niósł wzrok na Rachel.
- Przykro mi, jeśli cię przestraszyłem. Chciałem dodać, że
nie miałem takiego zamiaru, ale bym skłamał. Chciałem cię
przestraszyć, z początku... - Uśmiechnął się kącikiem ust. -
Pewnie z ulgą się dowiesz, że już trochę doszedłem do siebie.
- Urwał, spoglądając na sufit, jakby oceniał zniszczenia.
- Rzeczywiście wyglądasz, jakbyś trochę wytrzezwiał -
przyznała Rachel cicho.
- Wojskowe przeszkolenie. %7Å‚oÅ‚nierz zazwyczaj odzysku­
je zdolności bojowe na widok wycelowanej w niego broni
i odgłosu wystrzału.
Zamilkł, pocierając czoło między brwiami.
- Chodz, odwiozę cię do domu - rzekł spokojnie.
Podczas niedługiej podróży ulicami do Beaulieu Gardens
Rachel parokrotnie zerkaÅ‚a na Connora z nadziejÄ…, że wciÄ…g­
nie go w rozmowę. Sprawiał wrażenie, jakby specjalnie unikał
jej wzroku. Skulony w kÄ…cie powozu naprzeciwko niej, wpa­
trywaÅ‚ siÄ™ w ciemność. Rachel domyÅ›liÅ‚a siÄ™, że musi być oko­
ło północy, bo ulice świeciły pustkami. %7ładnych nawoływań
stróżów, żadnych włóczÄ™gów dobijajÄ…cych siÄ™ do drzwi powo­
zu, żeby wyżebrać parÄ™ miedziaków, jedynie kilka innych po­
jazdów, wiozących do domu różnych nocnych marków.
Rachel uniosła skórzaną roletę zasłaniającą okno po jej
stronie i wyjrzała przez okno. Za minutę lub dwie miała się
znalezć w domu. Connor zatrzyma powóz, pomoże jej wy­
siąść. .. i już nigdy go nie zobaczy.
Naprawdę chciała się z nim spotkać nazajutrz, żeby
przeprosić, podziękować i powiedzieć mu wiele rzeczy, ale
czuła, że on będzie tego unikał. Wiedziała to tak samo, jak
wcześniej była pewna, że Sam Smith ryzykował życie, by jej
pomóc i chronić reputację jej rodziny.
Powóz zaczÄ…Å‚ zwalniać. Connor poruszyÅ‚ siÄ™, jakby czu­
jąc, że dotarli już na miejsce.
Rachel zÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce na kolanach i spojrzaÅ‚a na jego uro­
dziwy profil przez ciemne wnętrze powozu.
- Zobaczymy siÄ™ jutro? - spytaÅ‚a, choć znaÅ‚a odpo­
wiedz.
-Nie.
Pokiwała głową, przygryzając wargę. Mając świadomość,
że to, co proponuje, jest wysoce niestosowne, zapytaÅ‚a zdu­
szonym głosem:
- Wejdziesz ze mnÄ… do domu, żebym mogÅ‚a ci powie­
dzieć to, co muszę powiedzieć?
-Nie.
- W takim razie czy mogę ci zająć jeszcze parę minut
i powiedzieć to teraz? Proszę.
. Connor wreszcie na niÄ… spojrzaÅ‚. Bardzo chciaÅ‚a zoba­
czyć wyraz jego oczu, ale było to niemożliwe, bo twarz miał
ukrytą w głębokim cieniu.
- Co chcesz mi powiedzieć, Rachel? %7łe jest ci przykro,
wstyd i %7łe jesteś mi wdzięczna? Ja to wiem. - Pochylił się
do przodu, opierajÄ…c Å‚okcie na kolanach i wsuwajÄ…c rozpo­
starte palce we wÅ‚osy. - JeÅ›li to ci pomoże uspokoić sumie­
nie, to ja czuję się tak samo. Przykro mi, że kiedyś chciałem
zataić przed tobÄ… swojÄ… przeszÅ‚ość. WstydzÄ™ siÄ™, że chcia­
łem cię zwabić do swego łóżka, i jestem ci wdzięczny, iż
przywołałaś mnie do porządku, celując we mnie z pistoletu,
zanim dopuściłem się czegoś, z czego żadne z nas już nigdy
by się nie otrząsnęło. Idz do domu. A jutro wracaj do Win-
drush, do swoich rodziców.
- Windrush należy do ciebie.
- Dałem ci je. Oddałem ci akt własności w obecności
świadków. Nie chcę go.
- Nie mogę go wziąć - wyznała, z trudem wstrzymując
łzy. - Zostawiłam dokument na twoim stole. - Sięgnęła do
klamki, chcąc odejść, zanim zostanie odprawiona.
- Tak bardzo pragnęłaś odzyskać Windrush, że byłaś
gotowa zaryzykować więzienie. A teraz nagle rezygnujesz?
A co z Isabel i jej synem?
Rachel odwróciła się gwałtownie, rozpaczliwym gestem
ocierajÄ…c Å‚zy z oczu.
- Co powiedziałeś?
- Słyszałaś. Myślę, że chciałaś mieć Windrush dla Isabel
i jej syna.
Rachel zamarło serce.
- Tak - przyznała, siląc się na spokój. - Po ślubie June,
a potem Syłvie, kiedyś w przyszłości, gdy nie będzie już
trzeba tak się martwić o wymogi etykiety, gdy nie będzie
na Å›wiecie moich rodziców i bÄ™dÄ™ bardzo samotna... byÅ‚o­
by miło zamieszkać z Isabel i moim siostrzeńcem. Wiem,
że być może nigdy do tego nie dojdzie, ale czasami tak
sobie o tym marzÄ™. - Po dÅ‚uższej chwili dodaÅ‚a: - Ciot­
ka Florence podupadła na zdrowiu, jest już stara i prawie
niewidoma, a Isabel nie ma nikogo bliskiego w Yorku. Ma
dwadzieścia cztery łata i żyje jak samotnica, ale nigdy się
nie skarży. - Pochyliła głowę. - Kto ci o tym powiedział?
Mój ojciec? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl