[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wtedy, gdy tutaj przyjechaliśmy. Musimy mu podarować spokój do końca tego wieczoru.
Musimy. A przynajmniej ja muszę.
Alleyne pomyślał, że najchętniej by się w tej chwili zastrzelił. Bez słowa podał jej ramię.
Wprawdzie bal wyprawiono z okazji jej zamążpójścia, Rachel jednak nie spodziewała się
przemówień i toastów podczas kolacji, a także wielkiego weselnego tortu. Wspólnie z
Jonathanem musieli go pokroić i przejść od stołu do stołu, częstując wszystkich gości.
Uśmiechała się przez cały czas i czuła, że robi się jej słabo. Powinna była trochę pomyśleć,
zanim zgodziła się na ten plan.
Okazało się, że najgorsze jeszcze przed nimi. Po rozdaniu tortu Rachel z Jonathanem
w końcu usiedli. W jadalni panował gwar podniecenia. Goście niecierpliwie czekali na powrót
do sali balowej na ostatnie kilka tur. Nieoczekiwanie baron Weston wstał i gestem poprosił o
ciszę. Wszyscy niemal natychmiast umilkli.
- Uważam za stosowne ogłosić to publicznie teraz, choć zamierzałem powiedzieć o tym
mojej siostrzenicy i jej mężowi jutro na osobności - przemówił. -W jakimś sensie dotyczy to
przecież całej okolicy. Wszyscy zapewne wiedzą, że jestem ostatnim męskim potomkiem mojej
linii rodu. Wraz z moją śmiercią ród i tytuł wygaśnie. Na szczęście fortuna i majątek nie
podlegają majoratowi i mogę nimi dysponować wedle mej woli. Długo zastanawiałem się, czy
nie zostawić ich dalekiemu kuzynowi ze strony matki, choć on mieszka w Irlandii i widziałem
go zaledwie dwa czy trzy razy w życiu. Zawsze zamierzałem zostawić znaczną część fortuny
mojej siostrzenicy, Rachel, ponieważ jest moją najbliższą krewną. Podczas minionych kilku
tygodni poznałem ją bliżej i mocno pokochałem. Poznałem też jej męża, sir Jonathana Smitha,
rozsądnego, godnego zaufania człowieka, najwyrazniej głęboko przywiązanego do ziemi.
Poczyniłem kroki, by jutro zmienić mój testament. Gdy mój żywot dobiegnie końca, wszystkie
moje dobra odziedziczy Rachel.
Nie słyszała ożywionego gwaru i oklasków, które rozległy się po tej przemowie.
Zaszumiało jej w uszach, poczuła chłód na twarzy, gdy cała krew odpłynęła jej z głowy.
Uświadomiła sobie, że za chwilę zemdleje. Pochyliła głowę i zakryła twarz rękami. Jonathan
położył jej na szyi chłodną dłoń. Odetchnęła głęboko kilka razy. Gdy uniosła głowę, wuj stał
koło niej. Wstała i uścisnęła go w milczeniu. Goście zaszemrali z aprobatą i znów zaczęli
klaskać.
- Rachel, to mi sprawi ogromną radość - powiedział. Odsunął ją nieco od siebie i
uśmiechnął się do niej rozpromieniony. - Będę najszczęśliwszym z ludzi.
- Nie chcę, żebyś u...u...umarł. -Jęknęła. Objęła go za szyję i ukryła twarz na jego
ramieniu.
Nagle sama zapragnęła umrzeć. Tak po prostu umrzeć. Pózniej nie była w stanie pojąć,
117
jak udało się jej przetrwać resztę wieczoru. Uśmiechała się, rozmawiała i śmiała z gośćmi,
omijając z daleka znajome osoby. Skupiła się na tym, by wyglądać na rozpromienioną młodą
małżonkę. Nie bez powodzenia. Dzięki Bogu. W ogólnym zamieszaniu, które nastąpiło po
odjezdzie gości, Rachel uciekła i zamknęła się w swojej sypialni. Zapomniała jednak o tym jak
bezceremonialne potrafią być jej przyjaciółki. Już po kilku minutach stłoczyły się w jej
gotowalni. Bridget, Flossie, Geraldine i Phyllis. A także sierżant Strickland, który stanął w
przejściu do gotowalni Jonathana, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- No, Rache, teraz naprawdę znalazłaś się w opałach - odezwała się Geraldine.
- Dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero przed chwilą, bo wyszliśmy na dwór -
powiedział sierżant i się zaczerwienił. - Znaczy się Geraldine i ja. Poszliśmy popatrzeć na
konie.
- Will, przecież myśmy tańczyli - sprostowała Geraldine. - I się całowaliśmy. A potem
wróciliśmy do domu i Phyll nam powiedziała.
- Kochanie, chyba lepiej będzie, jeśli stąd wyjedziemy - odezwała się Bridget.
- Wyjedziemy? - Phyllis wydawała się oszołomiona. - Wyjedziemy, Bridge? A kto będzie
gotował panu baronowi?
- Przyjechałam tu, by poprosić o mój spadek - powiedziała Rachel. -Wszystko
wydawało się takie proste. Miałam udawać, że wyszłam za mąż. Przyjechałam tu z moim
domniemanym mężem, by przekonać wuja Richarda, że może mi zaufać i powierzyć klejnoty
matki. Rozpaczliwie pragnęłam pomóc wam w odnalezieniu Nigela Crawleya i zwrócić wam
wszystko, co ukradł. A teraz... nie mogę tego zrobić. Musimy...
- Chwileczkę, Rachel - Flossie uciszyła ją gestem. - O co chodzi z tym zwracaniem?
Chciałaś nam oddać to, co wziął Crawley? Przecież on cię wykorzystał i okradł tak samo jak
nas. Czyś ty oszalała?
- Gdyby nie ja, nigdy byście go nie spotkały - odparła Rachel.
- Rachel, kochanie, nawet by się nam nie śniło, by wziąć od ciebie jakieś pieniądze.
Planowałyśmy tylko pożyczkę na pokrycie kosztów podróży, którą zresztą byśmy ci wkrótce
oddały.
- Zwięta racja - oznajmiła Geraldine, biorąc się pod boki. - W głowie ci się pomieszało?
Przecież to nie ty nas okradłaś.
Phyllis podbiegła do Rachel i mocno ją uścisnęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl