[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu się należy. I to właśnie czyni ją dostojną i świętą.
 Doprawdy, nie wieóiałem dotąd jeszcze, że sprawiedliwość jest tak przeraznie
ohydną!  zawołał drogi mój mistrz.  Ta koncepcja, iż spłaca ona dług kary skazanemu,
nie ma sobie równej co do óikości i szatańskiej przewrotności. Nie ma w niej tedy zgoła
nic prócz średniowiecznej, zwierzęcej, barbarzyńskiej zemsty silniejszego nad słabszym.
 Księże dobroóieju  sprzeciwił się wozny  nie znasz tedy sprawiedliwości.
Wymierza ona ciosy bez gniewu i nie czuła nienawiści dla owej óiewczyny, którą powie-
szono przed kwadransem dopiero.
 Coraz to lepiej!  zawołał drogi mistrz mój.  Wolałbym tysiąc razy, gdyby
sęóiowie wyznali otwarcie, że karzą winnych z czystej konieczności, dla odstraszającego
przykładu innych. W takim razie pełniliby rzecz użyteczną, powolni warunkom swego
wieku. Jeśli jednak twieróą, że odbierając życie winnemu spłacają mu jeno należność,
to otwiera się przed nami piekło szaleńczej ułudy, w które pęói fałszywe rozumowanie
onych luói, niewinnych w gruncie, gdyż pełnią oni to, co uważają za swój obowiązek. Ta
zasada napełnia mnie niewysłowionym wstrętem.
Przypominam sobie teraz, że ustalona została ona przez pewnego zdolnego filozofa,
nazwiskiem Menardus. Twierói on, że nie karać winowajcy znaczy tyle, co pozbawiać
go w sposób przewrotny prawa odpokutowania występku. Powieóiał on, że sęóiowie
ateńscy, każąc wypić kielich cykuty Sokratesowi, przyczynili się walnie do oczyszczenia
z grzechów duszy tego mędrca. To są straszliwe, przerazne mrzonki! Pragnę gorąco, by
sprawiedliwość karząca była mniej subtelną i filozoficzną.
Zasada zemsty, stosowana częściej do kar wymierzanych zbrodniarzom, jest mimo
swej wnętrznej nikczemności i zła dużo mniej straszna w skutkach od owej szaleńczej
cnoty filozofów-morderców. PoznaÅ‚em w Séez pewnego poczciwca o pogodnym uspo-
sobieniu, pełnego jowialności, który wieczorami brał wnuki na kolana i opowiadał im
Zemsta
historyjki. Wiódł żywot przykładny, przystępował do świętych sakramentów i dumny
był z wypróbowanej uczciwości w handlu zbożem, który prowaóił od lat sześćóiesięciu
czy dłużej nawet. Przydarzyło się pewnego dnia, że służąca skradła mu kilka dublonów,
kilka pięknych dukatonów prosto z mennicy i inne jeszcze złote monety, które trzy-
mał w puzderku na dnie szuflady, radując się ich widokiem. Zauważywszy stratę, wniósł
skargę do sądu, po czym służącą przyaresztowano, przesłuchano, osąóono, skazano i po-
wieszono. Poczciwiec, znający zakres swych praw, zażądał skóry złoóiejki, a gdy mu ją
dano, kazał sobie zrobić rajtuzy. Często bił się prętem po pośladkach i wykrzykiwał:  A
ty szelmo! A ty Å‚ajdaczko! òiewczyna zabraÅ‚a mu zÅ‚oto, on jej tedy zabraÅ‚ skórÄ™ i zemÅ›ciÅ‚
anatole france Poglądy księóa Hieronima Coignarda 61
się po prostu, bez filozofii, z całą prostotą i uczciwością óikiego zwierzęcia. Nie sąóił, iż
spełnia obowiązek szczytny, waląc się radośnie po bokach, obciągniętych luóką skórą.
Należałoby zgoóić się, że wieszając winowajcę spełnia się akt ostrożności, służący za
postrach innym, a porzucić raz na zawsze zbrodniczą formułę wymierzania każdemu, co
mu siÄ™ należy. Prawóiwa filozofia poucza, że prócz życia nic siÄ™ nie należy nikomu. òi-
kim i szatańskim mistycyzmem nazwać trzeba teorię ekspiacji, przysługującej winnemu,
Siła, Przemoc
gorszym zaprawdę od otwartego gwałtu lub zwyczajnego gniewu. Karanie złoóiei ma
swe zródło w przemocy, nie zaś w filozofii, gdyż ona poucza nas, wprost przeciwnie, że
wszystko, co posiadamy, zostało zagarnięte gwałtem lub podstępem.
Nierzadko zdarza się też, że sprawiedliwość i sęóiowanie pochwalają rabunek doko-
nany na obywatelach, o ile tylko rozbójnik jest potężny. Nie ma na przykład nic przeciw
temu prawo, by król zabierał nam naczynia srebrne i ozdoby, gdy mu przyjóie ochota
wojować.
Za Ludwika XIV, nazywanego Wielkim, rekwizycje doprowaóono do tego stopnia,
że odpruwano sznury od firanek łóżka, by wysnuć z nich nić złotą, wmieszaną w tka-
ninę. Król ten zagarniał mienie osób prywatnych i skarby Kościoła. Za czasów, kiedy
przebywałem w celach duchownego doskonalenia się w kościele Matki Boskiej Radosnej
w Pikardii, uskarżał się przede mną gorzko pewien stary zakrystian, iż nieboszczyk król
zrabował i stopił wszystkie złote i srebrne naczynia kościelne, a nie uszanował nawet zło-
tych piersi księżny Palatynatu, złożonych jako wotum po cudownym uleczeniu z raka.
Sprawiedliwość óielnie sekundowała wówczas królowi w rekwizycjach i karała surowo
tych, którzy ukryli po kilka sztuk złota przed pazurami królewskich komisarzy. Widocz-
nie prawo nie uważało wówczas własności prywatnej za taką przynależność obywateli, by
niemożliwym i niesprawiedliwym było pozbawianie ich tejże.
 Przezacny księże  powieóiał wozny  komisarze óiałali imieniem Króla Je- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl