[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Powiedziałeś, że to moja wina. - Oderwałam wzrok od telewizora i spojrzałam na Naganiacza.
- Co to znaczy?
- Nie zrozumiałabyś tego. - Dzwignął się na nogi i wskazał magiczny krąg. - Chroń to za wszelką
cenę, Tropicielko. Nie tylko ze względu na matkę, ale też ze względu na sam kamień. Kawałki
Labiryntu to odpryski prawdopodobieństwa. Nie ma nic grozniejszego niż  być może".
Wzięłam dysk do ręki. Był ciepły. Pulsował. Przycisnęłam go do piersi. Myślałam o matce -
chciałam zobaczyć więcej. Desperacko tego pragnęłam.Nic się nie wydarzyło. Naganiacz odwrócił
się ode mnie i podszedł do telewizora. Wbił wzrok w ekran.
Przyłożyłam sobie kamień do policzka, po czym schowałam go do kieszeni. Wyjęłam komórkę i
wystukałam nu-mer Granta. Odebrał po drugim dzwonku.
- Maxine - wydyszał.
- Nic mi nie jest - zapewniłam świadoma tego, że Naganiacz się przysłuchuje. - A tobie?
Wolno wypuściłam powietrze z płuc.Siedzimy w samochodzie. Byron, ja, Jack. Jedziemy do domu.
- Jakieś kłopoty?
- Tylko z tobą. Jesteś bezpieczna?
- Na ile to możliwe. Przyjeżdżajcie.
- Trzymaj się - powiedział, a w tle usłyszałam jakiś półprzytomny, młodszy głos. - Zaraz
będziemy na miejscu.
Skończyliśmy rozmowę. Zorientowałam się, że Naganiacz patrzy na mnie, a nie na ekran.
- Co? - zapytałam.
Na czole pojawiła mu się słaba zmarszczka.
- Twój facet. Kim on jest?
- Daruj sobie.
- To proste pytanie.
- Nie. - Nachyliłam się i spojrzałam mu prosto w oczy. - Zrób mu krzywdę, nawet na niego
popatrz nie tak, a nogi ci z dupy powyrywam.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- I co, zatłuczesz mnie nimi na śmierć?
- Chłopcy się tym zajmą.
Naganiacz uśmiechnął się odrobinę szerzej.
Sięgnęłam pod płaszcz. Wymacałam noże matki. Naganiacz stanął do mnie plecami i spojrzał w
telewizor. Kim on jest?
Wodospad ciężkich włosów spadałmu na ramiona. Nie rozluzniłam się. Wstałam, podeszłam do
niego. Zerknęłam kątem oka. Spoważniał, posmutniał. Była w nim teraz jakaś głębia, przenikliwość.
I bezradność, na której widok zapomniałam o tych wszystkich pełnych nienawiści słowach i
wspomnieniach, o uprzedzeniach. Naganiacz naro-dził się na nowo w mojej głowie. Nadal jednak
nie potrafiłam go do końca rozgryzć.
- Chciałbyś pomóc tym ludziom - zauważyłam. -Chciałbyś tam być.
- A nawet jeśli? - Dumnie spojrzał na mnie z góry. -Zrobiłabyś to, gdybyśmogła?
- Pojechała tam? - Zawahałam się.
Myślałam o Grancie i Jacku. O Byronie. O Ahsen krążącej na wolności. Naganiacz z odrazą
pokręcił głową.
- To nie takie proste - broniłam się. - Jestem potrzebna tu i teraz.
- A tam nie? - Wpatrywał się we mnie uważnie. - Skąd to wiesz, Tropicielko? Ilu ludzi musi
umrzeć, zanim nadejdzie koniec świata? Jedna? Tysiąc? A może pora przyjdzie dopiero, gdy
przestanie bić ostatnie serce?
- Nie - odpowiedziałam ponuro. - Ale ja jestem tylko jedna.
78
- Ach - odparł. - Jak rozumiem, jedna osoba nigdy się na nic nie zdała, co, Tropicielko? Ostatnia
Strażniczko
samotnego, zniewolonego świata?
Wpatrywałam się w niego rozdarta. Po chwili wyciągnął do mnie rękę.
Na ich miejscu wpadłabym w popłoch.Znów pomyślałam o Grancie i Byronie. O Jacku. Jadą tutaj.
Spodziewają się mnie tu zastać. Będą się martwić. Mina Naganiacza stwardniała. Zaczął cofać rękę.
Złapałam go za przegub i mocno zacisnęłam palce. Patrzyłam
mu prosto w oczy. Nie puściłam. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Granta.
- Zamiana planów - powiedziałam.
dymu. Dobiegał mnie płacz dzieci. Wypatrzyłam przed sobą rumowisko. Dusiłam się od kurzu,
gryzącego smrodu Po drugiej stronie kuli ziemskiej panowała noc. Słyszałam krzyki. Widziałam
błyski latarek. Czułam zapach krwi i jelit opró
przewróciłam. Wszystko mnie bolało.żnionych w chwili śmierci. Chłopcy oderwali się od mojego
ciała, polecieli na ziemię; omal się nie Usłyszałam jęk jakiejś kobiety. Ruszyłam za tym dzwiękiem,
doprowadził mnie do stery kamieni i kabli. Zwietnie Naganiacz stał przy mnie. Postanowiłam nie
marnować czasu na zadawanie mu pytań, podobnie jak chłopcy. widziałam w ciemnościach
- lepiej niż ludzie. Zobaczyłam drgającą dłoń.
Pstryknęłam palcami. Zee i Raw zaczęli rozgrzeby-wać gruz. Aaz przemknął obok nich, węsząc
niczym mały smok. Poszłam za nim, potykając się. Gdy zabrał się do kopania, bez słowa dołączyłam
do niego. Dek z Malem zsunęli mi się z ramion i zniknęli w szczelinach zbyt małych dla moich dłoni.
Chrzęst miażdżonych kamieni. Ich szczęki przeżuwały i mieliły. W kilka chwil zrobili sporą dziurę.
Na ślepo sięgnęłam w głąb i pomacałam ziemię. Trafiłam na coś miękkiego - wypchaną zabawkę
- a potem na małą dłoń.Pociągnęłam delikatnie. Aaz zniknął w cieniu, by od dołu pomóc dziecku
się oswobodzić.
czeluści szmacianą lalkę. Pstre gałgankowe ramię tkwiło mu między ostrymi zębami. Podałam
dziewczynce lalkę i Mała dziewczynka. Wzięłam ją na ręce. Zakasłała, rozpłakała się. Ukołysałam
ją na kolanach. Mai wyciągnął z wstałam. Naganiacz wpatrywał się we mnie intensywnie. Nie
potrafiłam rozszyfrować jego miny.
Znalazłam małej bezpieczne miejsce i zostawiłam ją tam skuloną, z lalką w objęciach. Nie
chciałam od niej od- chodzić, ale spod kamiennych zwałowisk dochodziły mnie głosy, młode głosy.
Pobiegłam w ich stronę. Chłopcy deptali mi po piętach. Było ciemno i tak niewiele osób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl