[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziwić. Siedząc w plastykowym foteliku i przerzucając jakiś stary magazyn, prezentował się
doskonale. W Sweetwater rzadko kiedy pojawiał się ktoś nowy, wiec obecność obcego
mę\czyzny, i to tak przystojnego, musiała wywrzeć na recepcjonistce du\e wra\enie. Georgia
była przekonana, \e Flora błyskawicznie puści w obieg wszystko, czego się tylko dowie.
- Kto to jest? - zapytała po chwili prawie szeptem.
- Jackson... to znaczy mój znajomy - obojętnym tonem odparła Georgia. - Przeje\d\ał w pobli\u
i... postanowił nas odwiedzić.
Flora przyjęła to wyjaśnienie z wyraznym sceptycyzmem. Kiedy na jej biurku odezwał się
telefon, szybko załatwiła rozmówcę i wróciła do przerwanego indagowania.
- W samą porę. Miło, \e pomógł w potrzebie. I przywiózł cię tutaj... Zamierza dłu\ej zostać?
- Nie sądzę - odrzekła Georgia.
Recepcjonistka ju\ miała zadać następne pytanie, gdy w drzwiach gabinetu lekarskiego staneła
właśnie doktor Sarah Oakely.
Mam szczęście, pomyślała Georgia, oddychając z ulgą.
Lubiła Sarah Oakely i, co więcej, miała dla niej wiele szacunku. Poznały się kilka lat temu i
zaprzyjazniły, mimo \e tryb ich pracy i inne obowiązki nie pozwalały na częste spotkania.
Doktor Oakely była osobą kompetentną i bardzo konkretną. Z miejsca zajęła się pacjentką.
- Wskakuj na stół, ślicznotko - powiedziała z humorem do Georgii. - Ho, ho, ale jesteś
wystrojona. Jak na inwalidkę, wyglądasz doskonale.
- Piękne dzięki - mruknęła Georgia, wdrapując się na stół.
Sarah zsunęła lewy pantofel pacjentki, ujęła w ręce jej nogę i zaczęła nią poruszać, po uprzednim
dokładnym obejrzeniu kolana.
- Mów, kim jest ten przystojniak siedzący w poczekalni - z miejsca za\ądała wyjaśnień.
- Auu! Boli! - jęknęła Georgia, gdy lekarka zbyt silnie obróciła chorą nogę. - Nie wiem, o kim
mówisz - mruknęła z niechęcią.
- O tym potę\nie zbudowanym facecie z ponurą miną.
- Sarah delikatnie poło\yła badaną nogę na stole i dotknęła rzepki.
- Aha, on. To mój dzisiejszy kierowca. Nie ma o czym mówić.
Lekarka roześmiała się głośno. Obciągnęła spódnicę Georgii, zakrywając jej nogi.
- Skoro tak twierdzisz... Gdybym zmierzyła ci teraz ciśnienie, okazałoby się, \e jest gigantyczne.
- Sarah, daj spokój. - Georgia usiadła na stole i potrząsnęła głową. - To jest... po prostu... jeden
facet. Starszy brat narzeczonego mojej siostry. Czy wystarczy ci takie wyjaśnienie?
- A tobie wystarcza? Georgia przewróciła oczyma.
- Co z moją nogą, pani doktor?
- Wygląda na to, \e naciągnęłaś sobie ścięgna. Na szczęście, noga nie jest ani złamana, ani
zwichnięta. Przez kilka dni stosuj naprzemiennie zimne okłady i ciepłe kapiele. Trzymaj wysoko
nogę. I na noc zdejmuj elastyczny banda\, który ci teraz zakładam - zaleciła lekarka. - Jeśli
chcesz, mo\esz wypo\yczyć od nas tę laskę o regulowanej wysokości - dodała, demonstrując
paskudny, metalowy przyrząd. - I jeśli zajdzie coś nowego, zwłaszcza w odniesieniu do twojego
nowego szofera, to bądz uprzejma dać mi znać. Natychmiast, bez względu na porę dnia czy nocy
- dodała z szelmowskim uśmieszkiem.
- Dzięki, pani doktor - mruknęła Georgia.
Gdy tylko znalazła się w poczekalni, Jackson z miejsca wziął ją na ręce. Zerkając przez ramię,
Georgia zdą\yła jeszcze dostrzec promienny uśmiech na twarzy recepcjonistki. Jedną ręką Flora
machała na po\egnanie, a drugą chwytała skwapliwie za słuchawkę.
- Dokąd teraz jedziemy? - zapytał Jackson, kiedy wraz z Georgią znalezli się ponownie w
furgonetce.
Spojrzała z westchnieniem na zegarek. Wiedziała doskonale, \e za pięć minut wszyscy w
mieście zaczną rozglądać się za towarzyszącym jej przystojnym nieznajomym. W Sweetwater
stanowił nie byle jaką sensację. Georgia nie miała ochoty odpowiadać na \adne dotyczące go
pytania.
Było, na szczęście, jedno bezpieczne miejsce, w którym przynajmniej na chwilę mogli się ukryć.
Jej własny ukochany sklep.
- Chciałabym wpaść na chwilę do firmy - odparła. - Zastępuje mnie Maria i pewnie wszystko jest
w porządku, ale skoro ju\ przyjechałam do miasta, chętnie do niej zajrzę. To nie potrwa długo -
uspokajała Jacksona.
- Mnie się nie spieszy - odparł. Uruchomił silnik i, zgodnie ze wskazówkami Georgii, ruszył
przed siebie szeroką, główną ulicą miasta. - Szczerze powiedziawszy, mam ochotę obejrzeć twój
sklep - dorzucił.
Oświadczenie to trochę zdeprymowało Georgię. Jackson wiedział ju\ wprawdzie, \e nie stanowi
zagro\enia dla jego ukochanego brata, ale to wcale nie oznaczało, \e doceni jej handlowe
umiejętności.
Ze swego sklepu była niezwykle dumna. Prawie ka\dy, kto tu przychodził, uwa\ał to miejsce za
niezwykłe. Wiele godzin poświęcała na urządzanie ekspozycji, tworząc kombinacje cennych
antyków i interesujących, choć bezwartościowych staroci.
W sklepie nigdy nie było tłoku. Nawet w lecie, gdy po ulicach miasta przechadzali się turyści,
chcąc odkryć uroki Sweetwater, uznawanego w wielu przewodnikach za świetnie zachowany
fragment pierwotnego Starego Zachodu. We wnętrzu sklepu, nawet w najgorętsze dni lata,
zawsze panowały miły półmrok, spokój i chłód. Georgia lubiła siadywać na werandzie za du\ym
kontuarem z oszkloną witryną, w której znajdowało się sporo pięknej starej bi\uterii i innych
drobnych przedmiotów, wynalezionych podczas gara\owych wyprzeda\y. Długie, ciągnące się
leniwie popołudnia stanowiły dla Georgii doskonałą okazję do zajmowania się pisaniem.
Wówczas bardzo chwaliła sobie umo\liwiający skupienie klientów.
Jackson nie miał pojęcia o tym, \e jest autorką dwóch dotychczas wydanych powieści
kryminalnych, publikowanych pod nazwiskiem M. G. Price. Georgia było to drugie imię.
Pierwsze, Mildred, trzymała w sekrecie. W ogóle zale\ało jej na tym, aby zachować w tajemnicy
swą pisarską działalność. Chciała pozostać anonimowa. Price było nazwiskiem na tyle
popularnym, \e nawet w Sweetwater, gdzie wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich, nikt nie
podejrzewał Georgii o \aden związek z twórcą wydanych powieści ani nie uto\samiał z samą
autorką.
Zaliczka, którą otrzymała od wydawcy na drugą ksią\kę, dopiero co opublikowaną, była
skromna i w \adnym razie nie pozwalała pisarce na rzucenie podstawowego zajęcia. Jej pierwsza
powieść, wydana przed dwoma laty, została sprzedana w niewielkiej liczbie egzemplarzy. Ale
współpracująca z nią redaktorka, energiczna i gadatliwa Liz Dylan, była przekonana, \e druga
powieść kryminalna Georgii, która akurat się ukazała, stanie się wydarzeniem. Ksią\ka uzyskała
ju\ tak dobre pierwsze recenzje, \e wydawca zdecydował się zrobić jej wielką reklamę.
Georgia starała się nie przywiązywać zbyt du\ej wagi do tych optymistycznych przewidywań.
Nauczona przykrym doświadczeniem, a mo\e nawet przesądna z natury, na \ywym
niedzwiedziu nigdy nie dzieliła skóry.
Zastanawiała się, jak Jackson oceniłby jej pisanie. Korciło ją, aby powiedzieć mu o swych
ksią\kach. Mimo to jednak wolała ukryć przed nim tę część swej działalności, bo
gdyby ocenił ją zle lub, co gorzej, zlekcewa\ył, byłaby nieszczęśliwa.
Jako człowiek twardy w interesach i przeliczający wszystko na pieniądze, miałby z pewnością
powa\ne zastrze\enia co do opłacalności, a więc i sensowności tego przedsięwzięcia.
Będąc materialistą w ka\dym calu, liczyłby u kobiety na podobne podejście. Ale czy ona
kiedykolwiek chciała związać się z kimś, kto oceniał wszystko przez pryzmat pieniądza? Z
człowiekiem niezwykle zasadniczym, kierującym się w \yciu tylko i wyłącznie rozsądkiem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]