[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowcipkować, to muszę ci wierzyć.
- Przypominasz mi Rhetę - westchnąłem, ale mnie nie zrozumiał i dalej marszczył brwi
w zamyśleniu.
- Rheta wspominała ci o Austinie? - zapytał. - O wybuchu zarazy w tysiąc dziewięćset
dwudziestym piątym roku?
- Jasne. I wyprawie Curriego. Pokiwał głową.
- Wszystko to odkopała zaledwie w parę godzin. Moim zdaniem, solidne przejrzenie
dokumentów z historii medycyny pozwoli znalezć wiele takich przypadków. Ale to by zabrało
dużo czasu. A nie wiem, ile czasu nam zostało.
- Co to niby ma oznaczać?
- Tylko pomyśl, we wtorek rano Jim i Alison wezwali cię, bo im się nie podobał kolor
wody. Tego samego dnia wieczorem już się zarazili, oni i Oliver, czymś, co było w wodzie. Nie
wiem, o której utopił się chłopak, może sekcja to ustali, więc nie potrafię wyliczyć, jak szybko
jego ciało pokrywało się łuską. Ale wiem jedno: działo się to cholernie szybko. I jeśli to się
rozprzestrzenia, jeżeli studnie w okolicy są tym zarażone, to nie została nam ani chwila.
Wszyscy mieszkańcy New Milford zamienią się w skorupiaki, a gdy do tego dojdzie...
W dali rozległ się grzmot, a nad wzgórzami rozbłysła błyskawica.
- Znów deszcz. To najbardziej mokry rok od pół wieku. Wody gruntowe podeszły tak
wysoko, że się w nich taplamy - rzucił Dan.
- Skoro tu już jesteśmy, to może byśmy zajrzeli do kuchni? - zaproponowałem. - I na
wszelki wypadek wzięli parę próbek?
Dan po chwili namysłu skinął głową. Ruszyliśmy dalej przez podwórko. Piorun znów
uderzył i przez moment poczułem się nieswojo, jakby ziemia drgnęła mi pod stopami.
Spojrzawszy na Dana, spytałem:
- Też to czułeś?
- Drganie? Jak przy trzęsieniu ziemi?
- Tak.
Stanąłem bez ruchu, wiatr się wzmagał. Wtem stajnia na końcu podwórka rozjarzyła się
niezwykłym blaskiem, zalana promieniami słońca, które przebiło się przez chmury. Poczułem
się jak na obrazie Andrew Wyetha, gdzie wśród tła będącego mieszaniną pastelowych i ostrych
barw zupełnie zwyczajne przedmioty nabierają niezwykle groznego, przerażającego
charakteru.
- Nie wiem. To chyba tylko piorun - powiedział Dan w końcu.
Poczekaliśmy jeszcze moment, ale drgania się nie powtórzyły, więc ruszyliśmy dalej
przez podwórko. Siatkowa osłona drzwi trzaskała i obijała się o framugę, miotana podmuchami
wiatru, wokół panowała atmosfera opuszczenia. Zrobiło mi się przerazliwie smutno.
Znów się zatrzymaliśmy. Z całą pewnością dobiegł mnie jakiś dzwięk. Pękanie lub
bulgotanie - nie potrafiłem tego określić. Dan już miał wejść po schodach, gdy go chwyciłem za
ramię.
- Ciii... Posłuchaj. Nasłuchiwał, po czym stwierdził:
- To chyba woda. Do diabła, skąd się bierze? Poszliśmy dróżką wokół domu. Plątanina
gałęzi nad naszymi głowami pogłębiała panujące wszędzie ciemności, na ziemi w podmuchach
wiatru tańczyły suche liście. Na dachu werandy i wśród konarów zaszumiały pierwsze krople
deszczu. Coraz wyrazniej słyszeliśmy bulgotanie wody i idąc za tym dzwiękiem, dotarliśmy po
schodzącym w dół trawniku do starej, zardzewiałej wiktoriańskiej pompy ręcznej, z której
obłaziła czerwona farba.
- Tylko popatrz! - zakrzyknął Dan. - Woda aż się przelewa.
U podstawy pompy z szerokiej na cal dziury wytryskiwał z bulgotaniem strumień
wody. Wyżłobił już koryto do rowu obiegającego od wschodu gospodarstwo Bodine'ów, a jego
prąd był tak wartki, że unosił grudy ziemi oraz kamienie. Rósł z każdą chwilą.
Dan uklęknął na mokrej trawie, wyjął z kieszeni buteleczkę do pobierania próbek i
napełnił ją wodą wprost ze szczeliny.
- Co może spowodować taki gwałtowny wypływ? - spytał wstając. - W tych zródłach
nie ma zwykle tak wysokiego ciśnienia, prawda?
- Nie - odparłem.
Pochyliłem się nad pompą i nadstawiłem dłoń pod tryskający strumień. Woda była
lodowato zimna i z każdą chwilą wypływała z większą mocą.
- Potrafisz to wyjaśnić? Wzruszyłem ramionami.
- Wiele przyczyn może spowodować takie ciśnienie. Jeden system wód podziemnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp28dg.keep.pl