[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdą chwilą nabierał większej pewności, że inspektor Fennessy postanowił raczej spędzić wieczór w
domu, przed telewizorem, zamiast odwiedzać profesora mitologii celtyckiej w wielkim,
zawilgoconym wiktoriańskim apartamencie, pełnym książek, National Geographics" i pustych
butelek po tanim napoju jabłkowym. Gererdowi to nie przeszkadzało. Chciał porozmawiać przede
wszystkim z Katie. %7łyczył sobie jedynie, by inspektor Fennessy okazał mu trochę grzeczności i po
prostu zadzwonił z informacją, że odwołuje spotkanie.
Gerard ubrany był w sweter z grubej zielonej wełny, który kupił kiedyś podczas wakacyjnych
wędrówek w Kerry, i w znoszone beżowe spodnie ze sztruksu. W jego małym gabinecie jedynym
zródłem światła był ekran komputera. Komputer był włączony, żeby Gerard mógł natychmiast
pokazać inspektorowi, co odkrył.
Znów spróbował połączyć się z Katie. Telefon dzwonił i dzwonił, aż wreszcie odezwał się
matowy głos automatycznej sekretarki Eircell: Jeśli chcesz nagrać wiadomość..."
Tego było już za wiele. Nie mógł znalezć Katie, a Liam Fennessy nie pojawiał się, mimo że
przecież się z nim umówił. Gerard był przekonany, że odkrył właśnie jeden z największych sekretów
dwudziestego wieku, i ogarniała go wściekłość, kiedy uzmysławiał sobie, że właściwie nikogo to nie
interesuje. Wrócił do gabinetu, żeby wyłączyć komputer. Postanowił, że wezmie parasol, pójdzie do
Reidy's Vault Bar" na Western Road i uspokoi się przy kilku drinkach.
W tym samym momencie, w którym wyłączył komputer, rozległ się dzwonek do drzwi.
Westchnął ciężko i podszedł do domofonu.
- Inspektor Fennessy? - zapytał.
- Tak, to ja. - Głos Liama był zniekształcony i ledwo słyszalny, jakby stał zbyt daleko od
mikrofonu. - Leje jak z cebra. Wpuści mnie pan w końcu?
- Bardzo się pan spóznił. Mówił pan coś o dwudziestu minutach. Akurat miałem wyjść z domu.
- Przepraszam. Ale w końcu jestem...
Nacisnąwszy przycisk otwierający drzwi na klatkę schodową, Gerard powrócił do gabinetu i
ponownie włączył komputer. Kiedy program się uruchamiał, wytarł nos w zniszczoną papierową
chusteczkę. Tak naprawdę chciał opowiedzieć o swoim odkryciu Katie i tylko Katie. Nawet
przeprowadził głośną próbę tego, co jej powie. Wiedział, że wywrze na niej wrażenie. Może wtedy
Katie wreszcie spojrzy na niego inaczej, nie zwracając uwagi na jego otyłość i łysinę, zobaczy w nim
takiego człowieka, jakim jest naprawdę: mężczyznę zdolnego kochać tak, jak kochali mitologiczni
bohaterowie z czasów Tary, Aileacha i Cruachany. Niestety, na razie Gerard musiał się zadowolić
inspektorem Fennessym. To, co panu za chwilę ujawnię, inspektorze, zmieni na zawsze sposób
myślenia historyków o dwudziestym wieku".
Usłyszał energiczne pukanie, po chwili kolejne.
- Już! Już idę! - zawołał i podszedłszy do drzwi, zdjął łańcuch.
Nie zdążył ich otworzyć. Ktoś kopnął je z drugiej strony z taką siłą, że uderzyły go w twarz,
wpadł na szafę z ubraniami stojącą za drzwiami.
- Co jest? - chciał powiedzieć, ale zanim wydobył z siebie głos, do mieszkania wpadł jak burza
mężczyzna w czarnym płaszczu i czarnej kominiarce. Chwycił Gerarda za sweter pod szyją i z całej
siły pchnął go na podłogę, przewracając niski stolik do kawy i kilka pustych butelek.
Gerard próbował się podnieść, ale mężczyzna jeszcze raz złapał go za sweter, niemal uniósł w
powietrze i rzucił nim o drzwi prowadzące do małej kuchenki. Poczuł, jak pęka mu obojczyk, a po
całych jego plecach rozszedł się nieopisany ból.
- Co robisz? - zapiszczał Gerard. - Na Boga, to boli! Mężczyzna milczał, za to wykręcił
Gerardowi rękę i przycisnął go do ściany obok drzwi prowadzących do gabinetu.
- Gwardziści są w drodze - jęknął Gerard. - Przed chwilą do nich telefonowałem i już do mnie
jadą.
- Zamknij się - powiedział zimno mężczyzna.
- Mówię prawdę, mam umówione spotkanie z inspektorem Liamem Fennessym. Dlatego cię
wpuściłem. Myślałem, że to on.
- A co takiego zamierzałeś mu powiedzieć?
- Nic. Kilka słów o moich ostatnich badaniach.
- Naprawdę? A co takiego odkryłeś?
- Nic. Nic ważnego. Na miłość boską, to boli.
- Może coś o kościach z Knocknadeenly, co? Albo o Fionie Kelly?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]