[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stadionie usłyszeli jej wrzask. Wszyscy zmierzali ku niej powoli, ale
nieustępliwie.
Mel znów musiała zawierzyć swoim umiejętnościom. Przeskakiwała
z ławki na ławkę i zygzakowała, by uniknąć Zarażonych i nie potknąć się
o kolejne zwłoki.
Stań na oparciu i przeskocz na ławkę wyżej. Przebiegnij po niej do
samego końca, odbij się od balustrady, wyląduj na kolejnej ławce. Oszacuj
nowy kurs. I znów to samo .
Krakanie ptactwa i skrzeki Zarażonych układały się w przerażającą
kakofonię, szaleńczą ścieżkę dzwiękową ilustrującą szaleńczy bieg przez tor
przeszkód.
108/250
Pokonała jedną czwartą obwodu stadionu, co oznaczało, że zostało jej
jeszcze drugie tyle. Niespodziewanie, gdy przeskakiwała nad ciałem jakiegoś
mężczyzny, usłyszała czyjś krzyk:
Pomóż& mi! Pomóż!
Zatrzymała się i odwróciła. Ujrzała zakrwawionego, brudnego
mężczyznę, który próbował ją zatrzymać. Mel podeszła do niego.
Wody& Błagam& Pomóż mi& wyszeptał. Jego przekrwione oczy
błagały o pomoc. Był dorosłym człowiekiem i liczył sobie może około
pięćdziesięciu lat, ale nie miała pewności. Leżał wśród własnej krwi
i wymiocin, a na jego szyi i ramionach widać było ślady po ugryzieniach.
Już po nim pomyślała Mel, ale mimo to sięgnęła do plecaka
i wyciągnęła niemalże pustą butelkę. Wciąż miała drugą w zapasie.
Proszę.
Mężczyzna łapczywie złapał butelkę i wychłeptał resztę zawartości.
Kiedy cię pogryziono? zapytała.
Pokręcił głową i próbował odpowiedzieć, ale jego ciało przeszyły
gwałtowne konwulsje. Kaszlał i dygotał, a z jego ust ciekła krwawa żółć.
Mój Boże, on się zmienia!
Mężczyzna ryknął z bólu, nie przestając się wić. Mel cofnęła się, lecz nie
mogła oderwać od niego wzroku. Po upływie niecałej minuty mężczyzna
nagle osłabł i znieruchomiał. Stracił przytomność? A może umarł?
Powodowana niezdrową ciekawością, Mel podeszła bliżej, by się przekonać.
Mężczyzna złapał ją za kostkę. Pełzł ku niej po cementowej podłodze,
kłapiąc szczękami jak szalony. Wrzasnęła i trzasnęła go kijem w ramię.
Puścił ją, a dziewczyna odsunęła się, zdjęta przerażeniem. Wstrząśnięta
przyglądała się, jak nowy Zarażony podnosi się z trudem. Jego oczy
zajaśniały złotą żółcią. Zataczając się, ruszył ku niej i niezdarnie uniósł
109/250
strzaskane ramię, chcąc ją pochwycić, ale Mel otrząsnęła się już
z oszołomienia, ponownie zamachnęła się kijem i grzmotnęła go w bark.
Padł, a ona odwróciła się i pognała przez trybuny.
Pięła się, skakała, zbiegała i pokonywała susami kolejne przeszkody.
Wyzwanie wydawało się nie mieć końca. Bywało, że któryś z Zarażonych
zanadto się zbliżał musiała wtedy zatrzymać się i przyłożyć mu kijem.
Nim dotarła na północny skraj areny, była wyczerpana i wszystko ją bolało.
Zbiegła na sam dół do korytarza pod trybunami, a tam natknęła się na
Zarażonych pożerających zwłoki. Unieśli głowy, warknęli i zaczęli wstawać.
Ich twarze były wysmarowane krwią i ludzkimi szczątkami. Mel wyminęła
ich i zmusiła się do dalszego biegu w stronę najbliższej bramy. Była coraz
niżej, aż znalazła się na poziomie ulicy. Leżało tam równie dużo trupów jak
po wschodniej stronie.
Dostrzegli ją kolejni Zarażeni i poczłapali ku niej, ale okazali się zbyt
powolni, by dogonić sportsmenkę, która przemknęła przez skrzyżowanie
i znikła w spustoszonej kawiarni, by ukryć się i zaczerpnąć tchu. Wyglądało
na to, że nadal dopisuje jej szczęście. Przykucnęła za ladą, gdzie zauważyła
drzwi w podłodze, prowadzące do piwnicy z zapasami. Zajrzała do środka,
chcąc zdobyć pewność, że nie kryje się tam żaden wróg, a potem zeskoczyła
na dół, zamknęła klapę nad głową i skuliła się w mroku.
Miała wrażenie, że jej serce nigdy już się nie uspokoi, ale skoncentrowała
się na oddychaniu i w końcu zaczęła dochodzić do siebie. Otworzyła drugą
butelkę i pociągnęła długi łyk.
Następnie zamknęła oczy i nie otwierała ich przez kolejne pół godziny.
10.
18:00
Słońce powoli zachodziło. Na zewnątrz wciąż było jasno, ale wkrótce
miał zapaść zmrok, co oznaczało, że niebezpieczeństwo wzrośnie
dziesięciokrotnie. Lampy na Alei Koszmarów niewiele dawały rzucały
jedynie kręgi światła o średnicy może dwóch metrów. Jeśli gdzieś w pobliżu
kryli się jacyś zdrowi ludzie, nikt nie zapaliłby światła ze strachu przed
przyciągnięciem uwagi przemienionych. Mel wiedziała, że po zmroku
Zarażeni stawali się szybsi i silniejsi. Co powinna więc zrobić? Znalezć
kryjówkę, by przeczekać do rana? Tak postąpiłby każdy logicznie myślący
człowiek, ale dla niej było to beznadziejne rozwiązanie. Równie dobrze
mogłaby wyciągnąć broń i strzelić sobie w głowę. Z każdą minutą jej
przemiana stawała się coraz bliższą ewentualnością. Musiała ruszać.
Z pewnością na zewnątrz kręciło się teraz więcej Zarażonych, którzy
z chwili na chwilę stawali się bardziej sprawni. Czy powinna od razu rzucić
się do biegu? Nie. Było ich tam zbyt wielu. Udałoby się jej prześcignąć
goniących, ale zatrzymaliby ją nadciągający z przodu. Musiała więc znów
przekradać się wzdłuż drogi i chować za koszami na śmieci, porzuconymi
samochodami oraz innymi przeszkodami. Doszła jednak do wniosku, że
w tym tempie dotrze na Skwer za rok. Po co w ogóle podjęła tak
111/250
beznadziejną misję? Czy już całkiem oszalała? Może należało zakończyć to
wszystko tu i teraz?
Porąbane leki .
Musiała zdobyć lekarstwo. Ale czy je przyślą? Może to wszystko tylko
bzdura? Och, gdyby tylko miała pewność! Przecież musiała w coś wierzyć!
Tak, te leki na pewno zostaną zrzucone. Przecież taki wysiłek nie mógł pójść
na marne.
Ruszaj przed siebie, do cholery. Nie poddawaj się. Pokonałaś właśnie
ważną przeszkodę. Nie pozwól, by mrok cię wystraszył bądz spowolnił.
Dotrzesz do tego parku albo zginiesz po drodze .
Przykucnęła za niewielkim vanem, przepuszczając grupę Zarażonych,
wlokących się środkiem drogi. Z niewytłumaczalnych powodów pomyślała
o swoich rodzicach. Jaką straszliwą śmiercią zginęli! A Paul& Biedny,
bezradny Paul. Podobne wnioski nie przychodziły jej łatwo, ale gdyby miała
się założyć, postawiłaby cały majątek na to, że zginął. Miała nadzieję, że się
myli, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że to niemożliwe.
Zarażeni poszli dalej i nadszedł czas opuścić kryjówkę. Mel wybiegła,
skryła się we wnęce sklepowej, rozejrzała ponownie i popędziła w stronę
kolejnego samochodu. Chowając się za przewróconym straganem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]