[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znaczy zaczynać z silniejszymi i bardziej wpływowymi ludzmi.
- A twoje zeznanie? I Edmund, i ojciec zapewnili mnie, że zostaniesz wezwany przed
sąd, aby... - trudno było jej wypowiedzieć te słowa, mimo że dotyczyły wyjątkowego
przeżycia, do którego sama parła - aby powiedzieć o naszym romansie. To zaszkodzi
twojej pozycji w towarzystwie.
Wzruszył ramionami.
- Trudno. Od lat ledwie uczestniczę w życiu towarzystwa. Nie przywiązuję do tego
wagi. Nic się nie stanie, jeśli będę przyjeżdżał do Londynu jedynie z powodu posiedzeń
Izby Lordów. Problem w tym, że moje zeznania tobie by zaszkodziły.
- Panna Duckworth może zerwać zaręczyny.
Tych słów już nie mogła cofnąć. Stało się. Wprawdzie zawsze wiedziała, że Guy się z
nią nie ożeni, ale... ale gdyby panna Duckworth zerwała zaręczyny, to może jednak...
Spojrzał na nią. Miał nieprzeniknioną twarz. Trudno było zgadnąć, o czym w tej chwili
myśli.
Gdy wreszcie się odezwał, jego głos brzmiał bardzo rzeczowo.
- Panna Duckworth postąpi tak, jak uzna za stosowne. Ani słowem nie dał jej do
zrozumienia, że nie miał by nic przeciwko temu, gdyby narzeczona zwróciła mu
pierścionek, a tym bardziej że mógłby chcieć się ożenić z kim innym.
Felicja uznała, że w tej sytuacji musi dostosować się do jego beznamiętnego tonu.
- Wszyscy postępujemy w ten sposób.
Guy zerknął na nią kpiąco i zbliżył się o krok. Spojrzała na niego ostrzegawczo, dając
mu znak, by pozostał na miejscu. Rzeczywiście, przystanął i niedbale się skłonił.
- Lepiej będzie, jak pójdę.
Skinęła głową i znów odwróciła się do okna, żeby nie widzieć, jak Guy wychodzi z
apartamentu. Felicja znalazłaby się w innej sytuacji, gdyby Chillings dał do
zrozumienia, że chciałby się z nią ożenić. Jednak tego nie zrobił. Szkoda, bo przecież
kocha go i nie miałaby nic przeciwko temu...
%7łycie ma to do siebie, że niesie ze sobą trudy i rozczarowania. Dumnie wyprostowała
plecy, chociaż było jej ciężko na duszy. Nie miała wyjścia. Musiała zdać się na łaskę
losu i mieć nadzieję, że,jednak uda jej się wywalczyć dożywocie. Kiedy petycja dotrze
do parlamentu, zostanie prawdopodobnie wyznaczony tak zwany rzecznik damy, a
także członek parlamentu, który będzie ją reprezentował podczas procesu. Inaczej nie
miałaby nikogo, kto mógłby się za nią ująć. Po zakończeniu tej procedury z
przyjemnością opuści Londyn. Wolałaby się nie rozstawać z Guyem, ale los
zdecydował inaczej. Guy stanie się przeszłością tak samo, jak przeszłością stały się
dramatyczne wydarzenia ostatniego roku.
Guy wyszedł z hotelu. Nie powiedział Felicji, że ma się stawić w sądzie, by złożyć
zeznania, bo i bez tego miała dość strapień. Dał znak służącemu, żeby poprowadził
konie i faeton. Nie czuł się na siłach powozić.
Wszedł do budynku, w którym wyłożone ciemną boazerią korytarze pachniały
woskiem. Przesłuchanie miało się odbyć w niewielkiej sali, aby nie wywoływać sensacji.
Wszedł do środka i rozejrzał się dookoła. Edmund Marbury już był. Kilku innych
mężczyzn, obecnych w sali, Guy znal.
Jeden z lordów podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
- Nie sądziłem, że zostaniesz zamieszany w taką nieprzyjemną sprawę, Chillings. Już
prędzej podejrzewałbym Dominica.
Guy wzruszył ramionami. Musiał ugryzć się w język, żeby nie wygłosić złośliwej
uwagi, bo rozdrażniło go lekceważące napomknienie o Dominicu.
- Każdemu się zdarza.
To nie był odpowiedni moment na roztrząsanie wad i zalet braci. Zaczynało się
przesłuchanie. Pierwszy wystąpił Edmund Marbury.
- Felicja jest moją żoną od dziesięciu lat. Urodziła mi dwoje dzieci, w tym chłopca. Przez
jej matczyną niedbałość oboje umarli rok temu. Ale nie z tej przyczyny domagam się
rozwodu - powiedział z udawanym żalem. - Moja żona była niewierna. Ten człowiek
tutaj - skinął dłonią w stronę mężczyzny, który niewątpliwie był służącym - widział ją
w hotelu Pulteney" z wicehrabią Chillingsem. Twierdzę również, że wicehrabia jest
wspólnikiem mojej żony w cudzołóstwie.
Guy uznał, że z przyjemnością udusiłby tego typa. Wiedział jednak, że nie wolno mu
okazać emocji. Byłby to fatalny w skutkach błąd. Zauważył, że Marbury zrezygnował z
pomysłu wykorzystania dwóch służących z wiejskiego majątku. Miał w sieci grubszą
rybę.
Rozejrzał się po sali, aby sprawdzić, jakie wrażenie wywołały słowa Marbury'ego.
Zebrani zachowali obojętne miny.
Człowiek chciał się rozwieść i był gotów zapłacić za to tysiące funtów. Guy był
przekonany, że obecni zamierzają pozwolić mu na ten rozwód.
Przyszła na niego kolej. Mógł skłamać, zaprzeczyć, że kiedykolwiek tknął Felicję. Nie
było świadków, którzy zadaliby mu kłam. Zeznanie służącego było obciążające, ale bez
poparcia mogłoby nie wystarczyć.
Przez trzydzieści trzy lata Guy skłamał tylko raz. Pani Drummond spuściła mu wtedy
tęgie lanie i wysłała go do łóżka bez kolacji. Miał pięć lat i skłamał, żeby osłaniać Bell,
która wspięła się na jabłoń przed oknem dziecięcego pokoju. Od tamtej pory nawet na
myśl mu nie przyszło, żeby mijać się z prawdą.
Jednak ta sytuacja była szczególna. Prawda zapewniłaby Marbury'emu upragniony
rozwód, natomiast zrujnowałaby Felicję. %7ładen mężczyzna już by z nią nie ożenił. Co
więcej, zgodnie z prawem, straciłaby prawo do dożywocia i stała się całkowicie zależna
od tego, co zawyrokują ludzie, decydujący o pieniądzach. Ci zwykle przyznawali
kobiecie jakiś dochód, ale niewielki. Rozwódka nie mogła też pracować, bo w żadnym
szanującym się domu nie dano by jej zajęcia. W najlepszym razie przyjęto by ją do
służby na zapadłej wsi u kogoś, kto nie bywa w Londynie, na przykład u zamożnego
gospodarza albo urzędnika. A może nawet musiałaby zatrudnić się w manufakturze.
Taki los skazałby kobietę niewątpliwie inteligentną, obytą i zasługującą na godziwe
życie na ponurą egzystencję.
Musiał też wziąć pod uwagę swoją sytuację. Niewątpliwie, tak jak przewidywała
Felicja, jego reputacja zostałaby zszargana. Należało więc przewidywać, że panna
Duckworth zerwie zaręczyny. Wtedy zostałby bez kandydatki na żonę, która może dać
mu dziedzica.
Stanowczo byłoby lepiej, gdyby skłamał.
Obrzucił uważnym spojrzeniem zgromadzonych na sali, dłużej zatrzymując się przy
Marburym. Mąż Felicji najwyrazniej był pewien sukcesu, miał triumfującą minę. Guy
ostatecznie doszedł do wniosku, że skłamać mu nie wolno, mógł jednak bardzo
wyraznie wskazać winowajcę.
Wstał, by zabrać głos.
- Pani Marbury zamieszkała na jakiś czas w mojej wiejskiej rezydencji, ponieważ w jej
pobliżu uległ wypadkowi powóz, którym podróżowała. Pani Marbury została ranna.
Gdy odzyskała przytomność, nie pamiętała, kim jest. Sądziła, że jest wdową, ponieważ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]