[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdecydowanie potrząsnął głową.
- Nie, nawet gdyby Claudia jeszcze coś do mnie czuła,
nigdy by się nie zniżyła do czegoś podobnego.
Annie wystarczyło spędzić w towarzystwie tej kobiety
pół godziny, by nie mieć żadnych wątpliwości co do tego,
S
R
do jakich niskich czynów Claudia jest zdolna, gdy tylko
służy to jej celom.
- Nie zgadzam się z tobą, przykro mi. Sam powiedziałeś,
że jest inteligentna i kompetentna, tymczasem zwolniła jed-
nego z najlepszych wykładowców, co nie jest ani logiczne, ani
sensowne. Musiały więc kierować nią inne pobudki.
- Nie możesz wiedzieć, jakim jestem wykładowcą.
- Tak się składa, że wiem. Uczyłeś kiedyś Mel, opowia-
dała mi o tobie. Jednak to, co się stało, nie ma nic wspól-
nego z jakością twojej pracy. - Podeszła do okna i stanęła
plecami do Thea, gdyż nie wiedziała, czy zdoła w dosta-
tecznym stopniu zapanować nad emocjami. Lepiej, by nie
widział wyrazu jej twarzy. - Wyrzucono cię z mojego po-
wodu. - Z trudem zdławiła szloch. - To przeze mnie masz
problemy.
- Nie! Nie możesz tak mówić! - zareagował gwałtownie.
- To nie ma absolutnie nic wspólnego z nami.
Jemu więc Claudia nic nie powiedziała. Sprytnie. Bar-
dzo sprytnie.
- Niestety, ma. Uwierz mi. Gdybyśmy się rozstali, twój
kontrakt zostałby od razu przedłużony.
Theo podniósł się zza biurka, podszedł do niej i ujął ją
za ramiona.
- Mylisz się, nic podobnego by nie nastąpiło. Na uniwer-
sytecie nie załatwia się spraw w ten sposób.
Annie zamknęła oczy, by powstrzymać łzy, lecz bez
skutku. Gdy Theo ujrzał, że Annie płacze, przygarnął ją
mocno do siebie.
- Nie wolno ci nawet myśleć o rozstaniu ze mną.
Poczuła gorące pocałunki na szyi, mokrym policzku,
skroni. Potem Theo obrócił ją ku sobie.
S
R
- Ta cała historia to naprawdę nie twoja wina.
Annie wiedziała lepiej, ale gdy dotknął wargami jej ust,
zapomniała o wszystkim. Pózniej pomyśli o tym, co po-
winna zrobić. To znaczy wiedziała, co musi zrobić... Ale
to potem...
Poddała się pocałunkom i pieszczotom Thea. Już o ni-
czym nie myślała. Jak i o czym miałaby myśleć, gdy rozpi-
nał guziki jej bluzki? Gdy wyciągała mu koszulę ze spodni?
Gdy przesuwał wargami po jej skórze wzdłuż koronko-
wych ramiączek staniczka? Gdy sięgała do suwaka jego
dżinsów?
Liczyło się jedynie to, że byli razem, ofiarowując sobie
nawzajem niezmierzoną czułość i zachwyt, wyrażając swo-
je uczucia w najszczerszy, najbardziej intymny sposób.
Potem ubrali się i chichocząc cicho, pozbierali papiery,
które zrzucili z biurka Thea. Poszli do kuchni, gdzie pod-
grzali jedzenie z tajskiej restauracji i zjedli je, siedząc po
turecku na podłodze w pokoju dziennym, popijając schło-
dzonym winem i podziwiając przepyszny bukiet lilii.
- Co teraz zrobisz? - spytała Annie, gdy sprzątnęli po
kolacji.
- Zacznę szukać pracy.
- Czy w Brisbane znajdzie się inna posada wykładowcy?
- Nie sądzę. Na pewno nie w przyszłym semestrze, może
coś zwolni się w następnym.
- Jeśli będziesz musiał wyjechać, to co się stanie z Da-
mienem? I z Georgeem?
-Z kim?
- Twoim ojcem. No wiesz, to ten sympatyczny starszy
pan, który mieszka zaraz za rogiem w niedużym białym
domku.
S
R
Jednocześnie uśmiechnął się z rozbawieniem i ze zdu-
mieniem ściągnął brwi.
- Skąd wiesz?
- Poznałam go rano podczas spaceru z Basilem. Czuję,
że założymy Fanklub Thea Graingera.
Rozpogodził się po raz pierwszy tego wieczoru.
- Co za pomysł!
- Na pewno będzie miał wielu członków, przystaną do
niego i moje przyjaciółki, i Giovanni... - ciągnęła, starając
się poprawić mu humor.
- Może Fanklub wystawi mi dobre referencje - zażarto-
wał ponuro.
Nie będziesz ich potrzebował, gdy zrobię to, co chcę
zrobić, pomyślała i wstrząsnął nią dreszcz.
- Co się dzieje? - zaniepokoił się.
- Nic. - Zdobyła się na blady uśmiech. - Po prostu mar-
twię się tym, co się stało.
- Nie ma potrzeby. Zamierzam potraktować to jak wy-
zwanie. Kto wie, czy nie wyniknie z tego coś dobrego.
- Widzę, że zaczynasz podchodzić do tego filozoficznie.
- Co w tym złego?
- Nic, tylko że to w ogóle nie powinno się wydarzyć.
Nie potrafiła znieść świadomości, że całe dotychcza-
sowe życie Thea rozsypuje się z jej powodu. Jak poczuje
się George, gdy syn będzie musiał wyjechać? Co stanie się
z Damienem, który wciąż potrzebował opieki wujka? Czy
Theo będzie umiał ich zostawić?
Nie będzie musiał, jeśli ona zdobędzie się na odwagę
i naprawi, co nieświadomie zepsuła.
- Nie bierz sobie tego wszystkiego aż tak do serca - po-
wiedział Theo i zaczął z wyczuciem masować jej kark
S
R
i ramiona. - Jesteś cała spięta... Pozwól, że się tym zajmę
- wymruczał jej do ucha. - Proponuję położyć się wcześ-
niej.. . Rano zobaczysz wszystko w lepszym świetle.
Nie tym razem, pomyślała z rozpaczą, lecz odegnała od
siebie czarne myśli, postanawiając wykorzystać czas, jaki
jej pozostał, czyli tę jedną jedyną noc.
- Zajmij się więc mną, właśnie tego mi najbardziej trze-
ba - odparła, obracając się ku Theowi, by zatonąć w jego
objęciach.
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Oczywiście wiedziała, że to będzie trudne, lecz nie przy-
puszczała, że aż tak bardzo.
Trzykrotnie wybierała numer Claudii i trzykrotnie
stchórzyła. Nie widziała jednak innego wyjścia. Rozmyśla-
ła o tym przez całą noc, tuląc do serca dłoń śpiącego Thea,
i nie znajdowała żadnego innego rozwiązania.
W ogóle nie spała, żal jej było każdej chwili. W półmro-
ku przyglądała się Theowi, w myślach obsypując go naj-
czulszymi pocałunkami, dobrymi myślami, obdarzając
błogosławieństwem kochającego serca. Rano Theo obu-
dził się wypoczęty i w pełni gotów stawić czoło nowej sy-
tuacji. Kiedy wychodził na uczelnię, gdzie miał przez ca-
ły dzień sprawdzać prace z egzaminu pisemnego, Annie
musiała przywołać na pomoc swój hart ducha, by się nie
rozpłakać.
Widzieli się po raz ostatni, lecz on o tym nie wiedział.
Pożegnał ją pocałunkiem, wyszedł z domu, przy furtce ob-
rócił się i pomachał stojącej w progu Annie. Niewiele bra-
kowało, by pobiegła za nim i rzuciła mu się na szyję, mó-
wiąc, że nigdy go nie opuści.
Wytrzymała.
Czekała ją jeszcze rozmowa z Claudią. Pomyśl, że
robisz to dla Thea, przykazała sobie w myślach. Zde-
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]